Twaróg o politykach: Cyrk w kraju, eksperci w raju, czyli co jest z nami nie tak

Wygląda ten gest mniej więcej tak: pochyl lekko głowę, fuknij z dezaprobatą, przymknij oczy, po czym prawą dłonią zasłoń je sobie wraz z czołem. Wtedy dodajesz: „ojezujezu”. W tej pozie zastygasz na dwie sekundy. Proszę spróbować. To jest figura zakłopotania, zażenowania, zawstydzenia – prawie niewerbalna – która idealnie nadaje się do oceny popisów krajowych polityków.

W czasach, gdy skok w bok tłumaczy się wpływem obcych służb, gdy władza niezadowolona z krytyki mediów straszy, że je wykupi, gdy usłużni polityko-dziennikarze w rządowych mediach robią z siebie idiotów na oczach widzów i gdy nie możemy dowiedzieć się o stanie zdrowia najważniejszego polityka, gest ten – jak powyżej – idealnie nadaje się na podsumowanie dnia.

Nadaje się także wtedy, gdy trzech facetów w opozycji zamiast wspólnie pracować dla dobra kraju, a nie tylko jękolić nad złym losem, postanawia pokłócić się o zabawki i dać sobie po pysku.

Albo wtedy, gdy koleżka – och, ależ z niego figlarz – bierze przyjaciółkę z Sejmu na Maderę, bo się właśnie zakochał. Nadaje się też wtedy, gdy trzy wyraziste kobiety w Sejmie, które miały wnieść nową jakość w politykę, bierze się za włosy i samodzielnie zagryza, w imię wspólnie wyznawanej idei, oczywiście.

Gdy więc patrzy się na krajowe podwórko, można albo zakląć soczyście, albo schować się w antryju, usiąść cichcem na ryczce, ukryć twarz w dłoniach i zapłakać nad stanem umysłowym politycznych elit.

Lecz można też zerknąć na świat normalny – owszem, nawet w polityce taki występuje. Oto w Parlamencie Europejskim, który na tle krajowych podwórek wciąż utrzymuje tę swoją staroeuropejską, konserwatywną elegancję, mamy naprawdę dobrą reprezentację. My – Polska, ale przede wszystkim, my – Śląsk. W rankingu brukselskiego „The Parliament Magazine” w kategorii polityka gospodarcza i monetarna tytuł najlepszego europosła w całej tej międzynarodowej izbie otrzymał Jan Olbrycht. W rankingu dziennikarskim „Rzeczpospolitej” najlepsi to Jerzy Buzek i także Jan Olbrycht. Żadnego nie trzeba ani w Europie, ani na Śląsku przedstawiać. Pierwszy pracuje dziś w PE nad dyrektywą, która może zatrzymać Nord Stream 2. Drugi jest sprawozdawcą unijnego budżetu na lata 2021-2027 – to najważniejszy dziś temat w UE.

Ale w czołówce cenionych europosłów mamy też Annę Fotygę – tak, tę Annę Fotygę, ministra dyplomacji za pierwszych rządów PiS-u, z której pół Polski wtedy kpiło. Dziś pracuje przy unijnej polityce wschodniej. Mamy też Zdzisława Krasnodębskiego, akolitę Jarosława Kaczyńskiego, profesora i publicystę, którego zapalczywość nieraz ocierała się o groteskę, ale w PE skuteczności (polityka energetyczna) nie można mu odmówić.

Da się robić dobrze politykę, a polityczne barwy nie muszą mieć znaczenia. Co więcej, politycy, którzy w Polsce byli, a nawet są nadal, bohaterami anegdot, gdy wyjadą pracować w Europie, stają się cenionymi ekspertami. Czy przy Wiejskiej panuje jakieś większe przyzwolenie na umysłowe lenistwo niż w Brukseli i Strasburgu? Może posłowie nie boją się kontroli społecznej? Może winne jest przywództwo partii, które robi z posłów jedynie maszynki do głosowania? Może gotowość do porządnej pracy i osobiste kompetencje zabijane są przez rozpolitykowane polskie piekło?

PS. Od miesięcy pomagamy kobietom pod wodzą pani Katarzyny Stachowicz walczyć o prawidłowe standardy postępowania przy genetycznym raku (wywołanym zmutowanymi genami BRCA1 i BRCA2). Są obietnice ze strony resortu zdrowia i to jest najważniejszy, ogromny sukces tych dzielnych pań. Brawo.

Akcja została też doceniona przez środowisko dziennikarskie. Agata Pustułka, która w DZ moderuje ten temat, właśnie dostała Grand Prix najważniejszego konkursu dziennikarskiego w naszym regionie – konkursu Silesia Press. Gratulacje.