W poniedziałek odbył się protest aktywistów z Extinction Rebellion. Kilkadziesiąt osób zablokowało ruch na Wisłostradzie, przypinając ręce do metalowej rury albo przyklejając dłonie do przydrożnych donic i asfaltu. Policja nie dopuściła do protestujących m.in. Dawida Krawczyka, reportera „Gazety Wyborczej”, który po tym, jak wyszedł na chwilę po wodę, nie mógł już wrócić na miejsce demonstracji.
Jak relacjonuje Maciek Piasecki z OKO.Press, początkowo policjanci zezwalali reporterom na podejście do demonstrujących, jednak gdy zaczęli używać wobec nich środków przymusu, odgrodzili miejsce kordonem, uniemożliwiając relacjonowanie działań interwencyjnych z bliska.
– Rozmawiałem z protestującymi i według nich policja nie zachowywała się brutalnie, więc nie rozumiem, dlaczego nie chcieli nas dopuścić do miejsca protestu – zastanawia się Piasecki. – Powoływanie się na prawo też nie pomagało. Policjanci mówili, żeby zapoznać się z Prawem prasowym, ale w nim nie jest napisane, że dziennikarz nie może przechodzić przez kordon. Jeśli nie jest wykorzystywana broń, dziennikarz nie potrzebuje zgody dowodzącego na to, żeby relacjonować wydarzenie z dowolnego miejsca. Materiały policji mówią jedynie, że bez takiej zgody nie można przekraczać policyjnej taśmy. Prosiłem biuro prasowe Komendy Głównej Policji o podanie przepisów ewentualnie rozszerzających to ograniczenie, jednak uchyliło się od odpowiedzi – dodaje reporter OKO.Press.
W zeszłym tygodniu Reporterzy bez Granic zwrócili się do władzy o zagwarantowanie swobodnego wykonywania pracy dziennikarzom relacjonującym manifestacje. Stało się to po tym, jak reporterom Dariuszowi Woszczyńskiemu (Głos News), Maćkowi Piaseckiemu (OKO.Press) i Mikołajowi Kiembłowskiemu (Agencja Reporter) utrudniano pracę podczas protestu solidarności z Palestyną.