O wprowadzeniu przepisów ograniczających koncentrację kapitałową w sektorze mediów politycy obozu rządzącego mówią od początku ub.r. Różne projekty regulacji prawnych w tym zakresie przygotowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, współpracujący przy tym z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji oraz Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Wiceminister kultury Paweł Lewandowski już jesienią ub.r. informował, że gotowe są różne warianty przepisów. – Gotowe są pewne rozwiązania, które czekają na decyzję polityczną. Decyzja będzie dotyczyła tego, które z nich należy wybrać, żeby je zaimplementować do ustawy – stwierdził.
Podobnie wypowiedziała się w tej sprawie niedawno Joanna Lichocka, posłanka PiS i członkini Rady Mediów Narodowych. – Wydaje się, że ten projekt jest dobry, choć nie znam żadnych jego szczegółów. Od osób, które go znają słyszałam natomiast, że to dobry, poważny projekt, który wprowadza takie rozwiązania, jakie są w Europie Zachodniej – stwierdziła. – Natomiast to, kiedy projekt wejdzie pod obrady rządu jest decyzją polityczną. Nie łudźmy się, to oznacza kolejny duży konflikt. Również może oznaczać konflikt na linii Polska – Unia Europejska – zaznaczyła Lichocka.
Prezydent Andrzej Duda, zapytany o tę kwestię w wywiadzie opublikowanym w piątek w „Super Expressie”, stwierdził, że z jednej strony kluczowa jest wolność słowa, a z drugiej osoby opisywane w mediach powinny mieć narzędzia do obrony przez manipulacjami i zniesławieniem. – Owszem, można iść do sądu i po kilku latach wywalczyć przeprosiny drobnym drukiem. Ale niejednokrotnie te kilka lat może zdecydować np. o czyjejś karierze – stwierdził.
– Oczywiście, nie jestem zwolennikiem tego, żeby wolność mediom odbierać, tak jak to się dzieje w niektórych krajach. To jest sprawa bardzo delikatna. Nie sądzę, żeby w tej kadencji parlamentu jakiekolwiek regulacje dotyczące mediów jeszcze były proponowane – dodał prezydent.
Według Andrzeja Dudy silne państwo powinno samodzielnie prowadzić swoje sprawy i potrafić się bronić. – Nie jest dobrą sytuacją, kiedy nagle się okazuje, że absolutna większość mediów znajduje się w rękach podmiotów z innego kraju. Jakimi sojuszami nie bylibyśmy z nim powiązani, między państwami zawsze na arenie międzynarodowej jest konkurencja. To jest naturalne. Ale nie jest dobrze, jeżeli konkurencja ma w rękach większościowy pakiet akcji w naszej firmie – stwierdził prezydent. – Szkoda, że ludzie, którzy sprawowali władzę w Polsce przez ostatnie 30 lat o tych sprawach nie myśleli poważnie, a należało – dodał.
Sytuację mediów w Polsce krytykowali premier i prezes PiS
Potrzebę wprowadzenia dekoncentracji kapitałowej w sektorze mediów w ub.r. kilkakrotnie podkreślił prezes PiS Jarosław Kaczyński. – W wielu państwach europejskich obowiązują przepisy dekoncentracyjne. Wprowadzimy je dla dobra Polski, dla dobra obywateli, dla tego, żeby byli obywatelami naprawdę, obywatele mają wybór – stwierdził w lipcu na kongresie Zjednoczonej Prawicy.
Natomiast w październiku na spotkaniu z klubami „Gazety Polskiej” Kaczyński podał kilka przykładów segmentów rynku medialnego, w których silną pozycję mają pojedyncze firmy z kapitałem zagranicznym. – Rynek gazet telewizyjnych, gazeta dla pań, gazet dla młodzieży – to jest jedna firma w Polsce. Rynek codziennej prasy lokalnej – to jest inna firma. Jest też ogromna przewaga jednej firmy w telewizji, jeżeli chodzi o reklamy – to jest przeszło 40 proc. dla jednej firmy – wyliczył.
– W Niemczech, jak Anglicy próbowali kupić jeden niezbyt znaczący tytuł, chodziło o gazetę, to wybuchła gigantyczna awantura i skończyło się tym, że nie kupili. W Hiszpanii Niemcy z kolei spróbowali stworzyć taki tabloid, jak u nas „Fakt” – Hiszpanie tego nie kupowali – opisał prezes PiS. – W Polsce jest niestety inna sytuacja, społeczna i nie ma takiej reakcji, poczucia własnej narodowej siły i tożsamości, żeby ludzie w ten sposób reagowali – zaznaczył Kaczyński.
Ocenił przy tym, że dekoncentracja kapitałowa nie sprawi, że media staną się przychylniejsze dla obecnego obozu rządzącego. – Jeżeli ktoś sądzi, że to będzie oznaczało, że się jakoś radykalnie zmieni na naszą korzyść sytuacja w mediach, to się myli, tak nie będzie, ale nie będzie tego, co jest dzisiaj, bo to jest stan pod wieloma względami, także z punktu widzenia gospodarczego, bardzo szkodliwy – stwierdził.
Z kolei premier Mateusz Morawiecki w br. kilkakrotnie ocenił, że większość mediów jest nieprzychylnie nastawiona do obecnego obozu rządzącego. – 80 proc. mediów wszystkich – radiowych, telewizyjnych, gazet, czasopism i mediów internetowych – jest w rękach naszych przeciwników politycznych, którzy we wściekły sposób nas atakują. Właśnie dlatego, że zdali sobie sprawę, że my możemy być nie tylko krótkim epizodem, jak lata 2005-2007, ale możemy na trwałe przebudować cały system społeczno-gospodarczy, na trwałe zaproponować nowy kontakt społeczny Polakom i że Polakom się to spodoba, ale im się to nie spodoba i dlatego nas tak wściekle atakują – stwierdził szef rządu w czerwcu na spotkaniu z wyborcami we Wrocławiu. Zaznaczył, że „musimy też uważać, żeby nie otwierać wszystkich frontów na raz”.
– Ale z mediami jest sytuacja szczególna. Rzeczywiście jest tak, o co pan zapytał. Np. prasa regionalna jest w 95 proc. w rękach koncernów zagranicznych – zaznaczył Morawiecki. Przypomniał o sytuacji z 2005 roku, kiedy wydawca „Berliner Zeitung” został przejęty przez firmy z USA i Wielkiej Brytanii. – Była ogólnonarodowa debata w Niemczech, jak to możliwe, żeby gazeta niemiecka była w obcych rękach – dodał.
O mediach nieprzychylnych wobec obecnych mediów mówił niedługo później na spotkaniu klubów „Gazety Polskiej”. – Ja mam czasami wrażenie, a nawet przekonanie, że tam w tych mediach są sztaby, które myślą o tym, jak nam zaszkodzić, jak uprawiać kłamliwą propagandę i robić z igły widły, zamieniać do góry nogami wszystko, stawiać świat na głowie, wmawiać ludziom, że czarne jest białe – stwierdził premier.