W grupie dziennikarzy, którym nie przyznano akredytacji byli przedstawiciele „Gazety Wyborczej”, Radia Eska i TOK FM. Jak poinformował Płażyński, w wieczorze wyborczym mogli uczestniczyć wszyscy dziennikarze, którzy wcześniej wyrazili taką potrzebę i otrzymali akredytację wydawaną przez jego sztab wyborczy. Jak zaznaczył kandydat na prezydenta Gdańska, wśród nich reprezentanci różnych redakcji, m.in. stacji TVN. „Dziennikarze Gazety Wyborczej nie otrzymali akredytacji z powodu braku odpowiednio dużej przestrzeni w lokalu gdzie odbywał się wieczór wyborczy. Dodatkowym faktem, który utrudnił nam podjęcie decyzji o zwiększeniu liczby miejsc przewidzianych dla dziennikarzy tak, by wystarczyło ich dla dziennikarzy Gazety Wyborczej, były opublikowane w tym medium w końcowej fazie kampanii wyborczej nierzetelne materiały, zniesławiające mnie i moich współpracowników. Dziennikarzom posiadającym akredytacje została udostępniona odpowiednia przestrzeń, techniczne warunki pracy a także możliwość rozmów z uczestnikami wieczoru” – napisał Płażyński.
Według relacji „Gazety Wyborczej”, dziennikarze którzy nie otrzymali akredytacji czekali jeszcze w wieczór wyborczy na samego kandydata, by udzielił osobiście zgody. Według relacji dziennikarzy, żona kandydata PiS Natalia Płażyńska „z uśmiechem powiedziała, żeby „wystawić za drzwi i do widzenia”. Kacper Płażyński zarzuca dziennikarzom kłamstwo. „Upubliczniane przez niektórych dziennikarzy sformułowania, których autorem miałaby być moja żona, nigdy nie padły. Jest to kłamstwo” – twierdzi Płażyński.
To jednak nie koniec problemów związanych z wieczorem wyborczym kandydata PiS. Jak relacjonował Onet, podczas wieczoru wyborczego do nieprzyjemnej sytuacji doszło na stanowisku, które obsługiwała wynajęta przez PiS firma. Jak relacjonuje portal, pracownik, który odpowiadał za kwestie dźwiękowe, odmówił dziennikarzom Onetu i TVN możliwości podpięcia się ze swoimi kablami. „Usłyszeliśmy od niego, że nas nienawidzi, że jesteśmy ścierwami. I że dźwięku nam nie udostępni. Ten człowiek nie przejmował się, że możemy pójść z tym do organizatorów wieczoru wyborczego Płażyńskiego. Powiedział, że jeżeli organizatorzy każą mu udostępnić nam dźwięk, to on zażąda 10-krotnej stawki za swoją pracę” – powiedział Kamil Dziubka, reporter Onetu.
Kandydat na prezydenta Gdańska poinformował także, że sygnały o ewentualnym niewłaściwym zachowaniu niektórych pracowników wynajętej ekipy realizującej wydarzenie (byli to pracownicy zewnętrznych firm – przyp. red.) zostaną sprawdzone. „Jeśli doszło tu do jakichkolwiek uchybień – przepraszam” – napisał Kacper Płażyński. Kandydat przeprosił również telefonicznie dziennikarza Onetu.