Sprawa mobbingu w redakcji „Newsweek Polska” (Ringier Axel Springer Polska) wróciła do mediów po wpisie na Facebooku Wojciecha Staszewskiego, byłego dziennikarza „Newsweeka”, a wcześniej „Gazety Wyborczej”. Staszewski zarzucił Renacie Kim, która w niedzielę ujawniła, że zgłosiła firmie mobbowanie przez Tomasza Lisa, że sama jest mobberką. Kim odpowiedziała napastliwym postem, że była jedynie wymagająca i przerzucała na Staszewskiego presję, jaką na nią wywierał Tomasz Lis.
Wojciech Staszewski, który w latach 2013-2016 był dziennikarzem „Newsweeka”, opublikował w środę na Facebooku wpis, w którym opisał pracę z bezpośrednią przełożoną Renatą Kim.
„Drugie dno, które należy pokazać”
„To od niej doświadczałem przez wiele, wiele miesięcy ignorowania, odzywania się tylko zdawkowo, traktowania przez wiele godzin »jak powietrze«, bezpodstawnego i nieustającego krytykowania wszystkich tekstów, poprawiania ich do późnego wieczora w piątek, odrzucania i krytykowania wszystkich tematów przesłanych w niedzielę wieczorem, przymuszania do wymyślania kolejnych o 22, 23 wieczorem” – opisał Staszewski.
Dalej tłumaczy, że dopiero po latach zrozumiał, że był to mobbing. Twierdzi, że osób, które potwierdzą, jaką szefową była Renata Kim, „jest więcej”. Co ważne, dodał, że po latach nie ma żalu do byłej przełożonej, bo dziś „kolegują się sportowo”. Ocenił, że redaktorka „Newsweeka” sama była „tak silnie mobbowana przez Lisa, że odreagowywała to na zespole”.
Renata Kim, dziennikarka „Newsweeka”, sama napisała w niedzielę w mediach społecznościowych, że to ona była autorką zawiadomienia w sprawie nieprawidłowych zachowań Tomasza Lisa, byłego już redaktora naczelnego tygodnika. Stało się to po opublikowaniu przez nowego naczelnego Tomasza Sekielskiego wstępniaka, w którym ten rozliczał się ze sprawą Lisa.
Wojciech Staszewski zaprzeczył temu na FB: „Fakty, przedstawiane m.in. na spotkaniu zarządu z redakcją, są inne. Renata Kim sygnalizowała sprawę działowi HR, ale z obawy przed Lisem zgłoszenie wycofała. To było parę lat temu. Tomasz Lis został zwolniony po skardze innej osoby. Zarząd nie ujawnia ani kim ona jest, ani czego skarga dotyczyła. Natomiast nie jest to Renata Kim”.
Wczoraj Staszewski powiedział „Presserwisowi”: – Wszystkie te wypowiedzi dotyczące Renaty Kim były lukrowane, brzmiały głównie „Renato jesteś wspaniała, dziękujemy ci”, a ja wiedziałem – przy całej mojej sympatii do Renaty – że jest drugie dno, które uważałem, że należy pokazać. Inaczej utrzymujemy zafałszowany obraz tej historii.
Kim: to zwykła podłość
Renata Kim nie odebrała od nas telefonu, nie odpisała także na wiadomość SMS. Odpowiedziała za to Staszewskiemu na Facebooku – zarzuciła mu brak zaangażowania w sprawy redakcyjne. „W pewnym momencie stało się jasne, że nie jesteś tą gwiazdą, która miała nam trzaskać okładkę za okładką. Lis nie potrafił ci tego powiedzieć, ale rozwiązaniem sytuacji obciążał mnie” – napisała Kim. Przyznała, że była wymagająca w stosunku do Staszewskiego i przerzucała na niego presję, jaką szef wywierał na nią.
„Nie upajam się swoim rzekomym bohaterstwem, które tak cię zbulwersowało i zmusiło do napisania tego okropnego posta. Ale nazywanie mnie mobberką w chwili, gdy od zwolenników Lisa słyszę, że jestem donosicielką, beztalenciem, najsłabszym ogniwem, które latami nie umiało się ogarnąć, zawalczyć o siebie – to zwykła podłość” – zaznaczyła Kim.
– Myśmy sobie rzeczywiście wszystko wyjaśnili, nie chcę rozliczać Renaty z tych jej zachowań, które są daleko za mną. Po prostu trudno mi się było pogodzić z tym, że osoba, która była mobberem w redakcji nie tylko wobec mnie, teraz uchodzi za jedyną sprawiedliwą, zbawicielkę świata, która obroniła wszystkich przed Tomaszem Lisem – podkreśla w rozmowie z nami Staszewski.
Renata Kim zarzuciła mu w końcówce swojego wpisu że „skrzywdził jej przyjaciółkę”, co większość czytelników odebrała, jako publiczne pranie prywatnych brudów.
Seanse metodycznego gnojenia
Pod wpisem Staszewskiego odezwał się Rafał Kalukin, dziennikarz „Newsweek Polska” w latach 2012-2016, który napisał, że Renata Kim była wówczas pod ogromnym wpływem Tomasza Lisa i w pełni akceptowała jego model zarządzania redakcją. Zaznacza jednak, że dopiero po jego odejściu z „Newsweeka” miały zacząć się „seanse metodycznego gnojenia konkretnych osób”, przy czym Renata Kim była jedną z tych najbrutalniej potraktowanych. Wspomina także, że RASP wiedział, jak Tomasz Lis traktuje podwładnych, ale przymykano na to oko.
„Kiedy miałem scysję z Lisem w (chyba) 2013 r., dział HR był wręcz wspólnikiem w heblowaniu mojej skromnej osoby. Wręczono mi tam naganę z jakiegoś powodu z dupy wziętego, czego haerowiec w rozmowie nawet nie ukrywał. Poradził mi tylko, żebym się Tomkowi nie stawiał” – napisał Kalukin.
Utalentowany dziennikarz, ale fatalny szef
Post Staszewskiego opublikowała na Twitterze Renata Grochal, dziennikarka „Newsweek Polska” z podpisem: „Rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana, niż niektórzy chcieliby ją przedstawiać. Potrzebny głos Wojtka Staszewskiego”.
Wpis Staszewskiego skomentował na Twitterze także Tomasz Lis. „Medale mają to do siebie, że zwykle mają dwie strony” – napisał były naczelny „Newsweeka”.
Reżyserka Agnieszka Holland skomentowała pod postem Staszewskiego, że wprawdzie Lisowi i Kim jako odważnym i wnikliwym dziennikarzom wiele zawdzięczamy, to sprawa nadaje się na przeprowadzenie solidnego dziennikarskiego śledztwa. Dodała, że „naczelny jest odpowiedzialny za całokształt, a ktoś może być pracowitym, utalentowanym dziennikarzem, ale fatalnym szefem”.