O podejrzeniu popełnienia przestępstwa poinformował prokuraturę partner oskarżonego o zabójstwo i jeden ze świadków. W sumie podczas transmisji na antenie TVP Info wrażliwe dane ujawniono ponad 60 razy. Z informacji Gazety Wyborczej wynika, że prokuratura bada sprawę pod kątem udostępnienia osobom nieupoważnionym danych osobowych podlegających ochronie; oraz pod kątem ujawniania informacji pozyskanych w związku z wykonywaną pracą mimo zobowiązania, że nie będą ich ujawniać. Za oba przestępstwa grozi kara do dwóch lat więzienia.
Przypomnijmy, że do zdarzenia doszło na początku stycznia 2017 roku, gdy ruszył proces w sprawie zabójstwa Ewy Tylman. Sprawa dawna budziła duże zainteresowanie mediów. Pierwsza rozprawa była szeroko relacjonowana w kanałach informacyjnych, tym bardziej, że media otrzymały zgodę na rejestrację procesu pod warunkiem ochrony tzw. danych wrażliwych. Większość stacji telewizyjnych znalazła na to sposób, emitując obraz z sądu z kilkuminutowym opóźnieniem. Dzięki takiemu zabiegowi nadawcy mogli zagłuszać wypowiedzi, w których pojawiały się dane chronione prawem.
Duży problem miała TVP Info, która retransmitując proces nie zagłuszyła nazwisk rodziny oskarżonego Adama Z., jego obecnego partnera seksualnego, byłej dziewczyny z czasów studenckich, policjantów oskarżanych o zastraszanie czy też szczegółów z życia seksualnego, a także hasła do Facebooka. Samuel Pereira, kierownik publicystyki Telewizyjnej Agencji Informacyjnej tłumaczył wówczas, że TVP miała problemy techniczne, z powodu… zbyt dużej liczby nazwisk podawanych podczas rozprawy.
Co ciekawie, TVP już zdążyła zawrzeć ugodę z policjantami, których nazwiska ujawniono podczas transmisji procesu w sprawie śmierci Ewy Tylman. Według Gazety Wyborczej, policjanci dostali od TVP po kilkanaście tysięcy złotych odszkodowania (żądali po 50 tys. zł). Telewizja zawarła z nimi ugodę, zastrzegając, że ma to pozostać w tajemnicy.