Mniejszy o 25 proc. ruch w internecie, według obserwatorów zewnętrznych powodowany przez źródła rządowe, nie przeszkodził jednak w organizacji protestów. Zdaniem organizacji pozarządowej NetBlocks, ograniczenie miało w jak największym stopniu ograniczyć przepływ informacji na temat planowanych działań.
Pomimo problemów z internetem i rozlokowania na ulicach dodatkowych sił policyjnych oraz funkcjonariuszy w cywilu, w środę w Teheranie i kilku innych irańskich miastach doszło ponownie do protestów. W stolicy demonstrowała grupa kobiet, które zdjęły hidżaby i krzyczały „Śmierć dyktatorowi!”. Okrzyki odnosiły się do najwyższego religijno-politycznego przywódcy kraju Alego Chameneia. Agencja AP przypomina, że obrażanie go w ten sposób może w Republice Islamskiej doprowadzić do procesu za zamkniętymi drzwiami i kary śmierci. Tymczasem doszło do największych protestów od 2009 roku.
Demonstracje w Iranie trwają od połowy września. Wybuchły po śmierci Mahsy Amini, aresztowanej z powodu „nieodpowiedniego nakrycia głowy”. Kobieta w niejasnych okolicznościach zapadła w śpiączkę i zmarła w szpitalu. Według jej rodziny Amini była bita przez funkcjonariuszy.