Już rok TK mrozi sprawę dotyczącą dostępu do informacji publicznej

"Władzy to pasuje"

W zeszłym roku Trybunał miał rozpatrzyć wniosek pierwszej prezeski Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej o uznanie niekonstytucyjności niektórych zapisów ustawy

Minął rok, od kiedy Trybunał Konstytucyjny nie ustalił nowego terminu rozprawy w sprawie zbadania ewentualnej niekonstytucyjności zapisów ustawy o dostępie do informacji publicznej. – Być może rząd chce, żebyśmy cieszyli się, że nie ograniczono nam tego dostępu przy pomocy wniosku do Trybunału Konstytucyjnego i żebyśmy przez to przestali krytykować codzienną praktykę, która jest jednak fatalna – komentuje Łukasz Lipiński, zastępca redaktora naczelnego „Polityki” i szef serwisu Polityka.pl.

W połowie grudnia 2021 roku Trybunał Konstytucyjny odroczył rozprawę w sprawie ustawy o dostępie do informacji publicznej, bo na posiedzeniu nie zjawili się przedstawiciele Sejmu.

Istotne znaczenie dla kontrolnej roli mediów

Trybunał miał rozpatrzyć wniosek pierwszej prezeski Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej o uznanie niekonstytucyjności niektórych zapisów tej ustawy. Pod siedzibą Trybunału Konstytucyjnego odbył się wtedy protest z udziałem dziennikarzy w obronie obowiązujących przepisów.

Jak informuje nas dział prasowy TK, tematu na razie nie ma na wokandzie, a ta jest rozpisana do 20 grudnia. – Skład orzekający wyznacza termin, gdy uzna sprawę za ostatecznie przeanalizowaną, gdy będą wszelkie dokumenty i akta sprawy – przekazano nam. Jak dodano, terminy spraw są wyznaczane przynajmniej dwa tygodnie przed rozprawą.

– Trybunał Konstytucyjny nie poinformował RPO o terminie rozprawy w sprawie ustawy o dostępie do informacji publicznej (sprawa K 1/21). Nie mamy żadnych sygnałów dotyczących rozprawy i jej terminu. Jednocześnie pozwolę sobie przypomnieć, że RPO wnosił w tej sprawie stwierdzenie zgodności zaskarżonych przepisów z Konstytucją RP, tudzież o umorzenie postępowania – mówi Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego, Międzynarodowego i Europejskiego w biurze RPO.

Nic nie wskazuje na to, by temat został ponownie podjęty.

Ustawa o dostępie do informacji publicznej ma istotne znaczenie z punktu widzenia kontrolnej roli mediów. Gdyby wniosek pierwszej prezeski Sądu Najwyższego został rozpatrzony pozytywnie, dziennikarzom trudniej byłoby kontrolować instytucje państwa. Redakcje już pod koniec 2021 roku wystosowały apel w obronie konstytucyjnego prawa do informacji. Sygnatariuszami apelu były m.in. „Fakt”, „Forum”, TVN 24, „Gazeta Wyborcza”, magazyn „Press”, OKO.press, „Polityka”, a także Fundacja Grand Press i Towarzystwo Dziennikarskie.

„Instytucje publiczne odcinają nas od informacji”

Łukasz Lipiński, zastępca redaktora naczelnego „Polityki” i szef serwisu Polityka.pl oraz jeden z inicjatorów apelu, zwraca uwagę na to, że sprawa dostępu do danych publicznych nie ma swojego rzecznika poza mediami i niektórymi organizacjami społecznymi. – W systemie władzy, oprócz w ograniczonym zakresie rzecznika praw obywatelskich, nikomu na tym specjalnie nie zależy. Natomiast dostęp do informacji publicznej w dzisiejszym świecie jest jedną z gwarancji państwa demokratycznego i możliwości podejmowania racjonalnych decyzji przez wyborców, obywateli i osoby rządzące – mówi.

I dodaje: – Być może rząd chce, żebyśmy cieszyli się, że nie ograniczono nam tego dostępu przy pomocy wniosku do Trybunału Konstytucyjnego i żebyśmy przez to przestali krytykować codzienną praktykę, która jest jednak fatalna. Rzecznicy prasowi i biura prasowe instytucji publicznych raczej odcinają nas od informacji, niż ją przekazują. Jest to praktyka dość powszechna i sprawiająca wrażenie skoordynowanej.

Gdy w marcu br. pisaliśmy o kłopotach dziennikarzy i obywateli z dostępem do informacji publicznej, zebraliśmy kilka przykładów braku współpracy urzędników z mediami.

– Ministerstwo Sprawiedliwości, o którym często piszę, odpowiada może na jedną trzecią moich pytań. Zdarza się, że nawet kiedy zobowiązują się dostarczyć odpowiedź, to i tak jej nie wysyłają – mówił nam wtedy reporter śledczy OKO.press Sebastian Klauziński.

– W niektórych postępowaniach instytucje wskazują, że informacja, o którą wnioskuje obywatel, jest przetworzona i konieczne jest udowodnienie ważnego interesu społecznego. Czasem sądy, naszym zdaniem niezgodnie z ustawą, się z nimi zgadzają, a to jeszcze bardziej utrudnia dostęp do informacji publicznych – mówiła „Pressowi” z kolei Katarzyna Batko-Tołuć z Sieci Obywatelskiej Watchdog.