Prezydent Rudy Śląskiej spowodowała wypadek. W stłuczce brały udział trzy samochody, a dwie osoby, w tym Grażyna Dziedzic, trafiły do szpitala. O tym, jak prawnie zostanie zakwalifikowane to zdarzenie (wypadek czy kolizja) zdecyduje to, ile dni spędzi w szpitalu drugi poszkodowany. Pewnie Państwo sobie myślą: „każdemu może się zdarzyć”. Jasne, zgadzam się. Oby jak najrzadziej.
Szkopuł w tym, że Grażyna Dziedzic zdaje się być bardzo zdziwiona i zaskoczona medialnym zainteresowaniem jej wypadkiem. W swoim oświadczeniu na Facebooku napisała między innymi tak: „(…) rozsiewane są plotki, że byłam pod wpływem alkoholu, a nawet sugeruje się, że mogę trafić do więzienia (co podchwyciły nawet regionalne media). Zadaję sobie pytanie – w jakiej rzeczywistości żyjemy? Wiem, że jako osoba publiczna jestem surowiej oceniana, ale jestem jedną z Was, a ludzie mają potknięcia, wypadki i przechodzą przez różne życiowe zakręty. Przekonuję się po raz kolejny, że kampanie wyborcze rządzą się swoimi, często okrutnymi, prawami.”.
Otóż spieszę wyjaśnić, że pisząc artykuły w „Dzienniku Zachodnim” (zarówno w wydaniu papierowym, jak i internetowym) nie opieramy się na plotkach, lecz na faktach. I nie o kampanię wyborczą tutaj idzie, a po prostu o rządzenie jednym z najważniejszych miast na Śląsku, które współtworzy Górnośląsko-Zagłębiowską Metropolię.
Grażyna Dziedzic jest prezydentem Rudy Śląskiej, osobą publiczną. Od 2010 roku piastuje ważne stanowisko, dlatego zawsze jest na świeczniku. I nie ma znaczenia, czy wypadek wydarzył się dwa miesiące przed wyborami. Zapewniam, że gdyby taka sytuacja miała miejsce pięć miesięcy temu albo dwa lata temu i dotyczyła jakiejkolwiek osoby publicznej, polityka w województwie śląskim – też byśmy o niej napisali w „Dzienniku Zachodnim”. Bo piszemy o osobach publicznych i patrzymy władzy na ręce – jakkolwiek górnolotnie by to nie brzmiało.
Oto kilka przykładów. Nie dalej jak w październiku 2017 roku wypadek spowodował starosta bieruńsko-lędziński Bernard Bednorz – wymusił pierwszeństwo na skrzyżowaniu w Bojszowach. Ranne zostały dwie osoby. Starosta przyznał się, a sprawa trafiła do sądu. Pisaliśmy o tym w DZ. Z kolei w 2013 roku ówczesny wiceprezydent Tychów Mieczysław Podmokły został zatrzymany za jazdę pod wpływem alkoholu. Również o tym pisaliśmy na łamach DZ i śledziliśmy sprawę.
Bo w „Dzienniku Zachodnim” patrzymy każdej władze na ręce. Stawiamy pytania, rozliczamy z podjętych decyzji i wydawanych publicznych pieniędzy. Taka jest bowiem rola dziennikarzy.
Dlatego jestem zdumiona, że prezydent Rudy Śląskiej mimo prawie ośmiu lat rządzenia dużym miastem na Śląsku, wciąż jest zaskoczona zainteresowaniem, jakie budzą jej decyzje i działania – na różnych polach.
Dla jasności: z chwilą kiedy Grażyna Dziedzic została prezydentem Rudy Śląskiej, przestała być osobą prywatną. Weszła do polityki i stoi od 2010 roku na świeczniku. A że świat polityki jest brutalny, że trzeba mieć grubą skórę, aby w nim funkcjonować, także na szczeblu samorządowym – wiadomo nie od wczoraj. Że trzeba się dziennikarzom tłumaczyć? Tak, trzeba, bo pytamy w imieniu mieszkańców Rudy Śląskiej, którzy mają święte prawo poznać wszystkie okoliczności decyzji, jakie podejmuje każdy prezydent, burmistrz, wójt, radny czy poseł oraz wydarzeń, w których uczestniczy.
Dotyczy to także wypadku, jeśli ów polityk takowy spowoduje. Dlatego pytamy o szczegóły sobotniego zdarzenia drogowego z udziałem prezydenta Rudy Śląskiej.
Tymczasem Grażyna Dziedzic z dziennikarzami rzadko rozmawia. W tej sprawie ograniczyła się do wydania oświadczenia na Facebooku, które opublikowała dwa dni po zdarzeniu, 20 sierpnia, ok. godz. 22. Chętnie za to rozmawia z mediami jej zastępca Krzysztof Mejer, który zdaje się być prawie jej rzecznikiem. Z dziennikarzem DZ zgodziła się porozmawiać dopiero we wtorek, 21 sierpnia. Taką strategię widać prezydent Dziedzic przyjęła. Jej wybór, ma do tego prawo. Tyle że nie zmieni to niczego w pracy dziennikarzy DZ. Bo my zawsze będziemy pytać i dociekać.