Lasy Państwowe chcą od fotoreportera odszkodowania

"To odstraszanie"

Lasy Państwowe wzywają Rafała Wojczala, fotoreportera związanego z Agencją Forum, do zapłaty odszkodowania w wysokości ponad 5 tys. zł – za straty powstałe w wyniku blokowania wycinki w Puszczy Białowieskiej. – Oceniam to jako element odstraszający – mówi mecenas Jacek Dubois.

Rafał Wojczal otrzymał od Kancelarii Radcy Prawnego Barbary Wojtkiewicz z Giżycka, która reprezentuje Zakład Transportu i Spedycji Lasów Państwowych, wniosek o odszkodowanie w wysokości 5160 zł – podobne pisma otrzymują aktywiści blokujący wycinkę Puszczy Białowieskiej.

Fotoreporter ma siedem dni, by wnieść opłatę za blokowanie prac maszyn leśnych w dniu 22 czerwca br. Kancelaria wylicza szkodę na podstawie straty, jaką tego dnia – podczas 8-godzinnego przestoju – poniósł Zakład.

Wojczal mówi „Presserwisowi”, że na miejscu pracował jako fotoreporter, liczy więc, że sytuację da się wyjaśnić polubownie. Sugeruje, że mogła to być pomyłka. – Nie byłem osobą aktywnie uczestniczącą w proteście. Strażnicy leśni spisują wszystkich, którzy znajdują się na miejscu. Nie sporządzają notatek, kto czym się zajmuje. Stąd pewnie wezwanie, które dostałem – wyjaśnia Rafał Wojczal. – Próbuję skontaktować się z radcą prawnym, który wysłał do mnie to wezwanie. Chcę wyjaśnić sprawę ugodowo, jeśli nie, to będę się tłumaczył przed sądem – mówi. Dodaje, że Agencja Forum wstawi się za nim.

– Kancelaria reprezentująca Zakład Lasów Państwowych może mieć problem z przeprowadzeniem dowodu – mówi mecenas Jacek Dubois, członek Trybunału Stanu. – Jeśli nie ma żadnej dokumentacji, to ciężko będzie wskazać, że fotoreporter rzeczywiście przeszkadzał w pracy. On może mieć dowody, że wykonywał swoje obowiązki bez ingerencji w wycinkę – dodaje.

Lasy Państwowe przekonują, że dla mediów wydzielają specjalną sekcję, a służby bezwzględnie spisują wszystkich, którzy znajdą się poza nią. – W przypadku każdego protestu były wyznaczone specjalne strefy dla mediów, w których był zasięg, można było nagrywać i robić zdjęcia. Poza nimi była strefa pracy, przebywanie w niej było niebezpieczne, dlatego wszystkie osoby, które tam trafiły, były spisywane, a następnie ich dane były przekazywane policji – tłumaczy Jarosław Krawczyk, główny specjalista w zespole ds. promocji i mediów Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku.

W dokumencie znalazł się też zapis, że istnieje możliwość negocjacji porozumienia, ale gdyby fotoreporter z niej nie skorzystał lub nie zapłacił, to Lasy Państwowe wystąpią na drogę sądową. – Oceniam to jako element odstraszający, zniechęcający, stosowany po to, by inni liczyli się z konsekwencjami. Tu może liczyć się rozgłos – mówi mecenas Dubois.

Za Rafałem Wojczalem stoją również organizacje dziennikarskie. – Dziennikarze nie są od notowania przekazu stron, tylko dokumentowania konfliktu, nie są uczestnikiem tych wydarzeń. Żeby to robić, szczególnie fotoreporterzy muszą być blisko wydarzeń, bo z budynku oznaczonego „strefa dla mediów” mogą co najwyżej zrobić zdjęcia, które będą wyglądać jak paszportowe, a nie dokumentujące wydarzenie – mówi Ludmiła Mitręga, szefowa Stowarzyszenia Fotoreporterów.

Jolanta Hajdasz, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, zauważa, że dziennikarz musi liczyć się z konsekwencjami swoich czynów. – Jeśli wykonując swoją pracę, dziennikarz złamie przepisy czy zasady ustalone przez organizatora wydarzenia lub właściciela terenu, to on sam, a przede wszystkim redakcja, dla której w danej chwili pracuje, musi się liczyć z negatywnymi konsekwencjami – uważa Hajdasz. Zaznacza jednak, że te konsekwencje powinny być adekwatne do przewinienia, a w tym przypadku są zbyt wysokie. – Stawianie dziennikarza na równi z protestującymi osobami, które świadomie stosują prowokacyjne metody działania, jest nadużyciem, a kara finansowa jest niewspółmiernie duża w stosunku do dziennikarskiego przewinienia – dodaje Hajdasz.