Politycy Lewicy zwrócili się do mediów o nierelacjonowanie prac Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich. Szefowie redakcji odpowiadają, że nie przychylą się do tego apelu, bo byłoby to sprzeniewierzenie się obowiązkom, jakie wypełniają wobec społeczeństwa. Dziennikarze sami jednak mogą być wzywani przed komisję. Ustalono procedurę zwalniania ich z tajemnicy dziennikarskiej.
– Apelujemy do mediów odpowiedzialnych i wspierających demokrację, aby tak jak prezydent zbojkotował dziennikarzy, tak media zbojkotowały obrady tej komisji. Nie dawajmy jej tlenu – powiedziała w poniedziałek posłanka Magdalena Biejat na konferencji Lewicy w Sejmie, zwołanej po ogłoszeniu przez prezydenta Andrzeja Dudę, że podpisze ustawę powołującą Państwową Komisję do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczpospolitej Polskiej w latach 2007-2022.
Węglarczyk: „Jedyne kryterium to interes publiczny”
Po podpisaniu ustawy przez prezydenta komisja będzie mogła rozpocząć działanie jeszcze w tym tygodniu. Z zapisów ustawy nazywanej powszechnie lex Tusk wynika, że komisja ma być narzędziem Prawa i Sprawiedliwości do eliminowania z życia publicznego przeciwników obozu rządzącego.
W ustawie powołującej komisję do badania rosyjskich wpływów zapisano zasady, na jakich media będą mogły relacjonować jej prace. W art. 23. ustawy czytamy:
-
„Przewodniczący Komisji zezwala przedstawicielom środków masowego przekazu na dokonywanie za pomocą aparatury utrwaleń obrazu i dźwięku z przebiegu rozprawy oraz transmisję audiowizualną za pośrednictwem sieci Internet.
-
Komisja może określić warunki udziału w rozprawie przedstawicieli środków masowego przekazu.
-
Jeżeli ze względów techniczno-organizacyjnych obecność przedstawicieli środków masowego przekazu utrudnia przebieg rozprawy, Komisja ogranicza liczbę przedstawicieli środków masowego przekazu na sali, w której odbywa się rozprawa, i wskazuje uprawnionych do dokonywania za pomocą aparatury utrwaleń obrazu i dźwięku z przebiegu rozprawy oraz transmisji audiowizualnej za pośrednictwem sieci Internet według kolejności zgłoszeń lub na podstawie losowania.
-
Przewodniczący Komisji zarządza opuszczenie sali, w której odbywa się rozprawa, przez przedstawicieli środków masowego przekazu, którzy zakłócają przebieg rozprawy.
-
W razie gdyby obecność przedstawicieli środków masowego przekazu mogła oddziaływać krępująco na zeznania świadka, przewodniczący Komisji może zarządzić opuszczenie sali, w której odbywa się rozprawa, przez przedstawicieli środków masowego przekazu na czas przesłuchania świadka”.
Zdaniem posłów Lewicy media w ogóle nie powinny transmitować i relacjonować prac komisji do badania rosyjskich wpływów, żeby zasiadającym w niej politykom nie zapewniać trybuny do wypowiedzi.
Bartosza Węglarczyka, redaktora naczelnego portalu Onet.pl, dziwi apel Lewicy. Jego zdaniem to instruowanie mediów przez polityków, czym mają się zajmować, a czym nie. – Jedyne kryterium dla nas, czy coś jest warte relacjonowania, to interes publiczny. Uważam, że relacjonowanie prac komisji do badania wpływów rosyjskich jest w interesie publicznym, bo społeczeństwo powinno wiedzieć, co się dzieje w tej komisji – mówi Bartosz Węglarczyk.
„Dziennikarstwo przypomina zawód szambiarza”
– Niezależnie od tego, na jaki poziom świństwa wejdzie polska polityka, nikt nas – czyli mediów – nie zwolnił z obowiązku jej relacjonowania. Dziennikarstwo zaczyna trochę przypominać zawód szambiarza: trzeba zatkać nos i robić swoje. Mizdrzenie się, że coś jest moralnie, etycznie, formalnie niefajne i dlatego tego nie zauważymy, jest nieprofesjonalne, bo ludzie, niezależnie od poglądu na rzeczywistość, mają prawo do informacji – zauważa Bogusław Chrabota, redaktor naczelny dziennika „Rzeczpospolita”.
– Jak „Gazeta Wyborcza” zareaguje na apel Lewicy? – pytamy Bartosza T. Wielińskiego, zastępcę redaktora naczelnego tego dziennika.
– Nie podjęliśmy w tej sprawie jeszcze żadnej decyzji, trudno mi sobie wyobrazić bojkotowanie komisji. Jeśli my nie będziemy pisać o jej działaniach, nasi czytelnicy będą zdani na przekaz mediów reżimowych. To byłoby wobec nich nieuczciwe. Poza tym musimy wiedzieć, co się dzieje w środku, musimy demaskować kłamstwa, manipulacje, materiały z Pegasusa itd. Nasz redakcyjny nestor Piotr Stasiński powtarza, że „context is the king”, czyli: kontekst jest królem. Myślę, że będzie to podstawowe założenie jakichkolwiek relacji dotyczących prac tego trybunału. Trzeba będzie nieustannie przypominać, że mamy do czynienia z instytucją nielegalną, sprzeczną z konstytucją i europejską konwencją praw człowieka, służącą jedynie do niszczenia ludzi. I że jej twórcy oraz uczestnicy tego spektaklu zostaną rozliczeni – odpowiada Wieliński.
Politycy obozu rządzącego coraz częściej nie kryją, że chcieliby stawiać przed nową komisją również dziennikarzy. W poniedziałek w sejmie wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz, próbując uniknąć odpowiedzi na pytanie Patryka Michalskiego z WP.pl, czy są politycy PiS, których chciałby zobaczyć stojących przed komisją, odparł: „Moim zdaniem również powinno stanąć przed tą komisją wielu dziennikarzy”. Następnie uściślił, że chodzi mu np. o dziennikarzy, „którzy współpracowali z takim portalem jak Telegraf”. – Prawdopodobnie chodziło mu o komunikator Telegram. Mam nadzieję, że w MON jednak odróżniają Telegraf od Telegramu. Poza tym mówienie o współpracownikach Telegramu jest tak samo bez sensu, jak mówienie np. o „współpracownikach Twittera” lub „współpracownikach Messengera” – wskazuje Bartosz Węglarczyk.
Tajemnica dziennikarska absolutnie najważniejsza
W ustawie powołującej komisję badającą rosyjskie wpływy przewidziano nawet procedurę zwalniania dziennikarzy z tajemnicy dziennikarskiej. Zapisano w niej, że komisja, zamierzająca zwolnić dziennikarza z tajemnicy, będzie musiała uzyskać na to zgodę sądu, który na decyzję będzie miał siedem dni. Natomiast za niestawienie się przed komisją można dostać karę najpierw 20 tys. zł, a następnie 50 tys. zł.
– Będziemy musieli jeszcze się zastanowić, jak reagować, gdy ktoś od nas zostanie wezwany przed tę komisję lub komisja będzie chciała zwolnić go z tajemnicy dziennikarskiej. Nie chcemy podejmować decyzji emocjonalnie – mówi Bartosz Węglarczyk. I przypomina: – Tajemnica dziennikarska dla dziennikarza jest absolutnie najważniejsza. Rezygnacja z niej oznacza rezygnację w wykonywania zawodu. Ciekawe, że autorzy ustawy nie przewidzieli dla dziennikarzy takiego wyjątku jak dla księży, których nie będzie można zwolnić z tajemnicy spowiedzi.
– Gdy komuniści w PRL realizowali swój „model” demokracji, naszą odpowiedzią był samizdat. Zapewniam, że potrafię sobie wyobrazić samizdat wymierzony w rządy prawicy, kiedy już oskarżą o poddawanie się ruskim wpływom i zamkną wolne media – podsumowuje Bogusław Chrabota.