Robert Górski, lider Kabaretu Moralnego Niepokoju, przygotowuje na najbliższy poniedziałek, 9 stycznia, dwa pierwsze odcinki miniserialu „Ucho prezesa”. Będzie to opowieść o tym, co dzieje się w gabinecie prezesa Prawa i Sprawiedliwości, Jarosława Kaczyńskiego. W prezesa wcieli się Górski, a całość będzie można obejrzeć wyłącznie w internecie.
Jacek Kowalski: Skąd wziął się u Pana pomysł na taki serial?
Robert Górski: Tak, na początek trzeba jasno powiedzieć, że to jest mój pomysł. Ja wymyśliłem taki serial, ja napisałem scenariusze do pierwszych czterech odcinków, które są już nakręcone. Jeśli wszystko dobrze się ułoży i znajdziemy pieniądze na realizację, będą też następne. A skąd się to wzięło? Po prostu z próżni, jaka zapanowała obecnie na kabaretowym rynku. Dokładniej mówiąc: wzięło się to z chęci zapełnienia tej próżni. Jest tak, jakby koledzy nie za bardzo chcieli się śmiać z rządzących. Nikt teraz nie chce się śmiać z władzy, no to ja spróbuję.
No dobrze, ale – jak Pan mówi – inni się za to nie brali, czemu Pan się zabrał?
Pomyślałem sobie: tak wiele zmieniło się wokół, więc chyba czas zagrać prezesa. Grałem przez długi czas Tuska, trzeba spróbować Kaczyńskiego. Przecież ostatecznie mam do tego prawo, prawda? Wykonuję taki zawód a nie inny, więc dlaczego nie mam śmiać się z władzy? Nikt będący przy zdrowych zmysłach nie przypisze mnie przez to do jednej opcji politycznej, bo śmiałem się już z różnych opcji. Przy czym zaznaczam, że tutaj nie chodzi o szydzenie z PiS, a raczej o zdrowy śmiech, o rozładowanie tej ciężkiej, obezwładniającej atmosfery w kraju, która już fizycznie zaczyna nas wszystkich dusić.
Sądzi pan, że nie znajdą się tacy, którzy będą mieli za złe to, że śmieje się Pan z prezesa?
Nie jestem naiwny. Już znajdują się tacy, którzy zarzucają mi szyderę i złe intencje. A mi naprawdę chodzi o to, żeby się pośmiać, o obniżenie temperatury sporu w kraju. Przecież to już ociera się o przemoc, coś trzeba z tym zrobić. Proszę zwrócić uwagę, że satyra polityczna jest mało zdystansowana.
A skoro już o tym mowa: jak się Panu podobała szopka Marcina Wolskiego?
Wolałbym się nie wypowiadać. To nie moja bajka.
Ma Pan już nakręcone cztery odcinki, dwa pierwsze zobaczymy w poniedziałek. Co dalej?
Po tygodniu wyemitujemy kolejny, potem ostatni. Potem pewnie nastąpi dłuższa lub krótsza przerwa, bo będziemy się przyglądali, jak zostanie to przyjęte. No i będziemy też szukali pieniędzy na kolejne odcinki, gdyż wszystko finansujemy sami. Chciałbym, żeby było to emitowane tydzień w tydzień. Zobaczymy, jak to wyjdzie.
Nie boi się Pan, że nakręcone odcinki zanim ujrzą światło dzienne staną się nieaktualne?
Z założenia zawsze będę starał się mniej więcej na bieżąco komentować to, co dzieje się w kraju, ale nie jest to proste. Cykl produkcyjny obciążony jest pewną inercją i rzeczywiście czasem pewnie się zdarzy, że wyemitujemy coś, co się lekko zdezaktualizuje. Dzisiaj czasem oglądam stare odcinki programu, w którym odgrywaliśmy gabinet Donalda Tuska i zastanawiam się, o co mi szło, kiedy napisałem to czy inne zdanie. Z reguły jednak staram się pisać ponadczasowo i tak też będzie w tym przypadku. Czyli: w nawiązaniu do bieżących spraw, ale ponadczasowo.
Ze swoim serialem poszedł Pan do internetu. Będzie można oglądać go na Youtube, wsparcie macie na Facebooku i Twitterze. Szukacie pieniędzy na każdy odcinek. Dlaczego nie zwrócił się Pan do jakieś telewizji, nie poprosił o dofinansowanie i czas antenowy?
Jak to nie? Byłem w kilku telewizjach, zrobiliśmy solidne rozpoznanie. Proponowaliśmy im „Ucho prezesa”, ale nikt tego nie chciał, rozmowy kończyły się na pierwszym spotkaniu i prezentacji materiału. Nikt się już potem z reguły do nas nie odzywał. Nie wiem dlaczego nie byli zainteresowani, nie będę snuł domysłów. Stwierdziliśmy więc, że najbardziej nam się opłaci wystąpić z pozycji autorskiej, samemu to napisać, wyprodukować, zatrudnić aktorów i zamieścić to w sieci. Co do aktorów: zatrudniamy naprawdę dobrych, z młodego pokolenia – np. występuje u nas Michał Czernecki – bo nie chcemy, żeby ta produkcja kojarzyła się ze zwyczajną produkcją kabaretową.
Macie też mocne wsparcie mediów społecznościowych. Robicie to sami, czy też zatrudniacie zewnętrzną firmę?
Wszystko robimy własnymi siłami, to znaczy Kabaret Moralnego Niepokoju i impresariat, który się nami opiekuje.