Dziennikarz został zatrzymany i pobity przez milicjantów w lokalu wyborczym w Mińsku. W czasie procesu sędzia postanowił zwrócić akta sprawy do uzupełnienia przez milicję.
Operator Biełsatu prowadził w transmisję online z procedury liczenia głosów przez komisję wyborczą. Używał do tego telefonu komórkowego. Przewodnicząca komisji zażądała, by przerwał nagrywanie i wezwała milicję.
Kozieł twierdzi, że został pobity przez czterech funkcjonariuszy, m.in. rozbito mu głowę, bito po nerkach i żebrach. Noc dziennikarz spędził w areszcie.
Według jednego z milicjantów, który wystąpił w charakterze świadka, podczas interwencji Kozieł upadł i dlatego odniósł obrażenia.
Dziennikarz i jego obrońcy argumentują, że przebywał on w lokalu legalnie i miał prawo nagrywać procedurę liczenia głosów, ponieważ był mężem zaufania jednego z opozycyjnych kandydatów, Mikałaja Kazłoua.
Następnego dnia po zdarzeniu mińska milicja opublikowała oświadczenie, w którym przedstawia swoją wersję zdarzenia. Najpierw – według milicji – Kozieł nie zastosował się do polecenia przewodniczącego komisji wyborczej i nie przerwał transmisji online z liczenia głosów.
Miał również twierdzić, że „ma prawo do nagrywania, ponieważ jest przedstawicielem jednego z zagranicznych środków masowego przekazu, nieakredytowanego na Białorusi”.
Według milicji, by „przerwać nielegalne działania”, wezwani zostali funkcjonariusze. Następnie dziennikarz miał „zignorować ich wezwania, stawić aktywny opór, chwytać milicjanta za mundur”, w związku z czym użyto wobec niego siły fizycznej.
Biełsat, będący częścią TVP i finansowany z polskiego budżetu, nadaje z Polski drogą satelitarną i za pośrednictwem internetu.
W 2017 roku białoruskie sądy ukarały dziennikarzy kanału grzywnami w łącznej wysokości ok. 20 tys. dolarów. Odbyło się ponad 60 rozpraw w sprawach przeciwko dziennikarzom, przede wszystkim za „łamanie przepisów o mediach”.