R4S i Adam Hofman chcą 1 mln zł od „GW”, OKO.press, Wirtualnemedia.pl oraz Hanny Waśko

"Pozew obliczony na efekt mrożący"

Adam Hofman

Pozwy przeciwko „Gazecie Wyborczej”, OKO.Press i portalowi Wirtualnemedia.pl to „rzecz jasna próba zastraszenia dziennikarzy” – uważa szef „Rzeczpospolitej” i Izby Wydawców Prasy Bogusław Chrabota. – Nie mam żadnych wątpliwości, że dziennikarze się nie przestraszą – mówi Krzysztof Jedlak, redaktor naczelny „Dziennika Gazety Prawnej”. Agencja R4S i Adam Hofman domagają się łącznie 1 mln zł za naruszenie dóbr osobistych.

Pozwani zostali: Jacek Harłukowicz z „Gazety Wyborczej”, Wojciech Cieśla z Fundacji Reporterów, Sebastian Klauziński z OKO.Press, redaktor naczelny Wirtualnemedia.pl Marcin Szumichora oraz Hanna Waśko, szefowa i współwłaścicielka Big Picture (udzieliła nam wywiadu nt. R4S).

– W związku z szeregiem zniesławiających i szkalujących artykułów opublikowanych w „Gazecie Wyborczej” i portalu okopress.pl (właściwa nazwa to OKO.Press – przyp.) spółka R4S oraz Adam Hofman skierowali do Sądu Okręgowego powództwa o naruszenie dóbr osobistych i zapłatę. Dochodzona kwota wynosi jeden milion złotych i wnioski o zabezpieczenie żądanych kwot na składnikach majątkowych pozwanych – zapowiada spółka R4S i Adam Hofman w oświadczeniu. W przypadku Hanny Waśko „zostało złożone również zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa opisanego w ustawie o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji”.

Jedlak: chodzi o zastraszenie i uwikłanie dziennikarzy

W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Krzysztof Jedlak, redaktor naczelny „Dziennika Gazety Prawnej”, zaznacza: pozew to w życiu redakcji lub dziennikarza zajmującego się ważnymi i kontrowersyjnymi tematami nic niezwykłego.

– Może z nim wystąpić każdy – i nie można mu tego prawa odmawiać – kto uważa, że jego dobra osobiste zostały bezprawnie naruszone. Ale sąd zważy, czy rzeczywiście zostały naruszone i czy jednocześnie przesłanka bezprawności również została spełniona. Przykładowo, nie jest bezprawne pisanie o osobie publicznej najgorszych nawet rzeczy, jeśli są one prawdziwe i jeśli ich ujawnienie leży w interesie społecznym. W ostatecznym rozrachunku, abstrahując od jakości naszego wymiaru sprawiedliwości, pozwów mogą się zasadniczo obawiać tylko ci – na szczęście bardzo nieliczni – którzy nie weryfikują informacji, nie dochowują należytej staranności; którym wolność słowa myli się z brakiem odpowiedzialności i rzetelności. Tyle teoria. A praktyka?

Jedlak podkreśla, że bogate doświadczenie uczy go, iż w znakomitej większości przypadków po instrumenty prawne, np. pozwy o ochronę dóbr osobistych, ale też np. instrumenty prawa karnego, sięgają „ci, którzy chcieliby, aby dziennikarze i opinia publiczna nie interesowali się nimi i wiedzieli jak najmniej o ich działalności”.

– Tak, chodzi wtedy często o swego rodzaju zastraszenie dziennikarza i takie uwikłanie go w spory, by nie mógł normalnie pracować. Im bardziej agresywne i spektakularne działania prawne i większe wytaczane przy tej okazji armaty, tym zazwyczaj gorsze intencje i większe powody, by coś ukrywać. Zdarza się niestety, że ta strategia przynosi pewne efekty, bo przy niewydolnym, a bywa, że i niekompetentnym, wymiarze sprawiedliwości nawet w całkowicie oczywistych sprawach długotrwałe spory sądowe bywają dla dziennikarzy udręką lub co najmniej niepotrzebną stratą czasu – analizuje.

– W tej konkretnej sprawie żądana kwota robi wrażenie. Nie wiemy, dlaczego chodzi o 1 mln zł, a nie o 10 tys. zł czy o 10 mln zł. Czy to ma być zadośćuczynienie, czy odszkodowanie – i jak policzono szkody. Na dodatek złożono podobno wnioski o zabezpieczenie żądanych kwot – co ewentualnie następuje przecież przed rozpoznaniem sporu – na składnikach majątkowych pozwanych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że chodzi o to, by postraszyć dziennikarzy. Nie wyobrażam sobie, żeby sąd taki wniosek zaakceptował. I nie mam też żadnych wątpliwości, że dziennikarze się nie przestraszą. Szkoda swoją drogą, że składający pozwy nie wkładają tyle samo, co w spór prawny, energii i sił w odpowiedzi na pytania i wyjaśnienie wszystkich wątpliwości. Pewnie byłoby z tego więcej pożytku – kończy szef „DGP”.

Chrabota: nikt z agencji nie wróci do dziennikarstwa

Bogusław Chrabota, redaktor naczelny dziennika „Rzeczpospolita” i prezes Izby Wydawców Prasy, komentując pozew, stwierdza: – To rzecz jasna próba zastraszenia dziennikarzy. Co ciekawe, wychodzi od ich byłych kolegów. Po pierwsze, mamy jak na dłoni, jak zmiana stołka zmienia stosunek do wcześniej uprawianego zawodu. Po wtóre, po takiej sprawie nikt z kręgu tej agencji nigdy nie wróci do dziennikarstwa. Po trzecie, wątpię by w istocie możliwe, czy potrzebne lub też konieczne było zasądzenie i wyegzekwowanie tej kwoty. Skończy się więc – na 99 procent – na ugodzie.

Nasz rozmówca podkreśla, że obowiązki ciążą też na dziennikarzach i redakcjach; np. obowiązek sprostowania. – Tytuły często to ignorują. Inną sprawą dotyczącą tej historii jest pewna zapalczywość dziennikarska, przekraczanie granic prywatności. To też powinno stać się tematem debaty w środowisku. Zwłaszcza jeśli dotyczy osób nie pełniących ról publicznych – podkreśla Chrabota.

Andrysiak: może czas zaprotestować?

Były zastępca redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Prawnej”, a obecnie lokalny wydawca Andrzej Andrysiak, oceniając sprawę mówi: – Gdy słyszę o kolejnych roszczeniach finansowych wobec redakcji, zastanawiam się, gdzie jest granica absurdu. Spółka Hofmana żąda od „Gazety Wyborczej” i OKO.Press miliona złotych. A dlaczego nie dziesięciu? Albo stu? Kwota jest tak absurdalna, że można podać dowolną, i tak nie ma ona żadnego zaczepienia w rzeczywistości. Podobnie jak żądanie zabezpieczenia kwoty na majątku pozwanych.

Zdaniem wydawcy – pozew ma służyć zastraszeniu. – Zastraszeniu redakcji, dziennikarzy, wydawcy. Nie zadziało 10 tysięcy? To zażądam stu. Też nie działa? To miliona. Redakcja może tylko to opisać, nagłośnić i cierpliwie czekać na rozprawę. Licząc na rozsądek sądu. Te też, niestety, czasami zachowują się niezrozumiale. Jak choćby w sprawie obowiązującej wykładni dotyczącej sprostowań. Dziś jest tak, że nieważne, czy w sprostowaniu prostujący napisze prawdę, czy kłamstwo, redakcja ma obowiązek publikować, jeśli spełnione są wymogi formalne. Strony z tego korzystają i kłamią w sprostowaniach bez oporów. To bardzo często nic innego jak prawna legalizacja fejk niusów – uważa.

Andrysiak podkreśla, iż nie liczy na to, że władza, bądź ludzie z nią związani otrząsną się i przestaną słać redakcjom „absurdalne pozwy”. – Może znów czas, czy się zabrać do kupy i zaprotestować? Była skuteczna akcja „Senat zabija prasę” przeciw zmianom w prawie o sprostowaniach, była akcja solidarnościowa mediów lokalnych z Tygodnikiem Zamojskim „Cenzura nie przejdzie”, była akcja „Media bez wyboru”… Może czas na kolejną? – pyta.

Waśko: pozew obliczony na efekt mrożący

12 kwietnia br. w „Gazecie Wyborczej” i na portalu OKO.Press ukazał się obszerny artykuł, przygotowany wspólnie z Fundacją Reporterów, o domniemanych wpływach Adama Hofmana i Roberta Pietryszyna z agencji R4S na nominacje do władz państwowych spółek. Opisano też kulisy operacji CBA dotyczącej działalności spółki w latach 2015-2016, zwłaszcza umów z podmiotami państwowymi. Dzień później portal Wirtualnemedia.pl przedstawił opinie menedżerów z branży public relations o informacjach z artykułu. Wypowiedzieli się dla nas Piotr Czarnowski z First PR, Hanna Waśko z Big Picture, Barbara Krysztofczyk z Krystal Point, Grzegorz Miller z MillerMedia, Ryszard Solski z Solski PR i Marek Gieorgica z Clear Communication Group. Waśko oceniła, że Adama Hofmana nie należy nazywać PR-owcem, a R4S – agencją public relations. Także ona została pozwana.

Komentując ten pozew Hanna Waśko zaznacza, że jeszcze go nie otrzymała jeszcze, więc trudno jej się szczegółowo do niego odnieść. – Moja opinia na temat standardów etycznych w biznesie oraz tego, jakie działania są, a jakie nie są etycznym PR, jest niezmienna. Mam przekonanie, dziś jeszcze większe, że na straży tych standardów trzeba stać i ich bronić, nawet jeśli niesie to ryzyka. Opisane w mediach, m.in. w „Gazecie Wyborczej” i OKO.Press praktyki, ze względu na interes społeczny wymagają nazwania spraw po imieniu – było i pozostaje to moją motywacją – podkreśla.

– Cała sytuacja nosi ewidentne znamiona zastraszania, obliczone na efekt mrożący. Aspekt etyczny prowadzenia takiej komunikacji medialnej – bez dostarczanie pozwów – nie wymaga komentarza. Samo w sobie stanowi to kwintesencję praktyk, które nie powinny mieć miejsca w etycznym PR – uważa.

„Żądanie niesłychane, to napaść na wolne media”

Do zapowiedzi pozwu w sobotę rano odnieśli się we wspólnym oświadczeniu wicenaczelny „Gazety Wyborczej” Roman Imielski, prezes Fundacji Reporterów Wojciech Cieśla oraz naczelny OKO.press Piotr Pacewicz. – Ta napaść na wolne media nie może pozostać bez stanowczej reakcji – podkreślili.

W komunikacie zwrócono uwagę, że R4S i Hofman zapowiedzieli pozwanie nie wydawców, tylko dziennikarzy oraz złożenie wniosków o zabezpieczenie żądanych kwot na ich majątku.

– Żądanie jest niesłychane. Sama próba położenia ręki na prywatnej własności dziennikarzy, a także ogromna suma roszczenia mają w naszej opinii wywołać tzw. efekt mrożący – sprawić, że pozwani będą się bali publikować kolejne artykuły o biznesach agencji R4S i Adama Hofmana – oceniono.

Adam Hofman i jego agencja zaznaczyli, że „powielanie nieprawdziwych i szkalujących informacji także będzie skutkować działaniami prawnymi”. – Które informacje zawarte w publikacjach dotyczących „układy wrocławskiego” są nieprawdziwe lub szkalujące? Tego R4S i Hofman w oświadczeniu nie wyjaśniają – zauważono w oświadczeniu „GW”, OKO.press i Fundacji Reporterów.

– Nie zażądali też sprostowania takich informacji od żadnej z pozwanych redakcji. By nie narażać się na procesy, inne media musiałyby więc w ogóle nie wspominać o ustaleniach dotyczących „układu wrocławskiego”. Taki jest rzeczywisty cel pozwu – skomentowano.

„Groźby nie powstrzymają nas przed publikowaniem kolejnych tekstów”

Zapewniono, że artykuły o R4S i powiązaniach jej właścicieli zostały przygotowane rzetelnie. – Zarząd R4S zarzuca naszym dziennikarzom, że rozesłali do kilkudziesięciu partnerów biznesowych spółki „długą listę pytań” – co jest oczywistym obowiązkiem każdego dziennikarza śledczego piszącego o powiązaniach biznesowych dowolnej spółki. Nasi dziennikarze wysłali również pytania do R4S i jej wspólników, ale mimo długiego oczekiwania nie doczekali się od nich rzeczowych odpowiedzi – opisano.

– Teksty oparli na ogromnej liczbie dokumentów, danych z oficjalnych rejestrów i rozmów z informatorami. Dochowali wszelkich starań, by dokładnie zweryfikować wszystkie informacje – wyliczono.

Według redakcji „GW”, OKO.press i Fundacji Reporterów Hofman i jego agencja „zamierzają odciąć opinię publiczną od informacji, które niezależne od władzy media zdobywają i zgodnie ze swoją misją ujawniają” oraz „chcą uderzyć w podstawy demokratycznego państwa, w którym wolne media są instytucją kontrolującą władzę i ludzi z nią powiązanych”.

– Kategorycznie odrzucamy skandaliczne żądania agencji R4S – podkreślono. W oświadczeniu oceniono, że działania prawne zapowiedziane przez R4S „są jaskrawym przykładem tzw. SLAPP, czyli akcji prawnych zmierzających do wymuszenia na mediach autocenzury albo doprowadzenia do cenzury za pomocą tzw. sądowego knebla”.

– Oświadczamy, że ani pozwy, ani groźby nasłania na nas upartyjnionej prokuratury nie zastraszą naszych dziennikarzy czy naszych redakcji. Nie powstrzymają przed publikowaniem kolejnych tekstów demaskujących praktyki agencji R4S, Adama Hofmana i powiązanych z nimi biznesmenów – zadeklarowano.

R4S zawiadomiła prokuraturę, pozew zapowiedziała już po pytaniach od dziennikarzy

Pod koniec marca agencja R4S poinformowała, że po wcześniejszych publikacjach „Gazety Wyborczej” (Agora), Oko.Press i Fundacji Reporterów złożyła do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez dziennikarzy tych mediów. Chodziło głównie o tekst na temat raportu z operacji CBA dotyczącej spółki. –

Dokument, którym posługują się dziennikarze może być fałszywką wytworzoną wyłącznie w celu zdyskredytowania partnerów spółki R4S. Nikt nie potwierdził autentyczności rzekomego raportu CBA w tej sprawie. Wyżej opisane działania dziennikarzy oprócz oczywistego naruszania dóbr osobistych (art. 23 i 24 kodeksu cywilnego), naruszają także przepisy karne, choćby przestępstwa opisanego w art. 26 prawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji – ocenili partnerzy w R4S w oświadczeniu przekazanym portalowi Wirtualnemedia.pl.

Zapowiedzieli też, że „w związku z rozsyłaniem przez dziennikarzy >>Gazety Wyborczej<<, portal Oko.press i Fundację Reporterów zniesławiających pytań imputujących naruszanie prawa, rozważają dalsze działania mające na celu ochronę dobrego imienia spółki”. – Prawnicy spółki przygotowują pozwy o naruszenie dóbr osobistych, zapłatę zadośćuczynień i odszkodowań przez osoby fizyczne i podmioty prawne odpowiedzialne za publikacje – poinformowali.

Koniec współpracy z IKEA i firmami Czarneckiego, odszedł Jastrzębowski

W połowie listopada ub.r. Roman Giertych ujawnił 2-minutowy fragment rozmowy Adama Hofmana i Roberta Pietryszyna z Leszkiem Czarneckim, większościowym akcjonariuszem m.in. Getin Noble Banku i Idea Banku. Rozmawiano o możliwości zatrudnienia w firmach Czarneckiego Michała Krupińskiego, do jesieni ub.r. prezesa Banku Pekao kontrolowanego przez Skarb Państwa. Hofman stwierdził, że Krupiński „może pójść do Zbyszka”. Giertych napisał, że na wcześniejszym spotkaniu Adam Hofman zaproponował Leszkowi Czarneckiemu udział w przejęciu od koncernu Discovery stacji TVN24.

Po kilku dniach agencja R4S wypowiedziała umowy z firmami Leszka Czarneckiego, a Adam Hofman zapowiedział pozew cywilny i prywatny akt oskarżenia wobec Romana Giertycha.

W grudniu na OKO.press opisano, że agencja miała zajmować się prowadzeniem kampanii w internecie dla Coca-Coli w oparciu o usługi farm trolli. Miały one m.in. organizować akcję w sieci na rzecz wstrzymania podatku cukrowego w Polsce. Pytana przez nas o sprawę agencja, wysłała nam wtedy oświadczenie w którym stwierdziła, że „zleciła audyt procedur zgodnie z jej zasadami compliance w zewnętrznych spółkach, wykonujących dla niej te usługi”.

Na początku grudnia R4S opuściła Stowarzyszenie Agencji Public Relations, po tym jak została zawieszona w prawach członka kilka dni po publikacji artykułu Fundacji Reporterów o współpracy z Coca-Colą. – Nie czuliśmy żadnego wsparcia z jego strony w sytuacjach, w których ewidentnie padliśmy ofiarą oszustw i pomówień – uzasadniała agencja.

W styczniu br. IKEA Polska nie zdecydowała się przedłużyć współpracy z R4S, obsługę komunikacji korporacyjnej powierzyła agencji Havas PR Warsaw.

W połowie kwietnia z R4S rozstał się Sławomir Jastrzębowski. Pracował w firmie przez trzy lata, był jednym partnerów. Zapowiedział powrót do branży mediów.