Dziennik Zachodni ma już 75 lat

Pierwsze numery tworzyli redaktorzy przedwojennej "Polonii"

Media Centrum w Sosnowcu - siedziba redakcji Dziennika Zachodniego

„Dziennik Zachodni” zaczął się ukazywać 75 lat temu, prawie natychmiast po wyzwoleniu Katowic i gdy jeszcze trwała wojna.

Pierwszy numer „Dziennika Zachodniego” ukazał się z datą 6 lutego 1945 r., ale w Katowicach pojawił się już dzień wcześniej. Miasto zostało wyzwolone – zajęte przez Armię Czerwoną zaledwie przed tygodniem, a razem z nią zaczęła się instalować nowa, polska administracja. Prasa była niejako jej częścią, bo gazety nie mogły się ukazywać bez akceptacji władz.

Najpierw „Trybuna Śląska”, potem „Dziennik Zachodni”

1 lutego 1945 r. ukazał się pierwszy numer „Trybuny Śląskiej”, przemianowanej wkrótce na „Trybunę Robotniczą” i przekształconej w organ prasowy Polskiej Partii Robotniczej (od 1948 r. PZPR). Tego samego dnia do Katowic dojechał wojskową ciężarówką Stanisław Ziemba, przed wojną dziennikarz wydawanej przez Wojciecha Korfantego „Polonii”. Nazajutrz od gen. Aleksandra Zawadzkiego, pełnomocnika rządu (faktycznie wojewody) dostał polecenie zorganizowania nowej, codziennej gazety i obietnicę, że przy uzyskiwaniu informacji może korzystać z pomocy jego sztabu.

Swoją redakcję Ziemba urządził w Katowicach przy ul. Sobieskiego, w dawnej siedzibie „Polonii” i przy pomocy dawnych pracowników tej gazety. Przez chwilę rozważano nawet powrót do tego samego tytułu, ale władze się nie zgodziły, bo „Polonia” miała linię chadecką – komunistom taka gazeta nie była potrzebna. Do pilnowania „słusznej” linii Wydział Propagandy Urzędu Wojewódzkiego wysłał Józefa Renika. Co ciekawe, wcale nie komunistę, bo przed wojną dziennikarza sanacyjnej „Polski Zachodniej”.

Tytuł „Dziennik Zachodni” wymyślił dziennikarz Zbigniew Grosser. Chodziło o to, że gazeta ma się ukazywać na zachodzie Polski. Po wyparciu Niemców kolportowano ją aż po Dolny Śląsk, a nawet Szczecin. Nie obywało się bez przygód. Auta, którymi rozwożono „Dziennik Zachodni”, kradziono razem z gazetami.

Artykuł wstępny zamieszczony w pierwszym numerze gazety Ziemba uzgodnił z gen. Zawadzkim. Pisał o nowych granicach, które Polska zawdzięczać będzie Związkowi Radzieckiemu: „Trafna i realna okazała się w tym polityka Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Jego przewidujące posunięcia doprowadziły wreszcie do szczerego i nad wyraz logicznego sojuszu z ZSRR. Za jednym zamachem rozwiązała ona dwa problemy: przyjaźń z sąsiadem ze wschodu, która jest nie tylko wspólnym interesem, nieodzowną naszą polityczną i militarną potrzebą, ale czymś naturalnym oraz powrót na stare ziemie nad Nysą i Odrą”.

Wstępniak kończył się krytyką przeciwników zmian: „Na boku pozostają jedynie jednostki o spaczonej wyobraźni politycznej. Ale wypadki przełomowe przejdą ponad ich głowami, usuwając marzycieli poza nawias zorganizowanego nowocześnie życia państwowego”.

„Dziennik Zachodni” z przerwą w stanie wojennym

W pierwszym miesiącu „Dziennik Zachodni” ukazywał się jako pismo wydawane przez „Śląsk”. Na początku marca 1945 r. do Katowic przyjechał jednak Jerzy Borejsza i wciągnął gazetę do tworzonego przez siebie książkowo-prasowego Wydawnictwa „Czytelnik”. Borejsza, choć komunista z przedwojennym rodowodem, miał czasami pod górkę z komunistycznymi władzami, bo był od nich niezależny. W 1951 r., w apogeum stalinizmu w Polsce, „Dziennik Zachodni” został wchłonięty przez Robotniczą Spółdzielnię Wydawniczą „Prasa”. I tak miało pozostać aż do końca PRL-u, choć sama nazwa wydawnictwa – koncernu PZPR się zmieniła na „Prasa-Książka-Ruch”.

Zmieniały się też adresy redakcji. Z pomieszczeń przy ul. Sobieskiego „Dziennik Zachodni”  przeniósł się do lokalu po „Kattowitzer Zeitung” przy ul. 3 Maja 12. Stamtąd na ul. Młyńską 9, a w 1967 r. do wzniesionego właśnie „Domu Prasy” na rogu Młyńskiej i Rynku. W sytuacji, w której o nakładzie pisma nie decydowała jego popularność, ale wola władzy, „Dziennik Zachodni” ustępował pod tym względem „Trybunie Robotniczej”. Był jednak bardziej lubiany, m.in. za sprawą ukazujących się od 1947 r. rysunków Gwidona Miklaszewskiego. Przyciągały też zdjęcia. Dostęp do serwisu fotograficznego amerykańskiej agencji Associated Press udało się podobno załatwić jednemu z dziennikarzy prawie za darmo. „Prawie”, bo agencja dostawała co miesiąc po 5 kg polskiej słoniny.

W najlepszym okresie gazeta wychodziła dwa razy dziennie – rano i wieczorem i ukazywała się także w niedziele. Jedyną przerwę, kilkutygodniową, miała po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 r.

Najpierw Hersant, potem Passauer

Pod koniec marca 1990 r., dwa miesiące po rozwiązaniu PZPR, zlikwidowana została też trzymająca w swoich rękach „Dziennik Zachodni” spółdzielnia „Prasa-Książka-Ruch”. Od likwidatora spółdzielni pismo odkupiło francuskie wydawnictwo Hersant. W 1994 r. Francuzi wycofali się z polskiego rynku i sprzedali gazetę koncernowi Passauer. Od tamtej pory „Dziennik Zachodni” wchodzi w skład grupy Polskapresse.

W grudniu 2004 r. doszło do fuzji z „Trybuną Śląską” („Robotniczą” przestała być wraz z końcem PRL). Obie gazety oddzielnie sprzedawały w tamtym momencie prawie po 100 tys. egzemplarzy. Cztery lata później redakcja wyprowadziła się do swojej obecnej siedziby w Sosnowcu-Milowicach, gdzie zbudowano też drukarnię. Podobnie jak inne gazety „Dziennik Zachodni” ma obecnie więcej czytelników w internecie niż w papierze.

Spośród kilkunastu redaktorów naczelnych „Dziennika Zachodniego” najdłużej – od 1957 do 1981 r. to stanowisko zajmował Bronisław Schmidt-Kowalski. Na wolny rynek gazetę wprowadzali Włodzimierz Paźniewski (1990-1995), Maciej Wojciechowski (1995-1997, obecnie szef TVP Katowice) oraz Marek Chyliński (1997-2004). Jedyną kobietą, która dotąd kierowała „Dziennikiem Zachodnim” była zmarła niedawno Elżbieta Kazibut-Twórz. Od 1 sierpnia 2010 r. redaktorem naczelnym jest Marek Twaróg.