Kiedy 15 sierpnia talibowie wkraczali do Kabulu, stolicy Afganistanu, 28-letni Alisher Shahir i jego żona, 25-letnia Masooma Sultani, wiedzieli, że muszą uciekać z kraju. Oboje pracowali w mediach: Alisher w gazecie „Subhe Kabul” prowadził rubrykę, w której opisywał trudne doświadczenia Afgańczyków w czasie rządów talibów w latach 90., Masooma natomiast zajmowała się ostatnio monitoringiem mediów dla amerykańskich instytucji badawczych.
„Nie było pozytywnej reakcji”
Alisher i Masooma byli też współpracownikami „Tygodnika Powszechnego”. – Od dłuższego czasu oboje pomagali naszym dziennikarzom – Pawłowi Pieniążkowi i Agnieszce Pikulickiej-Wilczewskiej – kiedy ci wyjeżdżali do Afganistanu. Na naszych łamach ukazało się sporo reportaży z i o Afganistanie. Tematyka zagraniczna bardzo interesuje naszych czytelników – mówi Jacek Ślusarczyk, prezes zarządu spółki Tygodnik Powszechny.
Małżeństwo dziennikarzy bezskutecznie szukało sposobu na opuszczenie Afganistanu. „Pisaliśmy do naszych znajomych z kraju i zagranicy, żeby nam pomogli. Wszyscy mówili, że pracują nad naszą sprawą, ale nie było żadnej szybkiej i pozytywnej reakcji” – opowiada Masooma Sultani Pawłowi Pieniążkowi w wywiadzie w „Tygodniku Powszechnym”.
Ostatecznie na listę ewakuacyjną Sultani i Shahir dostali się dzięki reporterowi „TP”. – Kiedy Paweł Pieniążek opowiedział nam, jak dramatyczna jest ich sytuacja, i zapytał, czy możemy wziąć ich pod opiekę, nie mieliśmy wątpliwości, jak postąpić – opowiada Ślusarczyk. – Natychmiast zdecydowaliśmy, że trzeba im pomóc. Paweł Pieniążek zaczął działać w Warszawie. W końcu Alisher, Masooma oraz ich synek Kianush zostali wpisani na listę ewakuacyjną Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Zanim jednak afgańska rodzina trafiła na pokład samolotu do Polski, na lotnisku w Kabulu spędziła dwie noce pośród zdesperowanego tłumu. „Talibowie bili, strzelali, mieli gdzieś życie innych. (…) Jedną z osób z naszej grupy uderzyli karabinem i złamali jej rękę” – wspomina Masooma. A Alisher dodaje: „Gdy talibowie strzelali, tłum się rozbiegał. Niektórzy padali, byli tratowani albo przewracali się na nich inni ludzie. Widzieliśmy, jak kobieta upadła na drut kolczasty, żyletkowy. Wszędzie było pełno krwi”.
Mieszkanie, ubrania, jedzenie
Do Polski przylecieli 20 sierpnia. Bez bagaży, które musieli zostawić na lotnisku. – Zaopiekowaliśmy się nimi, w czym pomogła nam rzesza ludzi dobrej woli – opowiada Jacek Ślusarczyk. – Dobrzy ludzie użyczyli im w Krakowie wspaniałe mieszkanie, zorganizowaliśmy im jedzenie i ubrania. Pamiętajmy, że w Krakowie było wtedy 14 stopni, a Alisher przyleciał do Polski w sandałach i podkoszulku.
Ślusarczyk dodaje: – Mały Kianush pilnie potrzebował wózka i badań lekarskich. Całą rodzinę w ramach prywatnych praktyk przyjęli nasi przyjaciele lekarze. Wsparła nas też siostra Małgorzata Chmielewska, która przekazała pieniądze na zakup niezbędnych rzeczy i ubrań. Wszystkim, którzy niosą pomoc Alisherowi, Masoomie i ich dziecku, jesteśmy ogromnie wdzięczni.
Redakcja „Tygodnika Powszechnego” chce jak najszybciej umożliwić Afgańczykom publikowanie materiałów. – W serwisie „Tygodnika Powszechnego” uruchomiliśmy podstronę poświęconą Afganistanowi. Pojawią się tam też multimedia, bo Alisher jest także youtuberem oraz tworzy podcasty. Mam nadzieję, że już w przyszłym tygodniu urządzimy profesjonalne stanowisko do nagrywania filmów. Oboje będą też korzystać z naszego studia podcastowego – opowiada Aleksander Kardyś, przewodniczący rady nadzorczej spółki Tygodnik Powszechny.
Jeden z pięciu najlepszych dziennikarzy
Jacek Ślusarczyk też mocno wierzy w ten projekt. – Alisher i Masooma są zdolnymi młodymi ludźmi. Alisher w 2020 roku został uznany przez Afgańskie Centrum Dziennikarzy za jednego z pięciu najlepszych dziennikarzy w kraju. Oboje świetnie mówią po angielsku, doskonale poruszają się w mediach społecznościowych, a ich kanał na YouTubie, choć teraz zamknięty, cieszył się bardzo dużą popularnością. Wielu młodych ludzi z Afganistanu wysyła im wiadomości na WhatsAppie z prośbą, aby ponownie go uruchomili.
By pomóc Alisherowi i Masoomie zadomowić się w Polsce, Fundacja Tygodnika Powszechnego uruchomiła zbiórkę na ich aktywizację zawodową. W ciągu czterech dni na konto wpłacono ponad 13 tys. zł (cel zbiórki to 35 tys. zł). – Chcielibyśmy, aby wrócili do swojej aktywności publicystycznej i społecznej – mówi Aleksander Kardyś i wyjaśnia: – Teraz znaleźli się w zupełnie nowym dla siebie miejscu, całkiem innym świecie, są stramautyzowani po dramatycznej ucieczce. Wznowienie działalności dziennikarskiej może im pomóc stanąć na nogi, także pod względem finansowym.
Zbiórka Fundacji Tygodnika Powszechnego została uruchomiona pod adresem: powszech.net/pomagam.