Solorz-Żak kieruje się prostymi zasadami. Są odmienne od tych, które panują w wielkich korporacjach. Ceni lojalność. W jego firmach można znaleźć ludzi, którzy pracują dla niego od lat . I nawet jeśli nie są mu już potrzebni, to stara się ich nie zwalniać. Prędzej obniży zarobki czy przesunie na gorsze stanowisko, nawet zrobi portierem, ale nie wyrzuci.
– Może to nietypowe. W USA jedni mówią, że trzeba zmieniać personel co trzy lata, inni – co pięć. Trzymają się szkolnych zasad, jak prowadzić działalność gospodarczą. Ale nie ja, wychodzę z innego założenia. Ludzi, z którymi pracuję, staram się nauczyć mojego sposobu myślenia. Dzięki nim mogę łatwiej kontrolować to, co dzieje się w firmie, i w razie potrzeby szybciej reagować. Nie muszę tworzyć do tego rozbudowanej struktury – przekonuje Solorz-Żak.
„Jesteśmy razem na dobre i na złe, tworzymy swojego rodzaju rodzinę” – mówił mecenas Józef Birka w „Gazecie Wyborczej”.
Ale według anegdoty Solorz-Żak mawia: „Zaufanie można mieć tylko do tych, do których można mieć zaufanie”, i woli osobiście wszystko sprawdzić.
Lubi sam decydować. Krąży anegdota, że pewnego razu zamknął się w gabinecie z ważnym menedżerem zachodniego koncernu. Negocjowali wielomilionową umowę; miała wpływ na przyszłość Polsatu. Nagle zapukał współpracownik Solorza. Pokazał mu paletę z kilkoma barwami: „Która?”. Solorz podrapał się w głowę. Wybrał brązową. Zaintrygowany menedżer zapytał, o co chodziło. „Ee, nic takiego. Malujemy ścianę”.
– Podobno interesuje się pan nawet pracą sprzątaczek. To prawda? – zapytałem Solorza.
– Kiedyś tak. Do pewnego momentu mogłem kontrolować wszystko. Ale teraz to już niemożliwe ze względu na skalę biznesu. Moje firmy tak się rozrosły, że zdaję się na ich zarządy – odpowiedział.
Pięciu, z którymi zamykał się Solorz
Heronim Ruta należy od lat do grona najbliższych współpracowników Solorza-Żaka. To inżynier elektryk, który zbudował w całej Polsce sieć nadajników dla Telewizji Polsat.
W latach 90. monopol na nadawanie miała Telekomunikacja Polska. Należała do niej większość nadajników do emitowania programów radiowych i telewizyjnych.
– Solorz zaczął od inwestycji w nadajniki, aby uniezależnić się od Telekomunikacji. To była trafna decyzja – tłumaczył mi Andrzej Zarębski, były członek KRRiTV.
Ruta nie rozmawia z dziennikarzami i unika zdjęć. Przez lata wiadomo było o nim tylko tyle, że posiadał w Radomiu salon z volkswagenami i pasjonował się motoryzacją – widywano go, jak jeździ na motocyklu Harley-Davidson. Stał się znany, gdy w 2008 roku został wspólnikiem Solorza-Żaka w Cyfrowym Polsacie. Kupił prawie 10 proc. akcji Cyfrowego Polsatu po niezwykle korzystnej cenie.
– To mój wieloletni współpracownik, którego postanowiłem wynagrodzić – mówił wtedy Solorz-Żak.
„Hojny Solorz podarował koledze miliony” – komentowała w tytule „Gazeta Wyborcza”. Dzięki temu Ruta trafił na listę najbogatszych Polaków – w 2015 roku miesięcznik „Forbes” szacował, że ma 1 mld 350 mln zł!
Urodzony w 1950 roku, niewysoki, małomówny, zawsze w czarnym garniturze i bez uśmiechu na twarzy. W 1973 roku zaczął pracę w Zakładach Tworzyw Sztucznych „Pronit-Erg” im. Bohaterów Studzianek w Pionkach koło Radomia. Nazwa Pronit pochodzi od słów „proch” i „nitrogliceryna”. Były to zakłady zbrojeniowe, które produkowały amunicję do karabinów i dział. W PRL stały się znane z produkcji ubocznej: płyt gramofonowych, sztucznej skóry – skaju oraz kleju butapren.
W 1978 roku Ruta przeniósł się do Centralnego Ośrodka Badań Techniki Kolejowej – pracował tam nad budową doświadczalnego wagonu do wykrywania ultradźwiękami pęknięć w szynach.
Biznesem zajął się w 1980 roku – projektował instalacje elektryczne w warszawskim hotelu Marriott . Potem został kierownikiem Wytwórczo-Usługowej Spółdzielni Pracy. W 1987 roku założył firmę Herom i zaczął prowadzić sklep: wymieniał baterie w zegarkach i sprzedawał telewizory. Być może wtedy zaczął robić pierwsze interesy z Solorzem. W 1990 roku już wspólnie handlowali trabantami i wartburgami sprowadzanymi z byłej NRD.
Ruta stał się jednym z najbardziej zaufanych współpracowników i doradców Solorza-Żaka. Ale bywał rzadko w Warszawie. Przyjeżdżał na narady z grupą pozostałych współpracowników. Należeli do niej: Piotr Nurowski, Andrzej Rusko oraz mecenasi Józef Birka i Aleksander Myszka. Solorz-Żak zamykał się z nimi, a sekretarki mówiły: „Obraduje grupa”. Wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi.
Grupa zmieniła skład, gdy Rusko został w 2005 roku prezesem Ekstraklasy SA organizującej mecze piłkarskie o Mistrzostwo Polski (zrezygnował dopiero w 2013) i skoncentrował się na własnym biznesie. Piotr Nurowski zginął 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem.
Od lat trwają spekulacje, kto podejmował kluczowe decyzje, dzięki którym Solorz-Żak osiągnął sukces: on sam czy grupa współpracowników. Opinie były i są podzielone.
– Sam Solorz ma intuicję do robienia pieniędzy, ale bez „grupy” nie pozwoliłby sobie na interesy na taką skalę. „Grupa” jest zaskakująco zwarta i potrafi przeciwstawić się Solorzowi – mówił mi pod koniec lat 90. członek kierownictwa Polsatu, który wolał nie ujawniać nazwiska.
Nie mam jednak wątpliwości, że o sukcesie Solorza-Żaka przesądziła jego osobowość i niesamowite wyczucie biznesowe.
_______________________________________________
Jest to fragment książki Michała Matysa „Grube ryby. Jak zarobili swój pierwszy miliard”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Agora w zeszłym tygodniu.
Matys opisuje biznesowe losy czołowych polskich przedsiębiorców: Jana Kulczyka, Zygmunta Solorza-Żaka, Michała Sołowowa, Leszka Czarneckiego, Ryszarda Krauzego, Adama Górala, Aleksandra Gudzowatego, Janusza Szlanty, Romana Kluski i Gromosława Czempińskiego.
Kim byli i są: geniuszami biznesu czy członkami mrocznego układu? Jak zarobili przysłowiowy „pierwszy milion”, a na czym następne? Jak pieniądze zmieniły ich obyczaje? W jaki sposób biznes miesza się z polityką? Czy niezbędne są kontakty z politykami, czy przeciwnie, należy ich unikać? Dlaczego od wizji ważniejsza jest skuteczność? Jak lepiej zarządzać: niepodzielnie, wydając polecenia, czy bardziej polegać na współpracownikach? Czy zawsze można się podnieść z biznesowego upadku? Czy u nas da się w ogóle zrealizować amerykańskie marzenie „od pucybuta do milionera”?
Michał Matys (ur. 1966) – łodzianin, z wykształcenia archeolog, z przypadku dziennikarz i autor filmów dokumentalnych. W latach 1991-2004 opisywał w „Gazecie Wyborczej” odradzanie się kapitalizmu w Polsce. Potem pisał m.in. dla miesięcznika „Profit” (obecnie to „Forbes”), tygodnika „Przekrój”, dzienników „Rzeczpospolita”, „Polska”, „Puls Biznesu”. W latach 2008-09 zrealizował dla TVP cykl filmów dokumentów o absurdach PRL „Zagadki tamtych lat”.