Sąd Okręgowy w Łodzi skazał dziennikarza „Sieci” i wPolityce.pl Wojciecha Biedronia na 3 tys. zł grzywny za zniesławienie sędziego Wojciecha Łączewskiego. Powód? Biedroń błędnie napisał, że wobec Łączewskiego wszczęto postępowanie dyscyplinarne, podczas gdy było to postępowanie wyjaśniające. Wyrok jako nieadekwatny do pomyłki skrytykowali niektórzy dziennikarze.
Na początku 2016 roku Kulisy24.com i „Warszawska Gazeta” podały, że sędzia Wojciech Łączewski nabrał się na fałszywy profil twitterowy Tomasza Lisa. Ze swojego drugiego konta na tym portalu Łączewski miał wysłać prywatne wiadomości z propozycją spotkania z dziennikarzem, żeby omówić nową strategię walki z rządem PiS (dla uwiarygodnienia się przesłał także swoje zdjęcie).
Opisując tę sprawę, dziennikarz „Sieci” i wPolityce.pl Wojciech Biedroń dwa razy błędnie podał, że wobec Wojciecha Łączewskiego podjęto postępowanie dyscyplinarne. Tymczasem w momencie tych publikacji prowadzono postępowanie wyjaśniające.
Łączewski skierował w tej sprawie przeciw Biedroniowi prywatny akt oskarżenia z art. 212 Kodeksu karnego, zgodnie z którym pomówienie w mediach podlega karze grzywny, ograniczenia wolności albo do roku więzienia. Rozpatrujący tę sprawę Sąd Rejonowy w Łodzi uznał dziennikarza za winnego, skazując go na 25 tys. zł grzywny.
Wojciech Biedroń złożył apelację. We wtorek Sąd Okręgowy w Łodzi podtrzymał wyrok, zmniejszając grzywnę do 3 tys. zł.
Po trzech latach od wybuchu afery z Łączewskim i jego ustawką z rzekomym Lisem mamy pierwszy wyrok. Brawo! Kogo skazano? Mnie, z art. 212 kodeksu karnego. Prawomocnie.
— Wojciech Biedroń (@WBiedron) 12 lutego 2019
Biedroń: to próba założenia dziennikarzom kagańca
Na antenie Telewizji wPolsce.pl Wojciech Biedroń podkreślił, że proces karny jest zupełnie nieadekwatny w przypadku takiego błędu, jaki popełnił w tekście o Łączewskim. – Do niewielkiej muchy wystrzelono z wielkiej armaty – stwierdził.
Jego zdaniem jest to próba wywołania tzw. efektu mrożącego wśród dziennikarzy. – Używanie wobec dziennikarza tego typu broni to kaganiec. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że tak naprawdę sądowi okręgowemu, a wcześniej rejonowemu chodzi o to, żeby zamknąć usta nam dziennikarzom. Tu dzisiaj prawda miała zwyciężyć, a zwyciężył bat na dziennikarzy, tak zwany efekt mrożący – czyli że inny dziennikarz, może młodszy, mniej zorientowany, dwa razy się zastanowi i tak dalej – ocenił.
– Jeżeli o to chodziło sędziemu Łączewskiemu oraz składowi orzekającemu – wtedy (w pierwszej instancji – przyp.) i dzisiaj – to zapewniam, że naprawdę się nie poddamy, będziemy pisać, informować opinię publiczną o tym, co dzieje się w tej sprawie – podkreślił Wojciech Biedroń.
Biedroń zwrócił też uwagę, że sąd drugiej instancji nie miał zastrzeżeń do tego, że na Twitterze określił Wojciecha Łączewskiego mianem kłamczuszka. Prokuratura Regionalna w Krakowie w ramach postępowania ustaliła, że wbrew zawiadomieniu sędziego nikt nie włamał się na jego komputer i nie korzystał z jego profilu twitterowego. Śledczy chcą mu postawić zarzut zawiadomienia o niepopełnionym przestępstwie i składania fałszywych zeznań. Zwrócili się do sądu o uchylenie Łączewskiemu immunitetu.
W poniedziałek decyzję w tej sprawie miał ogłosić Sąd Apelacyjny w Krakowie. Jednak obrońcy Łączewskiego zgłosili wniosek o skierowanie w tej sprawie pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości UE. W tej sytuacji sąd odroczył rozprawę do 15 marca.
Dziennikarze: to skandal i absurd
Paweł Miter z „Warszawskiej Gazety”, który na początku 2016 roku opisywał sprawę Wojciecha Łączewskiego, poinformował, że przeciw niemu sędzia też skierował prywatny akt oskarżenia z art. 212. – Sprawę Łączewskiego tak naprawdę ujawniłem ja mając odwagę by nikt nie miał haków na niego – zaznaczył na Twitterze.
– Ilekroć napiszą dziś o skazaniu Wojciecha Biedronia, co uważam za skandal, tylekroć niech zapytają też Zbigniewa Ziobro, kiedy wywali z kodeksu art. 212, bo tyle razy to obiecali w rozmowach publicystycznych. Tego nie zrobią, bo za mordę trzymani dziennikarze muszą być, także ci po słusznej stronie – ocenił Miter.
Jeden z wielu aktów prześladowań jakich doświadczamy ze strony sądów w ostatnich 2 latach https://t.co/7iMlMIzOwk
— Michał Karnowski (@michalkarnowski) 12 lutego 2019
– Skazanie z art 212, haniebnego reliktu prawa stanu wojennego, w ogóle nie uwzględniającego czy informacja „pozbawiająca osobę publiczną zaufania niezbędnego do pełnienia funkcji” jest prawdziwa czy nie. To skandal, że mimo obietnic żadna kolejna władza tego artykułu nie zniosła – skomentował Rafał Ziemkiewicz z „Do Rzeczy”. – Nie przepadam za panem W Biedroniem. Dziennikarzy jednak nie powinno się skazywać z Art 212 KK w sprawach, gdzie wystarczyłoby sprostowanie – napisał Michał Szułdrzyński z „Rzeczpospolitej”.
– Kolejna absurdalna #akcja, zamiast wezwania PiS do wywiązania się z obietnicy zniesienia art. 212 kk. Pozwala on skazać za słowa na karę nawet do roku więzienia – stwierdziła Bianka Mikołajewska z OKO.press. – Wojciech Biedroń został ukarany tylko grzywną, ale jednak przez niewielki błąd, który może zdarzyć się każdemu dziennikarzowi, będzie osobą karaną. Takie sprawy powinny być rozstrzygane w sądach cywilnych! – podkreśliła.