Radio RMF FM, które jako pierwsze informowało o zatrzymaniu Michała M., w tekście „Mata zatrzymany za posiadanie narkotyków” dodało, że „Michał M. jest znanym polskim raperem”. Jeszcze dalej poszła Marta Woźniak, dziennikarka „Gazety Wyborczej”, która w artykule „Raper Mata dostał zarzuty” określała go mianem „Michała M.”, aby na koniec artykułu stwierdzić, że jest synem prof. Marcina Matczaka.
W podobny sposób o zatrzymaniu informował portal Dorzeczy.pl. W artykule czytamy, że „zaledwie kilka godzin wcześniej ojciec rapera, prof. Marcin Matczak poinformował za pośrednictwem swojego profilu na Twitterze, że otrzymał zaskakujący telefon z numeru infolinii CBA. Z rozmowy miał dowiedzieć się, że jego syn nie żyje”. Później dodano również informację, że „Mata właściwie Michał Matczak urodził się 14 lipca 2000 roku we Wrocławiu”.
TVN24.pl również informował o telefonie do Matczaka. W tekście pojawia się informacja, że „ojciec rapera – znany prawnik – poinformował, iż w czwartek wieczorem dostał telefon z infolinii Centralnego Biura Antykorupcyjnego” i przekierowanie do artykułu „Marcin Matczak: dostałem telefon z numeru infolinii CBA z informacją, że mój syn nie żyje”.
Polsatnews.pl wprawdzie nie podał imienia i nazwiska rapera, ale podkreślił, że Interia „kontaktowała się z ojcem popularnego rapera prof. Marcinem Matczakiem, który odmówił komentarza”. Interia w swoim tekście wyjaśniała, że „Raper Mata, czyli Michał Matczak to artysta i twórca tekstów”, a zdjęcie muzyka nie zostało w żaden sposób ocenzurowane.
Naczelni nie komentują braku anonimizacji
Małgorzata Bujara, redaktorka naczelna „Gazety Stołecznej”, na pytanie, dlaczego „Wyborcza” zdecydowała się na taką formę przedstawienia rapera, odpowiedziała, że nie wie, czy może komentować bez uzgodnienia wypowiedzi z prawnikami.
Piotr Witwicki, redaktor naczelny Interii, wyjaśnił, że przebywa na urlopie i nie chce komentować decyzji, w której nie brał udziału. Nie otrzymaliśmy również odpowiedzi od Pawła Lisickiego i Piotra Gabryela, redaktora naczelnego i I zastępcy redaktora naczelnego portalu Dorzeczy.pl.
Dziennikarze TVP.Info informowali, że „Michał Matczak »Mata« został zatrzymany za posiadanie narkotyków”. W drugim tekście tytuł brzmiał „»Mata« usłyszał zarzut posiadania narkotyków”. Samuel Pereira, szef portalu TVP.info, na pytanie, czemu na stronie pojawiło się imię i nazwisko, stwierdził, że redakcja napisała kilka tekstów: – Jeden dotyczył postępowania in rem, drugi in personam.
W rozmowie z „Presserwisem” mecenas Katarzyna Dąbrowska, partnerka w Pietrzak Sidor & Wspólnicy tłumaczy, że tego typu wyjaśnienia wynikają z proceduralnych rozważań, czy sam moment zatrzymania był już związany z toczącym się postępowaniem w sprawie, czy postawiono zarzuty konkretnej osobie.
Tymczasem według adwokatki moment zatrzymania powinien być traktowany jako początek postępowania karnego i w takiej sytuacji osoba podejrzana powinna być już objęta ochroną danych.
– Przepisy są bardzo nieprecyzyjne i dotyczą zakazu upubliczniania wizerunku i danych identyfikujących, nie precyzując przy tym, czego nie można ujawniać – mówi. Dąbrowska wyjaśnia, że standard podawania imienia i pierwszej litery nazwiska to utarta praktyka, ale nie wynikająca z przypisów prawa – dodaje Dąbrowska.
Artykuł 13 Prawa prasowego mówi, że „nie wolno publikować w prasie wizerunku i innych danych osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, jak również wizerunku i innych danych osobowych świadków, pokrzywdzonych i poszkodowanych”.
Wymagana realna anonimizacja
Maciej Ślusarek, adwokat i wspólnik zarządzający LSW Leśnodorski, Ślusarek i Wspólnicy, potwierdza, że artykuł 13 nie jest stosowany przez redakcje. – Jest jawnie lekceważony – mówi. Wyjaśnia, że w jego karierze sądy parokrotnie wskazywały, iż od mediów wymagana jest realna anonimizacja osoby. – Nie wystarczy napisać pierwszej litery nazwiska, a następnie podać, jaką funkcję pełni ta osoba. Lub kim jest jej ojciec.
Ślusarek dodaje, że jeżeli informacja wypłynęła do mediów z prokuratury, to te od początku nie miały prawa podawać jakichkolwiek informacji, które umożliwiałyby identyfikację osoby zatrzymanego.
W 2005 roku Piotr Najsztub, wtedy naczelny „Przekroju”, zdecydował, że w tekście o psychologu Andrzeju S. nie będzie skracał jego nazwiska i otwarcie wymieniał nazwisko oskarżonego o pedofilię Andrzej Samsona. Dzisiaj podtrzymuje swoją opinię, że prawo zabraniające przekazywania danych osób publicznych jest wadliwe. – Uważam, że ukrywanie tych danych i nakładanie paska na oczy jest wręcz groteskowe – mówi i dodaje, że w jego opinii takie działanie wręcz piętnuje zatrzymane osoby.
Podobną opinię wyraża mecenas Ślusarek, który uważa czarne paski za stygmatyzujące.
– W tym Sejmie to się oczywiście nie wydarzy, ale uważam, że media powinny naciskać na zmianę w Prawie prasowym – kończy Najsztub.