Media powinny relacjonować obrady komisji „lex Tusk”, ale też wyjaśniać

„Zawód szambiarza, trzeba zatkać nos i robić swoje”

Andrzej Duda

Lewica zaapelowała do polskich mediów, żeby zbojkotowały posiedzenia komisji ds. badania wpływów rosyjskich (słynna ustawa „lex Tusk) i nie relacjonowały ich przebiegu. Dziennikarze twierdzą jednak, że rolą mediów jest informować, niezależnie od przedmiotu informacji. – Dziennikarstwo zaczyna trochę przypominać zawód szambiarza; trzeba zatkać nos i robić swoje – uważa Bogusław Chrabota.

26 maja Sejm przegłosował ustawę (popularnie nazywaną „lex Tusk”) powołującą komisję weryfikacyjną, której celem ma być badanie wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007-2022 . Wcześniej projekt odrzucił Senat i sejmowa komisja Spraw Wewnętrznych i Administracji. W poniedziałek pod ustawą podpis złożył prezydent Andrzej Duda, odsyłając ją do Trybunału Konstytucyjnego w trybie następczym (będzie obowiązywać już dzień później).

Czym jest komisja ds. badania wpływów rosyjskich

W myśl ustawy komisja będzie miała uprawnienia zarówno śledcze, sądownicze i służb specjalnych, jej członkowie będą mogli zarządzać przesłuchania, przeszukania i inwigilację. Komisja będzie mogła wezwać każdego.

W ramach „środków zaradczych” komisja będzie mogła pozbawić daną osobę prawa do pełnienia funkcji publicznej nawet do 10 lat, odebrać przymiot „nieskazitelnego charakteru” (wymagany m.in. od sędziów) oraz zakazać dostępu do informacji niejawnych. Członkowie komisji będą mogli uzyskać dostęp do dokumentów archiwalnych czy zawierających informacje niejawne czy dotyczące tajemnicy przedsiębiorstwa.

Od nałożonych przez komisję „środków zaradczych” nie będzie odwołania. Członkowie komisji nie będą ponosić odpowiedzialności za działalność w ramach prac komisji – np. za bezpodstawne oskarżenie. Prace komisji mają być głównie niejawne – dotyczy to głównie dokumentów.

Lewica zaapelowała jednak do mediów, aby zbojkotowały posiedzenia komisji (jeśli będą jawne). Posłanka Magdalena Biejat mówiła, by media nie brały „udziału w tej politycznej szopce”. Spytaliśmy TVN24 i Polsat News, czy zdecydowałyby się relacjonować obrady, czy opatrywałyby je swoim komentarzem. Czekamy na odpowiedzi.

„Przyzwoicie obsłużyć”

– Nie wierzę w żadną w tym przypadku solidarność mediów – ocenia w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Seweryn Blumsztajn, prezes Towarzystwa Dziennikarskiego, w przeszłości m.in. redaktor naczelny krakowskiej i stołecznej „Gazety Wyborczej”. – Moglibyśmy mieć z nią do czynienia, gdyby temat dotyczył bezpośrednio mediów, takie rzeczy się zdarzały. Ale nie wierzę, że w polityce w tak rozgrzanym temacie w czasie kampanii wyborczej. W całej tej grze liczą się media tak zwane publiczne i przede wszystkim chodzi o ich widzów i słuchaczy. Po to robią ten cały cyrk – podkreśla.

Blumsztajn ocenia, że apel Lewicy jest „nierealistyczny”. – Liczą, że media publiczne się dostosują? Dla PiS to one są najważniejsze, bo one obsługują ich elektorat. Niezależne media powinny po prostu przyzwoicie obsłużyć obrady, skomentować, pokazać ten cyrk i kłamstwa. Bo wiadomo, co tam będzie wyprawiane – dodaje.

Na początku ub.r. TVN24 przerwał transmisję konferencji polityków PiS i Solidarnej Polski, którzy winą za wzrost kosztów produkcji prądu obarczali Unię Europejską i jej politykę klimatyczną. Prowadzący Robert Kantereit na antenie prostował informacje przekazywane przez posłów. We wrześniu 2021 roku stacja przerwała transmisję konferencji Zbigniewa Ziobry, prezenterka prostowała wtedy słowa ministra sprawiedliwości o zasadach wyboru rad sądownictwa w Niemczech.

Szef Towarzystwa Dziennikarskiego przypomina, że podczas prac komisji ds. VAT przesłuchania Donalda Tuska pokazały, jak „rozwalił tę komisję w drebiezgi”. – Jest więc szansa, że Tusk teraz się znowu obroni. Tym bardziej że przewodniczącym komisji będzie Paweł Kukiz, który nie zna się na niczym. Jeżeli to on zostanie przewodniczącym, bo ja obstawiam, że będzie nim Antoni Macierewicz. Ale spektakl zderzenia z Tuskiem byłby zbyt atrakcyjny, żeby liczyć, że media to zbojkotują – podkreśla Blumsztajn.

Prawo do informacji

– Niezależnie od tego na jaki poziom świństwa wejdzie polska polityka nikt nas – czyli media – nie zwolnił z obowiązku jej relacjonowania – podkreśla Bogusław Chrabota, prezes Izby Wydawców Prasy i redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”. – Dziennikarstwo zaczyna trochę przypominać zawód szambiarza; trzeba zatkać nos i robić swoje. Mizdrzenie się, że coś jest moralnie/etycznie/formalnie niefajne i dlatego tego nie zauważymy, jest nieprofesjonalne, bo ludzie, niezależnie do poglądu na rzeczywistość, mają prawo do informacji – ocenia.

Podobne zdanie ma Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski, dla którego apel Lewicy to „zakrywanie oczu i udawanie, że coś nie istnieje”. – Jeżeli ta pseudokomisja będzie wydawała decyzje, one będą rodziły za sobą skutki prawne. Oczywiście to dyskusyjne na tym etapie, możliwe, że ona nigdy nie będzie w stanie wydać żadnej decyzji. Ale jeżeli jednak będzie, to nie najlepszą metodą byłoby niewspominanie i niepokazywanie tego – ocenia.

– Należy o tym mówić. Równie dobrze można by uznać, że nie należało pisać o ustawie powołującej tę komisję, bo była kuriozalna – podkreśla Słowik. – Rolą dziennikarzy jest pokazywać, że to kuriozalne i złe. Gdy komisja będzie obradować, zadaniem dziennikarzy będzie pokazywać, jak to wygląda i że jest to twór zupełnie wymykający się jakiemukolwiek porządkowi prawnemu w Polsce. Organ administracji publicznej de facto będący parasądem karnym – uważa dziennikarz. – Jeżeli będzie to pokazywane w rzetelny sposób, należy to robić. Pamiętajmy, że masa mediów jest ordynarnie rządowa. Można się lepiej poczuć, że na znak protestu nie będziemy pokazywali, ale wtedy odbiorca będzie dostawał wyłącznie rządową narrację. Podobny casus: czy politycy opozycji powinni chodzić do mediów rządowych? Moim zdaniem tak, jeżeli potrafią tam rozmawiać i pokazywać, jak wygląda rzeczywistość. Nawet jeśli to rzeczywistość wykoślawiona, bo w końcu to politycy – dodaje.

Dziennikarz WP podkreśla, że media są od tego, by „z jednej strony pokazać, a z drugiej strony – wyjaśnić”. – Nie zgadzam się z tymi, którzy mówią: jedyna rola mediów to pokazywanie. Dawno odeszliśmy od czasów podstawiania dyktafonu, włączenia kamery i niech sobie leci. Media powinny objaśniać, pokazywać – zaznacza Słowik.

Zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej

Przed komisją, jak zapowiadał wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz, powinno stanąć wielu dziennikarzy. W przyjętej i podpisanej ustawie znajduje się procedura zwolnienia dziennikarza z tajemnicy dziennikarskiej. Zresztą nie tylko z niej: komisja będzie mogła wymóc zwolnienie z tajemnicy radcowskiej, notarialnej, adwokackiej i lekarskiej. Jedyny wyjątek? Tajemnica spowiedzi. Za niestawiennictwo komisja będzie mogła ukarać wezwaną osobę grzywną do 20 tys. zł za pierwszą nieobecność i nawet 50 tys. zł za kolejną.

– Co prawda jest tu kontrola sądu, ale jest ona iluzoryczna – mówi Patryk Słowik. – Komisja potrzebuje zwolnić dziennikarza z tajemnicy. Sądy zachowają się tak samo, jak przy podsłuchach: statystyki wyrażanych zgód przypominają wyniki demokratycznych wyborów na Kubie, przekraczają 98 procent. Tu będzie tak samo, dziennikarze po kolei będą zwalniani z tajemnicy zawodowej. I od danego dziennikarza zależeć będzie, czy zgodzi się zeznawać. Jeśli odmówi, to na początek dostanie grzywnę do 20 tysięcy złotych, a potem do 50 tysięcy. To jedno wielkie bezprawie. I zostało to przegłosowane. Był film „Prawo i pięść”, została pięść, prawa nie ma – kończy.

– Nie wpisali, że komisja może też rozgrzeszać i zbawiać? – ironizuje Seweryn Blumsztajn. – To absurdalne prawo. Jeżeli będą chcieli przesłuchać dziennikarza i zdjąć tajemnicę dziennikarską, trzeba odmawiać i koniec, ponosić konsekwencje. Tu nie można mówić o przekroczeniu kolejnej bariery, to po prostu kompletne zaprzeczenie wszystkiemu. Jak powiedział Piotr Pacewicz: to bezpośrednie uderzenie w prawa wyborcze. Kaczyński, nie chce, żeby kandydował Tusk i tyle. Oni zrobili coś tak skandalicznego i niewiarygodnego, że trudno o słowa komentarza – dodaje.