Adam Pabiś, który od lat w wielu polskich mediach odgrywa rolę eksperta medycznego, nie ma prawa do wykonywania zawodu lekarza, nie ukończył amerykańskiej uczelni Northwestern University i nie powinien posługiwać się stopniem doktora – wynika z ustaleń Onetu (RAS Polska). – To cios w wizerunek całego polskiego dziennikarstwa – ocenia prof. Wiesław Władyka z Uniwersytetu Warszawskiego, publicysta „Polityki”.
Działalność Adama Pabisia, który podawał się za lekarza audiologa, zdemaskowali dziennikarze Onetu Mateusz Baczyński oraz Janusz Schwertner. W tekście pt. „Doktor, szaman, celebryta. Jak uwierzyliśmy w bajki o niezwykłym lekarzu” zauważyli, że Pabiś od lat występuje w mediach jako ekspert i autor innowacyjnych metod leczenia. W „Pytaniu na śniadanie” TVP prezentował rzekomo nowatorską, opracowaną przez siebie metodę leczenia dolegliwości laryngologicznych. Zapraszany był również do RMF FM i Tok FM, a jego wypowiedzi cytowała Polska Agencja Prasowa. Niemal wszędzie był przedstawiany jako lekarza audiolog.
Jak wykazał Mateusz Baczyński i Janusz Schwertner, Adam Pabiś był lansowany w mediach również jako specjalista zajmujący się inną chorobą – autyzmem. W 2018 roku ogłosił rewolucyjną metodę terapii przy użyciu wynalezionych przez siebie elektronicznych kostek. O rzekomej skuteczności tej metody leczenia informowały m.in. „Gazeta Wyborcza”, „Puls Biznesu” i PAP. W studiach Polskiego Radia i Tok FM był witany jako „doktor”, „neurobiolog”, „audiolog”, „lekarz”.
Szybkie ustalenia
– Ustalenie, że Adam Pabiś nie jest lekarzem, zajęło nam chwilę. Po prostu sprawdziliśmy, czy figuruje w ogólnodostępnym internetowym Centralnym Rejestrze Lekarzy – mówi „Presserwisowi” Janusz Schwertner. – Gdy okazało się, że go tam nie ma, zadzwoniliśmy do rzeczniczki Naczelnej Izby Lekarskiej, która ostatecznie potwierdziła, że lekarz Adam Pabiś nie istnieje.
Schwertner dodaje: – Na trop, który pozwolił nam zdemaskować Adama Pabisia, naprowadzili nas oszukani przez niego ludzie. Zgłosił się do nas m.in. mężczyzna, któremu Pabiś sprzedał atrapę aparatu słuchowego. Cieszymy się, że ten człowiek nie będzie dłużej żerował na ludzkim cierpieniu. Jego sylwetkę chcielibyśmy zamieścić w planowanym cyklu, w który zamierzamy przedstawić największych polskich hochsztaplerów – dodaje.
Surowa ocena
Prof. Wiesław Władyka z Uniwersytetu Warszawskiego, komentator „Polityki”, surowo ocenia środowisko dziennikarskie w tym kontekście: – Zadziałał mechanizm stadny. Kolejni dziennikarze i wydawcy uznali, że skoro Adam Pabiś już gdzieś pojawił się w mediach jako ekspert, to pewnie nim jest i nie muszą już niczego sprawdzać. Zadziwia, że dziennikarzom rozmawiającym z tym człowiekiem nie zapaliła się czerwona lampka, gdy słyszeli, że autyzm można leczyć magicznymi kostkami.
W ocenie Wiesława Władyki ekspercki lans Pabisia w mediach był możliwy, bo obniżyły się standardy pracy dziennikarskiej. – Coraz mniej dziennikarzy przygotowuje się do wywiadów. Oczywiście są jeszcze tacy jak Karolina Lewicka, która do rozmów na antenie Tok FM przychodzi doskonale zorientowana i nie zadaje otwartych pytań. Jednak dziennikarzy tak pracujących jest coraz mniej – ubolewa komentator „Polityki”,
Dr hab. Adam Szynol, medioznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego, zauważa, że redakcje mają problem z uzyskiwaniem komentarzy od lekarzy i ekspertów medycznych, które byłyby zarazem profesjonalne i komunikatywne. – Niestety, autorytety medyczne z reguły wypowiadają się zbyt obszernie i używają terminologii medycznej. Upraszczanie i skracanie ich wypowiedzi bywa niezwykle trudne, czasem niemożliwe. Dlatego, gdy znajdzie się ktoś mówiący syntetycznie i efektownie, jak Adam Pabiś, redakcje idą na łatwiznę – uważa Adam Szynol.
Efekt małych budżetów
Eksperci zwracają uwagę, że takie wpadki mediów to także efekt ubogich redakcyjnych budżetów. – Dziennikarze pracują za dużo i pod presją czasu. Coraz trudniej wymagać od nich i od wydawców, by szczegółowo weryfikowali zapraszane osoby i przeprowadzali głęboki research – zaznacza prof. Władyka.
I kończy gorzko: – Przez takie wpadki dziennikarze tracą reputację i resztki zaufania społecznego. Stają się niewiarygodni. W mediach opiniotwórczych warto wyciągnąć z tej sytuacji wnioski i wrócić do egzekwowania zasad dziennikarskiej staranności i rzetelności.