Nieudana prowokacja dziennikarki Nowa TV: udawała urzędniczkę MSWiA, żeby podwieźli ją policjanci, stanie przed sądem

Policja poinformowała, że dziennikarka jednej z ogólnopolskich stacji telewizyjnych dzwoniła w kilku miejscowościach do dyżurnych policji, podając się za wysokiej rangi urzędniczkę MSWiA i prosząc o podwiezienie, bo zepsuł się jej samochód. Policjanci udzielali jej jedynie informacji, jak uzyskać pomoc, a potem zweryfikowali, że to prowokacja dziennikarska. Kobiecie postawiony zostanie zarzut wywołania niepotrzebnej czynności policji.

W ostatnich dniach w kilku miejscach w kraju do dyżurnych policji dzwoniła najprawdopodobniej ta sama kobieta, podając się za urzędniczkę gabinetu jednego z wiceministrów MSWiA. Zgłaszająca twierdziła, że zepsuł jej się samochód, nalegała i oczekiwała podwiezienia jej służbowym pojazdem do hotelu lub warsztatu. Każdorazowo, zgodnie z obowiązującą procedurą, policjanci informowali kobietę jakie w takiej sytuacji można podjąć kroki, podając przy tym m.in. nr kontaktowy do pomocy drogowej czy instytucji świadczących pomoc w takich przypadkach.

Policja informuje, że po kilku takich telefonach policjanci postanowili sprawdzić, kim jest zgłaszająca. Funkcjonariusze z jednostki policji w Zambrowie po przyjechaniu na miejsce rzekomej awarii samochodu, zastali stojącą przy drodze kobietę. Wylegitymowali ją i okazało się, że telefonicznie podała nieprawdziwe dane, przy czym dalej chciała, żeby podwieźli ją radiowozem do hotelu bądź warsztatu. Funkcjonariusze zaś chcieli, żeby pokazała swój samochód.

– W tym celu, po sprawdzeniu kobiety w policyjnym systemie, udali się wraz z nią nie radiowozem a pieszo w kierunku miejsca, gdzie miał być zaparkowany jej pojazd. Po kilkunastu metrach kobieta zatrzymała się i oświadczyła, że takiego pojazdu nie ma, a ona jest dziennikarką jednej z ogólnokrajowej TV, okazując legitymację prasową. Jak przyznała, cała sytuacja miała na celu sprawdzenie czy policyjne pojazdy służą urzędnikom za taksówki i są na każde zawołanie. Po tym jak zorientowała się, że interwencja nie pójdzie po jej myśli, przyznała, że cała sprawa jest prowokacją dziennikarską – opisuje Komenda Główna Policji w komunikacie prasowym. Nie podano, w której stacji pracuje dziennikarka.

Policjanci uznali, że zachowanie kobiety wywołało niepotrzebną czynność funkcjonariuszy, co wypełnia znamiona wykroczenia z art. 65 par. 1 (tj. wprowadzenie w błąd organu co do własnej tożsamości oraz miejsca zatrudnienie) i 66 par. 1 (tj. wywołanie niepotrzebnej czynności) Kodeksu Wykroczeń. Zdecydowano o skierowaniu sprawy na drogę sądową.

– Pamiętajmy, że informowanie Policji o niezaistniałych zdarzeniach może mieć tragiczne konsekwencje. Policjanci bowiem zamiast jechać do interwencji, gdzie ktoś może potrzebować pomocy, w tym czasie angażowani są do wykonywania innych czynności, a dyżurny jednostki zamiast zarządzać podległymi mu służbami pochłonięty jest wydarzeniem, które nie ma miejsca – zaznaczyła KGP w komunikacie. – Policja każdorazowo pomaga obywatelom w granicach obowiązującego prawa bez względu na to, czy jest to urzędnik ministerstwa, znana osoba czy zwykły obywatel. Gdyby doszło do zagrożenia dla bezpieczeństwa, życia lub zdrowia osoby, policjanci wówczas mają prawo przetransportować taką osobę pojazdem służbowym w miejsce bezpieczne – dodała.