Premiera filmu „Mulier Fortis. Kobieta mężna” o Zofii Kossak-Szczuckiej

. Rozmowa z Adamem Kraśnickim, publicystą telewizyjnym TVP, autorem wielu filmów dokumentalnych. Ostatni o Zofii Kossak-Szczuckiej będzie miał premierę w Katowicach

Adam Kraśnicki reżyser i dokumentalista

Premiera filmu „Mulier Fortis. Kobieta mężna” o Zofii Kossak-Szczuckiej. Rozmowa z Adamem Kraśnickim, publicystą telewizyjnym TVP, autorem wielu filmów dokumentalnych. Ostatni o Zofii Kossak-Szczuckiej będzie miał premierę w Katowicach.

DZ. Zofia Kossak-Szczucka to dla wielu postać pani z zakurzonego albumu. Jej eleganckie kuzynki – poetka Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i satyryczka Magdalena Samozwaniec – nazywały ją z powodu przywiązania do ziemi i wyglądu kartoflem. Pana film opowiada o pisarce inaczej?

AK. Ta opinia to tylko zabawna złośliwość, o której wspominamy w filmie. Biografia pisarki nie jest historią zwietrzałą, była świadkiem tragicznych wydarzeń, brała w nich udział z odwagą, opisywała je z pasją. A że podejmowała prace w gospodarstwie, prowadziła też w swoim życiu farmę, to inna sprawa. Co do wizerunku, nie do końca zgadzam się z opinią kuzynek. Zofia miała wiele seksapilu, była kobietą o dużym uroku osobistym. Po śmierci pierwszego męża wyszła drugi raz za mąż, za Zygmunta Szatkowskiego. Dotarliśmy do nieznanych materiałów i fotografii rodzinnych, które pokazują ją jako postać niebanalną, związaną z grupą uprzywilejowaną, a jednak gotową do nadzwyczajnych poświęceń dla dobra innych. Udowodniła to w czasie okupacji.

DZ. Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono.

AK. Dla swoich zasad nie wahała się ryzykować życiem, dlatego nasz film nosi tytuł „Mulier fortis”, co znaczy kobieta mężna. Ratowała ludzi, wobec których jej elitarny świat przedtem zachowywał dystans. Założyła Tymczasowy Komitet Pomocy Żydom, później przekształcony w Radę Pomocy Żydom „Żegota”, to była jedyna tego typu organizacja w okupowanej Europie. Pisarka otrzymała medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

DZ. To nieoczekiwane wobec ostrej opinii o mniejszości żydowskiej, którą zawarła w ,,Pożodze”, swoim debiucie książkowym. Opowiada w niej o bolszewizmie na Wołyniu w latach 1917-1919 i stracie rodzinnego domu. Życiorys pisarki czasem pana zaskakiwał?

AK. I tak, i nie. Była człowiekiem swoich czasów, wychowała się w kulturze ziemiańskiej, podzielała system wartości tej sfery, z jego zaletami i wadami. Bardzo liczyła się dla niej polskość, religijność, tradycja, działalność społeczna. Bolszewię opisała drastycznie, ale po reportersku, przewidująco. Jej życiorys to nie komódka z kilkoma szufladkami, ale cała biblioteka. Najważniejsze ostatecznie okazało się dla niej przykazanie „nie zabijaj”. To było w niej wyjątkowe, że potrafiła działać bardzo konkretnie. Dbała o podstawowe rzeczy dla prześladowanych, o kryjówkę i jedzenie. Zaskoczyło mnie, że umiała spojrzeć na ludność żydowską z innego punktu widzenia, wyjść poza schematy i stygmaty. Nastąpiła w niej przemiana, ewolucja, bardzo ciekawa dla mnie jako filmowca. W moim przypadku sprawdza się zasada, że warto zakochać się w bohaterach swoich filmów, ja w Zofii zakochałem się z łatwością.

DZ. Pisałam o żydowskiej dziewczynce Jance z Będzina, która pamiętała, że pisarka kierowała komórką pomocy dla uciekinierów z getta, nazywaną Ochronką lub Wydziałem Zdychulców. Znajomi księża pomagali jej w wyrabianiu fałszywych świadectw chrztu. Umieściła Jankę szczęśliwie w rodzinie kolegi swojego męża, w podobny sposób uratowała setki, a może nawet tysiące istnień.

AK. Po wojnie o tym jej bohaterstwie już nie mówiono. Do 1957 roku przebywała z mężem na emigracji, prowadziła farmę w Kornwalii, w Polsce w tym czasie jej książki wyrzucano z bibliotek. Z polską emigracją w Wielkiej Brytanii nie układało się jej najlepiej, miała silną osobowość, zawsze własne zdanie. Ale nawet kiedy wróciła do kraju, do Górek Wielkich na Śląsku Cieszyńskim, nie nagłaśniano jej roli w Holocauście. Napisała w sumie około 50 książek, ale jestem raczej pesymistą co do tego, czy zwykli ludzie je obecnie znają, a zwłaszcza młodzież. Gdyby pytać o Zofię Kossak-Szczucką, pewnie niewiele osób by wiedziało, czym się zajmowała, o czym pisała. W szkole dobre polonistki omawiają jej twórczość, słabsze przyklejają etykietki. Czasem pisarka, mimo swojej postawy w czasie Zagłady, bywa nazywana „antysemitką”.

DZ. Etykietek pisarce nigdy nie brakowało. Jan Sztaudynger napisał fraszkę: ,,Sienkiewicz przestał straszyć, poszedł przespać się w grobie, nowy Henryk w spódnicy, historyczeć jął sobie”. Ale nazywano ją również ,,natchnieniem Polski podziemnej”.

AK. Przed wojną napisała popularne książki historyczne, przekładane na obce języki. Mało kto wie, że za powieść „Krzyżowcy”, wydaną po raz pierwszy w 1935 roku, wpisano ją na listę kandydatów do literackiego Nobla. Co ciekawe, ta książka jest bardzo dokładna pod względem topograficznym, wiele wskazuje na to, że w tej dziedzinie pisarce pomagał mąż historyk wojskowości, który doskonale znał się na topografii. Major Zygmunt Szatkowski służył między innymi w 23. Górnośląskiej Dywizji Piechoty. Jest takie zdjęcie, gdzie oboje pochyleni nad papierami, zgodnie pracują ramię w ramię. Powieścią „Bez oręża” o piątej wyprawie krzyżowej, wydanej z sukcesem w Ameryce, interesowało się Hollywood. Potencjał twórczy Zofii Kossak-Szczuckiej był więc znany i doceniany.

DZ. Śląsk Cieszyński uważany jest za centrum wiary ewangelickiej, ale ona, żarliwa katoliczka, dobrze odnajdywała się wśród tego otoczenia.

AK. Rozumiała ekumenizm jako dialog, umiała rozmawiać z ewangelikami, również z agnostykami, interesowało ją człowieczeństwo. Z sąsiadami żyła w przyjaźni, była ponad podziałami. Ludzie do niej lgnęli. Ale wiara katolicka była dla niej arcyważna. Zdobywała hostie konsekrowane dla więźniarek na Pawiaku, żeby dostawały kawałeczki, kiedy szły na śmierć. Hostię przemycały zorganizowane przez nią łączniczki, ona przygotowała dla nich srebrną puderniczkę z podwójnym dnem, zamówioną u zaufanego jubilera, działającego dla podziemia. Puderniczka znajduje się obecnie w Skarbcu na Jasnej Górze, ofiarowała ją sama Zofia Kossak-Szczucka.

DZ. Wybuch wojny wszystko zmienił w jej życiu.

AK. Znowu musiała uciekać. W 1923 roku po ucieczce z Wołynia zamieszkała w Górkach Wielkich, tutaj napisała patriotyczną książkę „Nieznany kraj” o historii Śląska. Oczywiście naraziła się Niemcom. Kiedy wybuchła wojna, opuściła dwór, ratując życie, bo była na celowniku w akcji wyniszczania polskiej inteligencji, poszukiwało ją gestapo. Ukrywała się w Warszawie pod zmienionym nazwiskiem, pod różnymi adresami, rzuciła się w wir konspiracji. Nie uniknęła Pawiaka i obozu w Auschwitz. Jej mąż w tym czasie był w oflagu w Murnau, córka Anna i syn Witold pomagali matce w ratowaniu ludzi. Mimo strachu o dzieci uważała, że działanie jest obowiązkiem ich rodziny. Ten wybór nie mógł być inny.

DZ. Mimo wszystko miała w tej grozie szczęście. Do KL Auschwitz-Birkenau trafiła pod innym nazwiskiem, Niemcy nie wiedzieli, kto wpadł im w ręce.

AK. Ale po około siedmiu miesiącach zorientowali się, kim jest. Przebywała na oddziale kobiecym, była podporą dla więźniarek, kiedy wobec cierpienia które widziały, traciły wiarę. Ona jej nigdy nie straciła, chociaż w Birkenau, jak mówili Niemcy, można było modlić się tylko do diabła. Dała potem świadectwo temu, co przeżyła, w książce „Z otchłani”. Z obozu trafiła na Pawiak, gdzie już jako Zofię Kossak-Szczucką skazano ją na śmierć. Polskie podziemie zrobiło wszystko, żeby ją stamtąd wyciągnąć, i udało się. W Auschwitz zginął jednak jej najstarszy syn Tadeusz.

DZ. Pisała: ,,Trzeba pamiętać, ale nie wolno brać odwetu”.

AK. Żyła w duchu Ewangelii. Zależało mi jednak w filmie, żeby jej postaci nie przedstawiać zbyt podniośle. Była tak ciekawą osobowością, że interesowała różnych badaczy. W powstawaniu filmu szczególną rolę spełniły konsultantki – prof. Krystyna Heska-Kwaśniewicz i dr Joanna Jurgała-Jureczka, pomagały nam takie osoby jak prof. Ryszard Koziołek, prof. Jan Żaryn, ks. prof. Jerzy Szymik, dr Andrzej Sznajder. Cenny był udział rodziny Anny Fenby Taylor i Francoisa Rosseta. Każdy wniósł coś nowego do jej filmowego portretu.

DZ. Wróciła do Górek, dwór był spalony. Zamieszkała w domku ogrodnika. Widziała zalety tego położenia, cieszyła się choćby z pięknego widoku z okien.

AK. Z każdego ze swoich doświadczeń umiała się podnieść, w dodatku silniejsza duchowo. Ta kobieta z krwi i kości naprawdę zadziwia do dzisiaj. To mulier fortis.

xxxx
Premiera filmu „Mulier Fortis. Kobieta mężna” o Zofii Kossak-Szczuckiej odbędzie się 7 lutego w Kinoteatrze Rialto w Katowicach o godz. 17.