Fotoreporterzy w Michałowie mieli rzucać przez płot słodycze dzieciom, które przebywają w tamtejszej placówce Straży Granicznej. Informacja wraz z krótkim filmem krążyła po Twitterze, podawana bez nazwisk reporterów i bez bliższych szczegółów; trafiła m.in. do „Wiadomości” i programu publicystycznego TV Republika. W poniedziałek po południu zdementowali ją autorzy filmu, dziennikarze Onetu: – Kobieta podająca słodycze jest mieszkanką okolicznej wsi – napisali.
Informację o fotoreporterach, którzy w Michałowie mieli przerzucać przez płot słodycze (dla uzyskania lepszych zdjęć), podał najpierw na Twitterze użytkownik @Stavroforos. Powtórzyli ją m.in. Wojciech Mucha (redaktor naczelny „Dziennika Polskiego” i „Gazety Krakowskiej” (Polska Press) i Mateusz Magdziarz, dyrektor TVP3 Opole. Trafiła także do TV Republika, gdzie była jednym z tematów programu „W punkt”, a także na serwis Niezależna.pl i na serwis TVP.Info.
Na tym ostatnim portalu pojawił się tekst, zatytułowany „ >Traktuje dzieci jak kaczki w parku<. Jak dziennikarka GW robiła zdjęcia w Michałowie”. Tam opisano już z nazwiska fotoreporterkę „GW”, Agnieszkę Sadowską, która miała rzucać dzieciom słodycze. To na nią wskazywał też (pośrednio) w swoim wpisie Mateusz Magdziarz. Materiał z TVP.Info trafił też do głównego wydania niedzielnych „Wiadomości” TVP: znalazł się w materiale pod tytułem „Opozycja gra bezpieczeństwem Polaków”.
Chrzan: „To nie Sadowska”
W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, Mikołaj Chrzan, dementuje: to nie Agnieszka Sadowska podrzuca dzieciom czekolady na filmie. – Osoba próbująca przerzucać jedzenie do dzieci, zarejestrowana na filmie Onetu, nie pracuje dla naszej redakcji. Ale jej zachowanie jest dla mnie całkowicie zrozumiałe. Chęć dostarczenia jedzenia (także kalorycznych słodyczy) dla osób w takim stanie, zasługuje na pochwałę, nie na potępienie. Przy wyraźnym oddzieleniu grupy migrantów od ulicy, przerzucenie jedzenia nad płotem i kordonem strażników wydaje się jedyną możliwością udzielenia pomocy – przekazał nam Chrzan.
Wiceszef dziennika Agory przyznaje, że Agnieszka Sadowska zrobiła zdjęcia dzieci-migrantów, przetrzymywanych w strażnicy Michałowie. – Te zdjęcia to najmocniejsza ilustracja utrzymywanego na granicy polsko-białoruskiej kryzysu. Wbrew insynuacjom funkcjonariuszy publicznych mediów, Agnieszka Sadowska nie rzucała cukierkami do dzieci. To kłamstwo i próba odwrócenia uwagi od istoty sprawy – cierpienia dzieci i polityki polskiego państwa w zakresie procedury „push-back”. Agnieszka Sadowska to profesjonalna, doświadczona fotoreporterka, która dla „Gazety Wyborczej” pracuje od 30 lat. Jest autorką tysięcy znakomitych zdjęć z Białegostoku i Podlasia. W ostatnich tygodniach w trudnych warunkach, jakie mają wolne media działające na tym obszarze, dokumentuje to, co dzieje się na granicy – podsumowuje Mikołaj Chrzan.
Reporterzy Onetu wyjaśniają: to nie dziennikarze
Film, który został dołączony do krążącej po mediach społecznościowych informacji o rzekomym przerzucaniu słodyczy przez fotoreporterów, jest fragmentem relacji dziennikarzy Onetu, Marcina Wyrwała i Mateusza Baczyńskiego. W poniedziałek zabrali oni głos w kwestii tego, co można zobaczyć na filmie. – Michałowo było jedynie epizodem w naszej podróży, więc nie spędziliśmy tam wiele czasu. Dokumentując jednak sytuację na miejscu, sfilmowaliśmy scenę, w której pewna osoba rzuca różne artykuły zgromadzonym na podwórku placówki migrantom – czytamy w Onecie.
Zdaniem dziennikarzy – wyjaśnienie sytuacji widocznej na klipie jest proste i wcale nie takie, jak się narzuca. – Kobieta, która rzucała przez ogrodzenie produkty – nie tylko słodycze, ale też pieluchy i inne artykuły pierwszej potrzeby – nie jest ani dziennikarką, ani fotoreporterką, ani w ogóle nie ma nic wspólnego z mediami. Jest mieszkanką jednej z okolicznych wsi – wyjaśniają Baczyński i Wyrwał.
To samo powiedziała też Agnieszka Sadowska: – Twierdzenie, że dawałam czekoladki dzieciom, by zrobić im lepsze zdjęcia, to bzdura. Obecne przy strażnicy w Michałowie osoby, niezwiązane z mediami, próbowały te dzieci nakarmić, napoić. Przypuszczały, że spędziły one kilka dni w lesie i mogą być głodne. Dokumentowałam wszystko, co się tam działo – na tym polega moja praca – stwierdziła fotoreporterka „Gazety Wyborczej”.
Dziennikarze pracują nie tylko w samym Michałowie, lecz także w strefie objętej stanem wyjątkowym (mimo zakazu obowiązującego w tym zakresie, a wydanego przez rząd). Na początku września br. reporter portalu Onet Bartłomiej Bublewicz wraz ze swoim operatorem usłyszeli zarzuty w związku z relacją, którą nadali z objętego stanem wyjątkowym Usnarza Górnego.
W połowie ub. miesiąca 30 redakcji podpisało się pod wspólnym apelem do rządzących dotyczącym zakazu pracy dziennikarzy w strefie objętej stanem wyjątkowym. – Działania władz sprzeczne są z zasadą wolności słowa – czytamy w deklaracji. Z kolei Reporterzy bez Granic ogłosili „stan wyjątkowy dla wolności prasy” w Polsce.