Wszyscy, którzy z nią pracowali pamiętają wysoki tembr Jej charakterystycznego głosu, rozchodzącego się po korytarzach redakcji „Trybuny Robotniczej”, czy „Wieczoru”, a także błysk w oczach, gdy Nina z uniesieniem przekonywała kogoś do swoich racji. Specjalizująca się w tematyce medycznej, postępu w tej dziedzinie, a także zagadnieniach związanych z ochroną zdrowia starała się być stale na bieżąco. Po latach uchodziła za specjalistkę, zapraszano ją do telewizji i radia, gdzie prowadziła zajmujące rozmowy z luminarzami, uznanymi autorytetami świata medycznego.
Wśród dziennikarskiej braci uchodziła za sumienną, niezawodną, obdarzoną wieloma przymiotami koleżankę, otwartą na problemy innych, pełną chęci niesienia pomocy wszystkim potrzebującym.
Zaraz po studiach polonistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim trafiła do „Trybuny Robotniczej”, gdzie w ciągu 18 lat osiągnęła znaczącą pozycję. W stanie wojennym trafiła do „Wieczoru”, gdzie dobry los pozwolił Jej zetknąć się i zaprzyjaźnić z interesującą się tą samą tematyką „ Iką” – redaktor Marią Jarochowską. Do „Trybuny” wróciła w 1989 roku, ale była to już zupełnie inna gazeta, w której Nina nie potrafiła się odnaleźć. Wytrzymała do końca września 1990 roku i odeszła.
W tamtym okresie nad Śląskim Wydawnictwem Prasowym zaczęły się zbierać gęste, ciemne chmury zwiastujące kres tej instytucji, a koleżanki i koledzy z poszczególnych redakcji, wietrzący niewesołe perspektywy dla ich dalszej pracy w wydawanych tytułach łamali sobie głowy próbując znaleźć sposób zaradzenia tej sytuacji. Niewesołe w istocie okoliczności sprawiły, że do Niny zwróciła się Teresa Czarnik – Sojkowa, (obdarzona od czerwca 1989 roku mandatem poselskim), nakłaniając ją do zgłoszenia swojej kandydatury na przewodniczącą Zarządu Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej w Katowicach. Zbliżało się właśnie Walne Zebranie oddziału Stowarzyszenia i Nina jako, kobieta-instytucja, wulkan energii, niezniszczalna, niezatapialna, niezmordowana i wiecznie zadowolona, co w środowisku dziennikarskim należało do całkowitej rzadkości, byłaby najlepszą kandydatką na prezeskę. Zgodnie z przewidywaniem Nina została obwołana liderką oddziału i od tamtych wyborów, przez następne kadencje pełniła swoją funkcję, poświęcając się środowisku, podobnie, jak innym swoim pasjom.
Kiedy w sierpniu 1990 roku powstawał „Szaman” – czasopismo poświęcone szeroko rozumianej, medycynie naturalnej, założone przez Ninę Grellę i nieżyjącego jej męża Andrzeja Wrazidłę, jedynie wierna przyjaciółka naczelnej „Ika” – Maria Jarochowska wspierała pomysł założenia takiego miesięcznika.
W „Dzienniku Zachodnim”, z którym Nina związała się po odejściu z „Trybuny”, a który w wyniku decyzji Komisji Likwidacyjnej najpierw stał się własnością Hersanta, a od 1994 roku koncernu Verlagsgruppe Passau Passauer, szefowa oddziału Stowarzyszenia miała możność zmierzenia się z wieloma życiowymi problemami koleżanek i kolegów. Na miarę swoich sił i możliwości starała się pomagać, przede wszystkim w zachowaniu, względnie znalezieniu pracy. Starszym, chorym oferowała możliwości leczenia w prowadzonej przez siebie przychodni, w której znaleźli miejsce, dobrze znani naszym żurnalistom: dr n. med. Bogna Żakowska-Wachelko, czy dr n. med. Wacław Drząszcz.
Za swoją pełną poświęcenia pracę i działalność dla środowiska dziennikarskiego znana śląska publicystka i promotorka zdrowego stylu życia Nina Grela była honorowana wysokimi dowodami uznania: w 1970 roku Srebrnym Krzyżem Zasługi, w 1979 roku Złotym Krzyżem Zasługi, a w 1989 roku Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Kazimierz Krzyśków