Katastrofa w kopalni Generał Zawadzki w Dąbrowie Górniczej to jeden z najtrudniejszych momentów w historii zagłębiowskiego górnictwa. Na szczęście, nie najtragiczniejszych. W chwili wdarcia się wody i mułu węglowego z osadnika Jadwiga do kopalnianych wyrobisk w strefie zagrożenia znajdowało się 119 górników. Zginął jeden.
Tragiczne wydarzenia rozpoczęły się 24 lipca 1969 roku. Prasa o wypadku poinformowała dopiero dwa dni później.
W czwartek, 24 lipca, do wyrobisk podziemnych oddziału III wdarło się 10 tysięcy metrów sześciennych wody i 70 tysięcy metrów sześciennych mułu węglowego.
Zatopieniu i częściowemu wypełnieniu mułem i piaskiem uległa sieć wyrobisk górniczych w tym oddziale. Natychmiast podjęta akcja ratunkowa umożliwiła szybkie uratowanie 37 zagrożonych członków załogi, którzy nie odnieśli żadnych obrażeń.
Górnikom kazano przemieszczać się w kierunku peryferyjnych szybów Małobądz i Walery. Zatrzymano płuczkę. Przestają też pracować dwa główne szyby: zjazdowy Zawadzki i materiałowy Cieszkowski.
„Dziennik Zachodni” z 26 lipca 1969 roku pisał, że w akcji udział biorą nie tylko ratownicy górniczy, ale także żołnierze i lekarze. Kopalnię odwiedził też ówczesny I sekretarz KW PZPR Edward Gierek oraz minister górnictwa i energetyki Jan Mitręga.
Sztygarzy znajdujący się pod ziemią – Roman Wilk i Wiesław Błażejewski – informowali, że stan 70 znajdujących się pod ziemią górników jest na ogół dobry.
Na powierzchni próbowano zakorkować też lej wodny w feralnym osadniku. Ścięto w tym celu 40 okolicznych drzew. Z powietrza rzucano worki z piaskiem i siano.
Jak czytamy w Wikipedii, by podtrzymać uwięzionych górników w lepszej kondycji użyto kanału podchodnikowego, którym w piłeczkach ping pongowych przetaczano witaminy.
W „Dzienniku Zachodnim” z 27-28 lipca czytamy, że do Dąbrowy Górniczej przyjechał premier Józef Cyrankiewicz.
– Z grupą 79 górników natomiast utrzymywany jest stały kontakt i czynione są wysiłki w celu dostarczenia im środków żywnościowych. Do tej pory nie udało się nawiązać bezpośredniego kontakt tylko z jednym spośród odciętych na dole członków załogi kopalni. Przy użyciu wszystkich dostępnych środków technicznych prowadzi się akcję ratowniczą zarówno na dole kopalni, gdzie ekipy ratowników przebijają się do uwięzionych, jak i z powierzchni, gdzie kontynuuje się wiercenia otworów wielkośrednicowych” – czytamy.
Kolejny numer „Dziennika Zachodniego” przynosi już informację o sukcesie akcji ratowniczej. „Dramatyczna walka o ludzi wygrana!” – brzmi tytuł na pierwszej stronie gazety. W środku reportaż z kopalni autorstwa red. Teresy Sojkowej.
Dziennikarka rozmawiała z kobietami oczekującymi na swoich ojców, mężów i synów. Opisuje ich nadzieję i niepokój. W końcu zaczyna być słyszalny potężny głos maszyny wyciągowej. Górnicy wyjeżdżają na powierzchnię. Pierwszy – sztygar zmianowy Stanisław Ryńca, za nim atletycznie zbudowany górnik przodowy Franciszek Kurbiel.
– Nie bójcie się. Wszyscy jesteśmy zdrowi. Przeżyliśmy ciężkie chwile, ale jesteśmy zdrowi – woła do wszystkich, próbując zdjąć ciemne okulary, w których po kilku dniach pod ziemią wyjeżdżają górnicy.
W rejonie szybu Koszelew nie brakowało oklasków, uścisków. Zgromadzeni śpiewają „sto lat” ratownikom i górnikom. Sztab w kopalnianej cechowni tego dnia myśli już o czym innym. Dyrektor kopalni Andrzej Groyecki i naczelny inżynier Bogdan Ćwięk mówią, że rozpoczyna się akcja odwadniania kopalni. Świadczy o tym nieustanny ruch kół maszyny wyciągowej.
Ale to nie koniec informacji prasowych o katastrofie na „Zawadzkim”. Górnicy przebywają w szpitalach w Sosnowcu, Dąbrowie Górniczej, Będzinie i Zagórzu.
30 lipca „Dziennik Zachodni” informuje o przekazaniu przez szefa Wojewódzkiego Komitetu Związków Zawodowych Romana Stachonia paczek żywnościowych górnikom. Związki z KWK Generał Zawadzki do dyspozycji uratowanych górników przekazały 100 miejsc w sanatoriach, 70 miejsc w domach wczasowych i ponad 100 w ośrodkach FWP.
KWK Generał Zawadzki funkcjonowała do połowy lat dziewięćdziesiątych. W ostatnich latach kopalnia działała pod starą nazwą „Paryż”.