Dziennikarze odcięci od informacji z granicy

"Dzięki temu władza ma monopol"

Uchodźcy z okolic Usnarza

– Mamy dziennikarzy, korespondentów wojennych na całym świecie, którzy relacjonują zdarzenia z centrum wojny. A w demokratycznym państwie, w środku Europy, dziennikarz nie może przebywać przy granicy i pokazywać, jak służby postępują z kilkudziesięcioma migrantami. Nie widzę tutaj żadnego innego uzasadnienia, poza chęcią kontroli ze strony władzy – mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl prof. Szymon Ossowski, prodziekan na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Medioznawca podkreśla, że mamy do czynienia z tłumieniem krytyki prasowej. Nie ma też wątpliwości, że takie postępowanie ogranicza wolność mediów i szkodzi polskiej demokracji. A to z kolei potwierdzają raporty organizacji międzynarodowych, jak m.in. Ranking Wolności Prasy 2021 Reporterów Bez Granic.

Dziennikarze od 2 września bieżącego roku nie mają wstępu na teren objęty stanem wyjątkowym, który obejmuje 183 miejscowości województwa podlaskiego i lubelskiego. A to oznacza, że dostęp do informacji dotyczących wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej i działań polskiej Straży Granicznej wobec uchodźców, jest ściśle ograniczony.

Pod koniec września w okolicach granicy – niedaleko Zalewu Siemianówka, a później obok budynku Straży Granicznej w Michałowie – policja zatrzymała dziennikarkę „Faktu”. Agnieszka Kaszuba jechała za autobusem, którym przewożeni byli wspomnianą trasą prawdopodobnie uchodźcy z Iraku. Nie był to teren objęty stanem wyjątkowym. Reporterka miała obserwować działania polskich służb przygranicznych i przygotowywać materiał, dotyczący sytuacji uchodźców.

Jako powód zatrzymania podano „możliwość popełnienia przestępstwa polegającego na jechaniu za pojazdami Straży Granicznej” – donosił wówczas „Fakt”. W sprawie dziennikarki interweniował Rzecznik Praw Obywatelskich, którego zdaniem mogło dojść do złamania prawa prasowego i utrudniania dziennikarce pozyskiwania informacji.

Prof. Ossowski o stanie wyjątkowym: głównym celem było pozbawienie dziennikarzy dostępu do informacji

Zdaniem naszego rozmówcy, to wszystko nie dzieje się bez przyczyny. – Powiem może coś banalnego: media są czwartą władzą w państwie, a jedną z głównych funkcji mediów jest kontrola władzy , w szczególności władzy wykonawczej. Nie wpuszczanie dziennikarzy na granicę poprzez stan wyjątkowy powoduje, że społeczeństwo pozbawione jest informacji. Może liczyć tylko na to, co przekaże władza. A władza przekazuje tylko to, co chce – twierdzi ekspert.

Profesor Ossowski nie ma wątpliwości, że „głównym celem wprowadzenia stanu wyjątkowego było pozbawienie dziennikarzy dostępu do tego terenu”.

– Proszę sobie przypomnieć narrację władzy podczas rosyjsko-białoruskich manewrów Zapad 2021. Jednym z celów miało być zabezpieczenie granicy. Manewrów już nie ma, nikomu po polskiej stronie nic się nie stało. Uchodźcy przechodzą, są wyłapywani przez Straż Graniczną i z powrotem wywożeni na granicę. Dlatego zgadzam się z opinią, że wprowadzenie stanu wyjątkowego było podyktowane w dużej mierze tak naprawdę ograniczeniem dostępu do informacji. Dzięki temu władza ma monopol w zakresie tych informacji – zauważa specjalista.

– Dziennikarze różnych mediów, z różnych redakcji, po prostu nie mogą się tam pojawiać – dodaje.

– Przypomnę – może są to wielkie słowa – ale prawo prasowe mówi, że dziennikarstwo to służba. Tak samo jak służbą jest wojsko, policja. Ustawodawca kiedyś stwierdził, że jest to służba społeczeństwu. A teraz tak naprawdę dziennikarze pozbawieni są możliwości przekazywania nam informacji. Przecież oni tego nie robią dla siebie. Oni to robią dla mnie, dla nas, dla społeczeństwa. Podstawowy skutek jest taki, że ludzie odcięci są od informacji na temat tego, co naprawdę dzieje się na naszej granicy – uważa prof. Ossowski.

Ekspert przywołuje także bardzo wymowny przykład z pracy korespondentów wojennych podczas konfliktów zbrojnych.

Brak dziennikarzy na granicy. „Nie widzę innego uzasadnienia, poza chęcią kontroli”

– Mamy dziennikarzy, korespondentów wojennych na całym świecie, którzy relacjonują zdarzenia z centrum wojny. A w demokratycznym państwie, w środku Europy dziennikarz nie może przebywać przy granicy i pokazywać, jak służby postępują z kilkudziesięcioma migrantami. Nie widzę tutaj żadnego innego uzasadnienia, poza chęcią kontroli ze strony władzy – kontynuuje.

Rozmówca portalu Wirtualnemedia.pl podkreśla, że nie chodzi przecież o to, by dopuścić do okolic granicznych jedynie dziennikarzy mediów nieprzychylnych władzy. Zdaniem eksperta wszystkie redakcje powinny mieć taką samą możliwość przekazywania informacji z tego regionu.

– Natomiast tutaj nie ma takiej możliwości. I teraz jak słyszę, że ma wejść ustawa o budowie muru wprowadzająca prawo dla wojewody do ograniczania dostępu dla mediów… powtórzę: dziennikarze tam nie są dla siebie. Nie są zwykłymi obywatelami. Możemy różnice oceniać pracę dziennikarzy, ale są tam po to, aby relacjonować, aby przekazywać społeczeństwu informacje i kontrolować władzę. Brak dziennikarzy w tym miejscu jest ze szkodą dla opinii publicznej. Pojawiały się pomysły, żeby wojewodowie wydawali przepustki dla mediów. To by się skończyło podobnie, jak z akredytacjami w przypadku wielu wydarzeń publicznych: że wpuszczani będą głównie ci przychylni politykom frakcji rządzącej – komentuje profesor.

„To jest ograniczanie prawa do krytyki prasowej”

– Do tego to zmierza i to jest absolutnie w mojej opinii niedopuszczalne. To jest ograniczanie prawa do krytyki prasowej, a to jedno z głównych praw przysługujących dziennikarzom, wynikające z ustawy – dodaje.

Prof. Ossowski pytany był także o to, czy stan wyjątkowy służy również ukrywaniu faktu, iż Straż Graniczna – na polecenie władzy wykonawczej – wielokrotnie dopuszcza się łamania prawa. Cudzoziemcy, choć wnoszą o przyznanie azylu, wywożeni są z powrotem na granicę.

– Eksperci, którzy zajmują się prawem międzynarodowym podkreślają rzeczywiście, że brak możliwości złożenia wniosku azylowego czy też „wypychanie” (tzw. „push back” – red.) są niezgodne z prawem międzynarodowym – stwierdza.

Stan wyjątkowy na granicy. „Odebrano mediom bardzo ważny element tworzenia materiałów”

Medioznawca zwraca też uwagę na fundamentalny aspekt: brak możliwości robienia zdjęć, dokumentacji filmowych z granicy przez dziennikarzy. Dlaczego jest to niezbędne? – Ponieważ żyjemy w kulturze audiowizualnej – zaznacza. – Takie zdjęcia idą świat, wywołują poruszenie opinii publicznej, znaczą więcej, niż niejeden tekst – podkreśla.

– Amerykańskie społeczeństwo popierało wojnę w Wietnamie dopóki nie zobaczyło słynnego zdjęcia Kim Phuc, wietnamskiej dziewczyny poparzonej napalmem, które ukazało się na okładce „The New York Times”. Dopiero to uderzyło w ich sumienia – zauważa specjalista w zakresie medioznawstwa.

– Na razie – jak wskazują sondaże – Polacy w większości popierają działania władz na granicy polsko-białoruskiej. W momencie, kiedy jednak okaże się, że umierają tam ludzie, jeżeli zobaczą zdjęcie martwego dziecka, jeżeli okazałoby się, że polskie władze doprowadziły de facto do tej śmierci – wtedy to poparcie dla ochrony granic mogłoby stopnieć. I władzy chodzi właśnie o to, aby takie informacje nie wypływały – uważa prof. Ossowski.

– W mediach funkcjonuje tzw. teoria porządku dziennego – kontynuuje medioznawca. – Czyli media tworzą porządek dzienny, układają listę tematów ważnych. Media nie będą informowały o czymś, w związku z czym nie mogą pozyskać materiałów audiowizualnych. Zdjęć, filmów. Odcięcie od informacji spowoduje – i na to liczą rządzący – że temat stanie się mniej atrakcyjny, mniej istotny dla ludzi. Będzie mniej informacji, mniej źródeł. I wtedy ludzie przestaną o tym rozmawiać przy przysłowiowym obiedzie. Co, jeżeli ciągle włączamy telewizję i wciąż widzimy te same obrazki z Usnarza, czy też nawet sprzed wprowadzenia stanu wyjątkowego? Z punktu widzenia pracy dziennikarzy odebrano mediom bardzo ważny element tworzenia materiałów – punktuje nasz rozmówca.

Kaczyński o dziennikarzach na granicy. „Jeżeli prezes partii mówi, że tak ma być -to będzie”

Prof. Ossowski odniósł się również do niedawnej wypowiedzi prezesa PiS. Jarosław Kaczyński, pytany był o to, czy dziennikarze będą mogli relacjonować przebieg kryzysu uchodźczego na granicy polsko-białoruskiej.

– Nie widzę sensu i potrzeby. Szczególnie że tutaj jest niestety bardzo wiele złej woli. Gdyby w Polsce było normalnie, gdyby nie było opozycji totalnej, tylko normalna opozycja. Gdyby ten język nie był tak potworny, zdegradowany, wulgaryzowany, to byśmy mogli normalnie rozmawiać – mówił na antenie RMF wicepremier ds. bezpieczeństwa.

– Jeżeli prezes partii rządzącej mówi, że tak ma być – to tak będzie – komentuje prof. Szymon Ossowski.

„Z punktu widzenia władzy brak informacji jest cenny”

– Jarosław Kaczyński prezentuje stanowisko opcji rządzącej, bo z punktu widzenia władzy wykonawczej – która odpowiada za bezpieczeństwo granic – brak informacji jest cenny. Amerykanie też kiedyś próbowali ograniczać działalność dziennikarzy w Iraku, żeby nie p-okazywać zabitych amerykańskich żołnierzy. Władza zawsze chciałaby ograniczać dziennikarzom możliwość prezentowania faktów, które są niewygodne. I to jest kolejny przykład tego typu działania, teraz podyktowany konkretną sytuacją wewnętrzną. Dziennikarze redakcji niezależnych – zwłaszcza tych krytycznych w stosunku do władzy – będą „problemem” – dodaje.

Ekspert o sytuacji dziennikarzy. „Władza próbuje ograniczyć dostęp mediów do informacji”

– To jest kolejny przykład, gdzie władza próbuje ograniczyć dostęp mediów do informacji. Chodzi o kontrolę przekazu, żeby wiadomości niekorzystne dla tejże władzy w ogóle się nie pojawiały – precyzuje.

Władza ogranicza wolność mediów

Czy można w tym kontekście mówić o uderzaniu władzy bezpośrednio w wartości demokratyczne? Świadczy o tym chociażby kolejny raport opublikowany przez międzynarodową organizację Reporterzy Bez Granic. W czasie gdy przez Polskę przetaczały się protesty przeciw tzw. „lex TVN”, upubliczniono Ranking Wolności Prasy 2021 – Press Freedom Index. Nie niósł on ze sobą dobrych wiadomość – pod względem wolności prasy Polska odnotowała kolejny spadek, i to na rekordowo marną pozycję

W najnowszym rankingu Reporterów Bez Granic Polska znalazła się na 64., na łącznie 180 krajów. Nasze państwo pod względem przestrzegania wolności prasy uzyskało wynik 28,84 – przy czym 0 to wynik najlepszy. Im więcej punktów, tym gorsza pozycja danego kraju.

Tym samym Polska znalazła się na niemal najgorszym miejscu wśród krajów Unii Europejskiej. Pod tym kątem jesteśmy lepsi jedynie od Grecji, która zajęła 70. miejsce, Malty (na 80. miejscu) i Węgier (92. miejsce). Reszta państw unijnych wypadła wręcz wzorowo. 11 krajów UE uplasowało się w czołówce, pierwszej dwudziestce raportu.

Prof. Ossowski podkreśla: wolność mediów i prasy są jednymi z elementów ustroju demokratycznego. – Polska jest daleko w tych rankingach. Dlaczego? Między innymi dlatego, że ogranicza się dostęp dziennikarzy do informacji – zaznacza.

Ekspert o ograniczaniu wolności mediów. „To osłabia demokrację”

– Jest to działanie na pewno osłabiające demokrację i powodujące, że jest mniej tej wolności, niż było – dodaje.

– Patrząc, jak na przestrzeni ostatnich lat Polska wypadała we wszelkich najważniejszych tzw. „indeksach demokracji” publikowanych np. przez Freedom House czy The Economist Intelligence Unit, cały czas zaliczana jest do państw demokratycznych, jednak ta ocena jest coraz gorsza. I bierze się tu pod uwagę tak naprawdę dwa kryteria: sądownictwo, czyli próbę ograniczania niezależności trzeciej władzy i to, co władza danego kraju robi z mediami. Mamy przykład chociażby Węgier, gdzie media prywatne wykupowane są przez biznesmenów przychylnych władzy. Nie ma demokracji bez wolności słowa i wolności mediów. I czym jest ich mniej, tym słabsza demokracja – stwierdza politolog z UAM. –

Jestem daleko od twierdzenia, że nie mamy systemu demokratycznego. Natomiast rzeczywiście to się wpisuje w działania, zmierzające od ograniczenia współczesnej, „zachodniej” demokracji liberalnej – ocenia ekspert.

„Na tej samej zasadzie ‚bezpiecznie’ było w PRL”

– Prawo do informacji jest jednym z ważniejszych praw, które przysługują obywatelom. W tym kontekście proszę zwrócić uwagę, że mamy konflikt dwóch wartości: bezpieczeństwa i wolności. Można poświęcić wolność dla bezpieczeństwa. Myślę jednak, że potem odbija się to zawsze wszystkim czkawką. Bo to jest argument pozornie racjonalny: będzie bezpiecznie. Ale na tej samej zasadzie „bezpiecznie” było w PRL, w którym nie było wolnych mediów, a na każdym rogu stało ZOMO. To oczywiście jest na swój sposób „bezpiecznie”. Tylko pytanie, czy o to chodzi? –-podsumowuje prof. Szymon Ossowski.

Kryzys Uchodźczy na granicy polsko-białoruskiej

O tragicznej sytuacji uchodźców – wśród których są osoby starsze, kobiety, dzieci oraz wymagający opieki medycznej – koczujących w lasach na granicy polsko-białoruskiej, alarmują aktywiści, działacze organizacji pozarządowych, dziennikarze i niektórzy politycy. Całą Polską w ostatnim czasie wstrząsnęła sprawa dzieci z Michałowa, o których niedawno wspominał sam Jarosław Kaczyński. Twierdził on, że po zatrzymaniu przez Straż Graniczną przetransportowano je na Białoruś i im życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.

Szybko jednak zweryfikowali to reporterzy Wirtualnej Polski – ustalono, że grupa Irakijczyków z Usnarza Górnego, wśród których są także dzieci z Michałowa, nadal przebywa w skrajnie niebezpiecznych warunkach – bez bieżącej wody, jedzenia, narażeni są także na niskie temperatury. Państwo polskie twierdzi, że nie może nic zrobić, ponieważ znajdują się po stronie białoruskiej. Innego zdania są jednak przedstawiciele Agencji ONZ ds. Uchodźców w Polsce oraz działacze Fundacji Ocalenie. Polska nie wywiązuje się z prawa międzynarodowego, które jasno mówi o tym, że cudzoziemiec, który – nawet w sposób nielegalny – przekroczy granicę naszego kraju ale zadeklaruje złożenie wniosku o azyl, powinien być natychmiast przekierowany do dalszych procedur w tym zakresie. Straż Graniczna realizuje jednak tzw. Taktykę „push back” i wywozi cudzoziemców z powrotem na granicę.