Sprawa znieważenia Dudy przez Żulczyka umorzona

Jej skutkiem będzie efekt mrożący

Prokuratura domagała się wyroku skazującego dla Żulczyka

Sąd Okręgowy w Warszawie umorzył postępowanie w sprawie Jakuba Żulczyka, który miał znieważyć prezydenta Andrzeja Dudę, nazywając go „debilem”. Zdaniem komentujących orzeczenie dziennikarzy sprawa pokazała małostkowość władzy i wywoła efekt mrożący.

„W świetle poczynionych przez Sąd Okręgowy ustaleń oskarżony swoim zachowaniem nie popełnił przestępstwa, a co za tym idzie, nie można mu przypisać odpowiedzialności karnej” – uzasadniał umorzenie sprawy sędzia Tomasz Grochowicz. Dodał, że społeczna szkodliwość czynu była znikoma, a każdy obywatel ma prawo do krytyki władzy. „Świadome i dobrowolne pełnienie funkcji musi się wiązać z większym ryzykiem publicznej krytyki” – ocenił. Wyrok nie jest prawomocny.

„Sprawa została umorzona, jestem niewinny. Dziękuję mecenasowi Nowińskiemu za reprezentowanie i Wam wszystkim za wsparcie” – napisał Żulczyk w mediach społecznościowych.

Biuro prasowe Kancelarii Prezydenta po komentarz do sprawy odesłało nas do Pawła Szrota, szefa gabinetu prezydenta RP. Do zamknięcia wydania „Pressu” Szrot nie odpowiedział jednak na pytania o wyrok sądu.

Sprawa może wywołać efekt mrożący

Bartosz T. Wieliński, wicenaczelny „Gazety Wyborczej”, ocenia, że sprawa na pewno zaszkodzi wizerunkowi prezydenta Andrzeja Dudy. – Określenie na jego temat, którym zajmował się sąd, będzie teraz pojawiać się tu i ówdzie. Prezydent, brnąc w tę sprawę, zaszkodził urzędowi, głowa państwa powinna być ponad tym – komentuje.

Z kolei Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny Onet.pl, uważa, że osoby publiczne powinny być bardziej odporne na krytykę. – Nie użyłbym słowa debil wobec nikogo, ale osoby publiczne muszą nauczyć się żyć z takimi określeniami. To jest cena demokracji – stwierdza.

Wieliński zauważa natomiast, że polski kodeks karny jest przewrażliwiony, jeśli chodzi o ochronę z urzędu czci prezydenta. – Dopuszczenie do tego, żeby ten proces ruszył, pokazuje małostkowość całej struktury władzy. To wszystko nie powinno mieć miejsca, bo państwu po prostu nie wypada angażować się w sprawę jednego posta na Facebooku – mówi.

Wtóruje mu Bartosz Węglarczyk, który uważa, że przepisy chroniące konkretnych polityków nie powinny istnieć. – Te przepisy powinny zostać dawno zniesione. To jest marnowanie sił sądów i prokuratury. Mamy o wiele ważniejsze sprawy, które nie trafiają do sądu. Prokuraturę na przykład przerasta wszczęcie śledztwa w sprawie Pegasusa – stwierdza.

Zdaniem Bartosza Wielińskiego w konsekwencji tej sprawy może pojawić się efekt mrożący. – Teraz internauci i publicyści będą bardziej uważali na słowa, żeby nie mieć na przykład wizyty policji w domu czy sprawy w sądzie. Za każdym razem usłużny władzy prokurator może bowiem postawić zarzuty osobie komentującej działalność prezydenta czy premiera – zauważa. Wicenaczelny „Gazety Wyborczej” zwraca też uwagę na to, że już zaczęły się medialne ataki pod adresem sędziego, który wydał wyrok. – Portal wPolityce.pl opublikował artykuł pt. „Kim jest sędzia, który umorzył sprawę pisarza?”. Podejrzewam, że spotka go teraz cały repertuar szykan, a dodatkowo zostanie zlustrowany do kilku pokoleń wstecz – przewiduje Wieliński.

Jakub Żulczyk nie przyznawał się do winy 

Sprawa, którą zajmował się Sąd Okręgowy w Warszawie, dotyczy internetowego wpisu zamieszczonego przez Jakuba Żulczyka w listopadzie 2020 roku. Pisarz skomentował w nim zwłokę Andrzeja Dudy w przekazaniu gratulacji Joemu Bidenowi po jego zwycięstwie w wyborach prezydenckich w USA w 2020 roku. „Joe Biden jest 46 prezydentem USA. Andrzej Duda jest debilem” – napisał wtedy na Facebooku.

Zawiadomienie w sprawie wpisu Jakuba Żulczyka złożyła osoba prywatna. Prezydent został poinformowany pisemnie przez prokuraturę o wszczęciu postępowania.

Prokuratura domagała się wyroku skazującego, tłumacząc, że inna decyzja doprowadziłaby do legitymizacji hejtu i wulgaryzacji języka. Dla Żulczyka wnioskowano o karę pięciu miesięcy ograniczenia wolności w formie nieodpłatnej pracy społecznej i opublikowania przeprosin na Facebooku. Obrona pisarza chciała z kolei jego uniewinnienia. Jakub Żulczyk od początku nie przyznawał się do winy.