Według projektu ustawy o wolności słowa przedstawionego przez kierownictwo resortu sprawiedliwości zostanie utworzona Rady Wolności Słowa, która będzie rozpatrywała skargi polskich użytkowników na platformy społecznościowe. Za naruszenia prawa Rada ma nakładać kary wynoszące od 50 tys. zł do 50 mln zł.
W czasie piątkowej konferencji prasowej szef Ministerstwa Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro podkreślał, że obecnie to w internecie toczy się wiele sporów, dlatego też obywatele Polski powinni mieć zagwarantowane „podstawowe prawa”, o których mówi polska konstytucja.
Jak tłumaczył, aby to urzeczywistnić, konieczne było stworzenie ram prawnych, które wymuszą od „globalnych graczy” respektowanie tego prawa. „Dziś nie ma tego rodzaju skutecznych narzędzi, dziś media społecznościowe decydują same, jakie treści będą cenzurowane, usuwane” – wskazał.
Wiceszef MS Sebastian Kaleta, odpowiedzialny za prace nad projektem ws. ochrony wolności słowa, podkreślił, że od czasu prezentacji jego założeń dokonano dodatkowych konsultacji. „Dzisiaj jesteśmy w stanie państwu zaprezentować ten projekt, który trafi w najbliższych dniach pod obrady rządu i dalsze konsultacje” – powiedział.
Rada Wolności Słowa ma być wybierana przez Sejm
Projekt zakłada powołanie Rady Wolności Słowa, w której łącznie z przewodniczącym zasiądzie pięciu członków. Na sześcioletnią kadencję większością 3/5 głosów powoływać ma ich Sejm.
„Rada ta będzie stała na straży przestrzegania przez wszelkie media społecznościowe działające na terenie Rzeczypospolitej konstytucyjnego prawa do korzystania z wolności słowa” – podkreślił Sebastian Kaleta.
„Rada Wolności Słowa będzie rozpatrywała odwołania użytkowników od treści, które zostały przez serwisy społecznościowe usunięte, bądź została ograniczona do nich dostępność” – mówił. Jak tłumaczył, jeśli serwis przykładowo zablokuje dostęp do danej treści, użytkownik ma prawo odwołać się od tej decyzji do tego serwisu.
Kary od 50 tys. zł do 50 mln zł
„Serwis rozpatruje reklamację i albo przywraca dostęp do treści i sprawa jest zakończona, albo nie uwzględnia reklamacji. Użytkownik zyska wówczas prawo odwołania się do Rady, która będzie miała 7 dni na rozpatrzenie skargi tego użytkownika” – poinformował.
To zmiana w stosunku do założeń zaprezentowanych w grudniu, zgodnie z którymi w podobnym celu w jednym z sądów okręgowych miał powstać sąd ochrony wolności słowa.
Za niezastosowanie się do rozstrzygnięć Rady Wolności Słowa lub sądu Rada będzie mogła nałożyć na serwis społecznościowy karę administracyjną w wysokości od 50 tys. zł do 50 mln zł.
Regulacje dot. mediów społecznościowych zapowiedział Morawiecki
W miniony wtorek premier Mateusz Morawiecki napisał na Facebooku, że właściciele portali społecznościowych nie mogą działać ponad prawem, a polski rząd zrobi wszystko, by określić ramy funkcjonowania Facebooka, Twittera, Instagrama i innych podobnych platform.
Podkreślił, że w Polsce społeczeństwo jest przywiązane do wolności, a cenzura obowiązywała w okresie PRL-u przez 50 lat. – Dlatego z takim niepokojem patrzymy na wszelkie próby ograniczania wolności. Jednym z synonimów wolności zawsze był dla nas internet. Najbardziej demokratyczne medium w historii, forum, na którym każdy może bez skrępowania zabrać głos – napisał premier. –
Swoboda związana z brakiem regulacji internetu ma wiele pozytywnych efektów. Ale są też negatywne: stopniowo zaczęły w nim dominować wielkie, ponadnarodowe korporacje, bogatsze i potężniejsze od wielu państw. Te korporacje zaczęły traktować naszą internetową aktywność tylko jako źródło zysku i wzmacniania globalnej dominacji. A także czuwać nad poprawnością polityczną tak, jak im się to podoba. I zwalczać tych, którzy się im sprzeciwiają – dodał.
– Te działania podejmowane są o wiele za późno, jesteśmy w niedoczasie i to w niedoczasie liczonym w latach. Mam na myśli nie tylko Polskę, nie tylko Europę, ale cały świat – skomentował dla Wirtualnemedia.pl Eryk Mistewicz, prezes Instytutu Nowych Mediów.
W drugiej połowie zeszłego tygodnia Facebook (do którego należą też Instagram i WhatsApp) oraz Twitter zablokowały profile prezydenta USA Donalda Trumpa.
To pokłosie zamieszek, które 6 stycznia wywołali na Kapitolu zwolennicy Trumpa. Ustępujący prezydent początkowo nie potępił jednoznacznie ich zachowania, stwierdził, że rozumie ich rozgoryczenie i kolejny raz zakwestionował uczciwość ostatnich wyborów prezydenckich. Facebook i Twitter szybko zablokowały nagranie z tymi stwierdzeniami.