Staszewski: Renata Kim nie była sygnalistką w sprawie Tomasza Lisa

"Powód zwolnienia Tomka Lisa jest związany z zupełnie inną osobą i zupełnie inną historią, której być może opinia publiczna nigdy nie pozna" - napisał Wojciech Staszewski

Wojciech Staszewski twierdzi, że to nie historia Renaty Kim doprowadziła do zwolnienia z „Newsweek Polska” jego naczelnego Tomasza Lisa. Wczoraj opublikował post w tej sprawie.

W poście na swoim fanpage’u „Wojciech Staszewski pisze prozą” dziennikarz odniósł się do wypowiedzi Renaty Kim, która podczas niedawnego XIV Kongresu Kobiet (8-9 października) podkreśliła, że Tomasz Lis nie „mobbingował”, ale praca w redakcji „odbierała jej godność”.

Staszewski: „Kto inny był sygnalistą”

Według Staszewskiego ten sposób dobierania słów jest działaniem „prawniczym”, ponieważ „Kim nie chciała nigdy zgłosić mobbingu, bo wie, że takich spraw się nie wygra”.

Staszewski zarzuca Renacie Kim – swojej byłej przełożonej – „obliczone na uzyskanie poklasku kłamstwo” dotyczące bycia sygnalistką, która doprowadziła do zwolnienia byłego naczelnego. „Renata opowiadała »wszystkim w redakcji« o Tomaszu Lisie, ale nikt nie podjął wątku. (…) Nie zdecydowała się na złożenie oficjalnego zawiadomienia, które mogłoby rozpocząć formalne procedury (…)” – zauważył.

Staszewski dodał również, że kto inny był sygnalistą. „Powód zwolnienia Tomka Lisa jest związany z zupełnie inną osobą i zupełnie inną historią, której być może opinia publiczna nigdy nie pozna”. „Nie da się uwielbiać Renaty za przyłożenie ręki do zwolnienia Tomasza Lisa. Bo w tym nie ma ani odrobiny prawdy. Jest tylko kulka medialnego kłamstwa” – napisał.

Staszewski podkreślił również, że – wbrew słowom Kim – nie odszedł sam z „Newsweeka”, a został zwolniony. Dodał, że nie ma o to żalu do Tomasza Lisa.

Wojciech Staszewski: „Napisałem prawdę”

Staszewski odniósł się też przedsądowego wezwania w sprawie usunięcia jego wcześniejszego wpisu na Facebooku. Wezwanie takie wysłała mu Renata Kim, która poczuła się dotknięta, że Staszewski napisał: „To od niej doświadczałem przez wiele, wiele miesięcy ignorowania, odzywania się tylko zdawkowo, traktowania przez wiele godzin »jak powietrze«, bezpodstawnego i nieustającego krytykowania wszystkich tekstów, poprawiania ich do późnego wieczora w piątek, odrzucania i krytykowania wszystkich tematów przesłanych w niedzielę wieczorem, przymuszania do wymyślania kolejnych o 22, 23 wieczorem”.

„Ja po prostu napisałem prawdę. Mogę ją nazywać bez słowa na m., ok. Ale prawda pozostaje prawdą. (…) Tylko prawdę trzeba umieć przyjąć – a nie wojować z nią w imię prostych schematów. Albo groźbami pozwów. Prawda nie odbiera dóbr osobistych. Prawda tylko czasem demaskuje wielkie kłamstewka” – zakończył.

11 października w rozmowie z „Presserwisem” potwierdził, że wszystko, co napisał w oryginalnym poście dotycząca mobbingu, było prawdą.