Przed przejęciem teki ministra spraw zagranicznych, a następnie premiera Johnson raz w tygodniu pisał całostronicowy artykuł w dziale opinie. Jak sam przyznawał, praca dziennikarska zajmowała mu jakieś 10 godzin w skali miesiąca. Jak mu wyliczono, zarabiał w ten sposób 2,3 tys. funtów za godzinę pracy, a miesięcznie 23 tys. funtów.
Po tym, jak „The Daily Telegraph” nie wziął Johnsona w obronę po skandalach związanych z przyjęciami organizowanymi przy Downing Street w trakcie pandemii, co oficjalnie było niedozwolone, jego powrót na łamy tej gazety jest mało prawdopodobny. Tymczasem nieoficjalne źródła podają, że „Daily Mail” poprosił go o napisanie artykułu, gdy ostatecznie będzie żegnać się z urzędem i przekazywać obowiązki następcy (zapewne następczyni – Liz Truss).
Spekuluje się też, że odchodząc Johnson przyzna tytuł para Paulowi Dacre, naczelnemu firmy macierzystej „Daily Mail” osładzając mu sytuację, gdy nie poparł go w staraniach o objęcie urzędu szefa Ofcomu, kontrolera brytyjskiego rynku mediów. Gazeta nie potwierdziła tych spekulacji.
Jeszcze jesienią „Daily Mail” często krytykował Johnsona, ale po wymianie naczelnego stawał często w jego obronie. Wiadomo, że nadal jeszcze aktualny premier Wielkiej Brytanii nie pracowałby w redakcji, a tylko co jakiś czas pisał opiniotwórczy artykuł.