„Gazeta Wyborcza” chwalona za ograniczenie opcji komentowania

„To zmniejszy skalę hejtu i podniesie poziom dyskusji”

Agora postanowiła zawęzić krąg internautów z możliwością komentowania treści w serwisach „Gazety Wyborczej” jedynie do tych użytkowników, którzy wykupią cyfrową subskrypcję. Wydawca tłumaczy decyzję chęcią podniesienia jakości dyskusji, a dziennikarze i eksperci rynku mediów w rozmowach z serwisem Wirtualnemedia.pl rozumieją ten ruch. – Ograniczenie dostępu do komentarzy może skutecznie zmniejszyć falę hejtu i podnieść poziom opinii, ale nie wpłynie na gwałtowny wzrost liczby płatnych użytkowników i może zamknąć dyskusję w kręgu określonych opcji politycznych – oceniają eksperci pytani przez Wirtualnemedia.pl.

Informacje o tym że Agora na stronach internetowych „Gazety Wyborczej” wprowadziła mechanizm, w ramach którego komentarze mogą zamieszczać tylko użytkownicy płatnej oferty cyfrowej dziennika, których jest ok 100 tys. pojawiły się w poniedziałek.

Decyzja wydawcy wywołała żywą dyskusję w sieci, m.in. na stronach serwisu Wirtualnemedia.pl. Menedżerowie Agory na nasze pytania o motywy ograniczenia dostępu do komentarzy na stronach „GW” przyznali, że głównie chodzi o podniesienie jakości dyskusji czytelników w cyfrowym ekosystemie dziennika.

Dziennikarze i eksperci zapytani przez Wirtualnemedia.pl o ocenę decyzji Agory wskazali co prawda na kilka możliwych negatywnych jej konsekwencji, jednocześnie jednak nie kryli zrozumienia dla takiego ruchu. Jednym z nich jest Michał Broniatowski, redaktor naczelny polskiej edycji „Politico”, który sprawę komentuje krótko. –

To bardzo słuszny ruch samoobronny. Z pewnością ograniczy hejt – podkreśla Michał Broniatowski. – Nie mam serca do tych forów, tzn. nigdy ich nie czytam, bo bym zwariował. To „GW” oczywiście zmniejszy klikalność, ale uchroni przed zalewem chamstwa – nie wyobrażam sobie, żeby hejterzy mieli specjalnie wykupywać subskrypcję, żeby sobie moc pobluzgać.

W podobny sposób widzi problem Ewa Wanat, dziennikarka, w przeszłości m.in. redaktor naczelna stacji TOK FM i RDC. – Uważam, że to słuszny i dobry ruch – ocenia.

– I w tę stronę powinno zmierzać ucywilizowanie dyskusji w internecie. Jak dotąd mogli artykuły komentować ludzie, którzy ich w oczywisty sposób nie czytali, bo nie mieli do nich dostępu. Co to za dyskusja w ogóle? Tak można pyskować, nie dyskutować. To jest w ogóle plaga, którą widać na wszystkich forach, ludzie „dyskutują” nie czytając tekstów, tylko tytuły, ewentualnie nagłówki. 90 proc. wszystkich tego typu dyskusji to szum, wata, nic nie wnoszą, brudzą tylko przestrzeń. Jeśli chcesz z nami dyskutować, to najpierw sprawdź o czym. Wyeliminuje to również boty, które zaśmiecają fora – przewiduje Wanat.

Paweł Nowacki, business development director w Delvepartners.com, i były zastępca redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Prawnej” ds. online zwraca uwagę na pewne zagrożenia związane z ograniczeniem dostępu do aktywnego komentowania w serwisach „GW”.

– Jak wiemy już całkiem spora grupa wydawców, i to nie tylko prasy zorientowała się, że model odsłonowy reklamy nie przynosi wystarczająco dużo przychodów, by finansować biznes online więc sięga po opłaty od użytkowników za dostarczanie jakościowej treści – zauważa Paweł Nowacki. – Wydawcy muszą zatem słuchać uważnie oczekiwań internautów płacących za treść, by ich nie tracić. W posunięciu Agory widzę sens nie dlatego, że to jakoś spektakularnie wpłynie na wzrost rejestracji, raczej ochroni obecnych klientów (od hejtu – choć kto wie jak będzie?) i stworzy sytuację do w miarę sensownej dyskusji między twórcami a odbiorcami/klientami.

Dla naszego rozmówcy nie jest tajemnicą, że pod wieloma zamkniętymi za różnymi paywallami tekstami (nie tylko w serwisach Agory) toczą się zaciekłe dyskusje internautów, którzy nie znają komentowanej treści.

– Komentują, a raczej hejtują znając tylko tytuł i zajawkę – ocenia Nowacki. – To codzienność polskiej sieci, która może jednak zacząć zmierzać do budowy dwóch nie widzących się wzajemnie światów: dostępnego bezpłatnie, pełnego hejtu, niskiej jakości treści oraz jakościowego, płatnego contentu w serwisach z płatnymi dostępami. Oczywiście taki ruch to też zagrożenie, że serwis zdominują komentarze jednej grupy społecznej, czy politycznej. Zablokowanie możliwości komentowania odrzuca przynajmniej część skrajnych głosów, wyrzuca je na margines. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że (nie tylko w serwisie Wyborcza.pl) takie posunięcia nie sprzyjają budowie TWA, czyli Towarzystwa Wzajemnej Adoracji.

Dr hab. Robert Rządca, ekspert w dziedzinie zarządzania i strategii w Akademii Leona Koźmińskiego szeroko wyjaśnia zależność subskrypcji i komentarzy i związane z tym rozwiązanie obrane przez Agorę.

– Na początek kilka liczb – rozpoczyna Robert Rządca. – Płatny dostęp do treści GW: w grudniu 2014 r. 55 tys. użytkowników, w grudniu 2015 – 77 tys., w grudniu 2016 – 100 tys. Na koniec tego roku oczekuje się, że będzie już 110 tys. Wniosek: pomysł działa. Czytelnicy płacą. Nie dysponuję danymi o strukturze użytkowników, o rezygnacjach, itp. ale liczby mówią, że za dostęp cyfrowy ludzie są skłonni zapłacić.

Następnie ekspert z ALK zadaje pytanie: Dlaczego rośnie liczba subskrypcji? I odpowiada na nie w kilku punktach: – Bo ludzie nienawidzą reklamy, traktują ją jako zło konieczne. W Polsce jest bardzo znacząca grupa użytkowników sieci, którzy blokują reklamy.

– Bo ludzie coraz częściej regularnie płacą za dostęp do różnych treści (np. Netflix ale i telewizja kablowa czy satelitarna) i przyzwyczają się do tego. Na świecie płacących za dostęp do wiadomości w internecie jest (dane z 2015 r.) pomiędzy 6 proc. (Wlk. Brytania) a 14 proc. (Finlandia). Ponadto zasada licznikowa, zgodnie z którą można za darmo uzyskać dostęp do określonej liczby artykułów (w USA jest to średnio 10 artykułów w miesiącu) a po przekroczeniu tej liczby trzeba wykupić dostęp, sprzyja wzrostowi liczby subskrybentów pod warunkiem, że jakość produktu jest zdaniem czytelników dostatecznie wysoka.

– Bo ludzie uważają, że wykupienie dostępu do serwisu prasowego zapewnia dostęp do bardziej rzetelnie i fachowo opracowanych treści, zwłaszcza w czasach „fake news”. W tym przypadku ważna jest wiarygodność źródła – warto zapłacić za dostęp do gazety, którą uważają za wiarygodną. W tym miejscu warto powołać się na nadzwyczajny przyrost liczby subskrybentów amerykańskich gazet po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta (zjawisko które już zostało nazwane: „Trump Bump”). New York Times zwiększył liczbę subskrybentów w IV kwartale 2016 r. o 267 tys., a w I kwartale 2017 r. o 308 tys. (mając w sumie około 2,2 mln subskrybentów). Być może wzrost prenumerat cyfrowych „GW” ma podobne korzenie.

– Po co udostępnia się możliwość komentarzy? – brzmi kolejne pytanie eksperta z ALK. – Aby stworzyć możliwość dialogu. Teoretycznie chodzi o możliwość „dialogu” z treścią czy autorem tekstu. Ale w gruncie rzeczy to przede wszystkim możliwość dialogu pomiędzy czytelnikami. Taki dialog prowadzi do pojawienia się swoistych grup zainteresowań.

Rządca podkreśla, że charakterystyczną cechą komentowania jest – zwłaszcza w przypadku szczególnie ciekawych (lub kontrowersyjnych) treści pojawianie się i mnożenie wątków często odchodzących od oryginalnego tematu publikacji.

– Nie to jest problemem. Problemem jest zjawisko hejtu, niszczącego zarówno sam dialog, jak i godzącego w autorów komentarzy. W takim przypadku zamysł dialogu traci sens – ocenia nasz rozmówca. – Pierwszym sposobem ograniczenia hejtu jest konieczność wcześniejszej rejestracji użytkowników, tak że przestają być oni – przynajmniej dla właściciela serwisu – anonimowi. Ale ograniczenie możliwości komentarzy tylko do płacących za subskrypcję to krok dalej. Może być odczytany jako swoisty produkt premium: dajemy ci możliwość komentowania w środowisku ludzi, którzy podobnie jak i ty na tyle cenią sobie naszą zawartość, że płacą za nią. Nie będzie tu więc takich, którzy wchodzą tylko po to aby wylać żółć. Myślę, że taka polityka może przyczynić się do spadku hejtu. Może nawet sprzyjać pojawianiu się – trochę podobnie jak w przypadku Facebooka – quasi-zamkniętych grup dyskusyjnych, wymieniających poglądy pomiędzy sobą – dodaje.

Według eksperta z Akademii Leona Koźmińskiego oczywiście nie można wykluczyć, że ktoś, kto głęboko nie zgadza się z treściami i poglądami prezentowanymi w „GW” wykupi dostęp tylko po to, aby móc głęboko nie zgadzać się z „GW”.

– Ale wydaje się to mniej prawdopodobne niż sytuacja, w której dostęp do treści kupują ci, którzy generalnie zgadzają się z gazetą – zaznacza Rządca. – Bardzo trudno jest przewidzieć czy wprowadzenie ograniczenia prawa do komentarzy zwiększy zainteresowanie samą subskrypcją. Myślę, że raczej w niewielkim stopniu. Spośród prenumeratorów wydania cyfrowego (a szerzej: użytkowników mediów cyfrowych) jedynie bardzo niewielka część wykazuje aktywność jako komentatorzy – podsumowuje Rządca.