Z Andrzejem Niedobą, autorem słów do słynnej w całych Beskidach pieśni „Szumi jawor”, pisarzem, reportażystą, dramaturgiem pracowałam kilka lat w śląskim tygodniku społeczno-kulturalnym ,,Tak i Nie”. Potem utrzymywaliśmy przez lata przyjazny kontakt. Nie był przekonany do kobiet dziennikarek, zwłaszcza zajmujących się reportażem. Mawiał: ,,Mąż, dziecko jedno, potem drugie i po pisaniu.” Ale gdy ten scenariusz się nie spełniał, cieszył się i wspierał. Zawsze serdecznie, potem już nie tylko jako starszy, ale po prostu mądry kolega. Sam też czasem prosił o radę. Był góralem – dżentelmenem, szanującym własną i cudzą pracę, bo w takiej atmosferze się wychował.
Urodził się w Cieszynie w 1940 roku, pochodził ze znanej rodziny gazdów beskidzkich. Niezwykła historia Niedobów zasługiwała na książkę i Andrzej dopełnił tej powinności. Napisał ,Rzekę niepokorną. Sagę cieszyńską”, w której uwiecznił dzieje rodzinnych osobowości, artystów i oryginałów. Zaczęło się od babci Ewy z Sikorów, Jeweczki z Nawsia na Zaolziu, która poślubiła gazdę Pawła Niedobę, a gdy została wdową, wyszła za drugiego Pawła Niedobę. Miała dziesięcioro dzieci, siedmiu synów. Mocnych, przystojnych, muzykalnych.
Adam, ojciec Andrzeja, urodził się w 1906 roku, skończył seminarium nauczycielskie. Uczył w Głębcach polskiego, matematyki, fizyki, śpiewu, muzyki. Ożenił się z Janiną Studzińską, nauczycielką rodem ze Lwowa, ale dopiero po wielu przeszkodach. Andrzej opowiadał, że rodzice długo nie mogli się pobrać, bo w województwie śląskim obowiązywała ustawa o celibacie nauczycielek. Janina po ślubie musiałaby odejść z pracy, a tego nie chciała. Żyli więc w zawieszeniu, na kocią łapę, ale w wielkiej miłości.
Brat Adama wuj Władysław był charyzmatyczny. Mówili na niego hetman góralski, niekoronowany król górali beskidzkich. Jak huknął, niosło się daleko. Jego głos chwali sam Kiepura. Młody Władysław dostał państwowe stypendium na studia w mediolańskiej La Scali, ale jego karierę przerwała wojna. Został po czeskiej stronie granicy. Założył Scenę Polską w Czeskim Cieszynie, jedyny poza granicami kraju stały polski teatr zawodowy.
Po podziale Ślaska Cieszyńskiego w 1920 roku rodzinne Nawsie Niedobów przypadło Czechosłowacji. Bracia i siostry zostali rozdzieleni, część z nich przeniosła się do Polski, część została. Adam napisał sztukę „Złamana granica”, osiedlił się w Polsce. Granica stała się niezagojoną blizną we wspomnieniach Niedobów, także po wojnie. Andrzej przyznał, że boleśnie przecięła Beskidy i jego rodzinę, która mogła spotykać się czasem tylko raz na rok. Bardzo się cieszył z wejścia w strefę Schengen.
Wojenne przypadki Niedobów to epicka opowieść, podzielona na siedmiu braci. Los Polaków. Kampania wrześniowa, ruch oporu, obozy koncentracyjne, ucieczki z Wehrmachtu i z niewoli, przeprawa z fałszywymi dokumentami przez Europę, partyzantka w Jugosławii i Armia Andersa. Emigracja, ale i powroty do rodzinnego Nawsia, który po wojnie został w Czechosłowacji.
Po wybuchu wojny rodzice Andrzeja mogą się pobrać. On jako dowódca plutonu ruszył na kampanię wrześniową, ślad po nim zaginął. Ale Janina czuła, że Adam żyje, wybrała się sama śladami plutonu, żeby go odnaleźć. Pluton zniknął gdzieś na wschodzie, skończył w Starobielsku, Adam trafił ranny do krakowskiego szpitala. Narzeczona go stamtąd zabrała. On jest protestantem, ona katoliczką i nigdy tego nie zmienią, mimo małżeństwa. Adam trafił do Dachau, wyszedł, ale do końca wojny musiał się ukrywać. W 1950 roku założył regionalny zespół „Wisła”, który uznano za perłę Beskidów.
Andrzej mówił: – Ojciec prowadził zespół, komponował, szukał repertuaru i często prosił mnie o teksty. Chętnie mu pomagałem. I kiedyś do jego muzyki napisałem takie słowa pierwszej zwrotki: ,,Szumi jawor szumi, szumi i osika, nigdy nie zaginie góralsko muzyka, góralsko muzyka i góralski grani, nigdy nie zaginie w Beskidach spiywanie”. Były lata 60.XX wieku.
Pieśń stała się góralskim hymnem. Chociaż Andrzej pracował wtedy daleko od domu jako reporter i prezenter telewizji, słowa przyszły mu łatwo, jakby podpowiadali mu je przodkowie, którzy od wieków siedzieli w Beskidach, po obu stronach Olzy. Z wiekiem Andrzej coraz częściej o nich myślał. W naszej ostatniej rozmowie powiedział, że teraz jest najstarszy w rodzinie i liczy się z tym, że niedługo się z nimi spotka. Ale nie spodziewaliśmy się, że to przyjdzie tak prędko. Jeszcze raz Niedobów nie oszczędziło to, co najtrudniejsze w naszych losach, tym razem pandemia. Andrzeja i jego osłabione serce dopadł przeklęty wirus.