Prowadzący Tomasz Oszmiański nie dopuścił w czwartek na antenie Radia Zachód do rozmowy wicenaczelnego stacji z dziennikarzem mediów Orlenu. – Nie wierzyłem, że spotkamy się z taką cenzurą, jaka u nas panuje. Zastępcą naczelnego został człowiek, który kiedyś zapewne nie podawałby nam nawet kawy. Gdy zapraszany jest gość z PiS nie wolno grać polskiej piosenki tuż przed jego wizytą w studiu i chwilę po niej. Dlaczego? Bo kto wie, czy w zwrotce lub refrenie piosenki nie padnie jakieś zdanie, które słuchacz może sobie powiązać z tym gościem i przez to taki polityk mógłby wypaść niekorzystnie – opowiada nam Tomasz Oszmiański.
W Radiu Zachód o godz. 8:15 emitowane są wywiady o tematyce politycznej. W czwartek Łukasz Brodzik, wicenaczelny i szef redakcji publicystyki w stacji, był przygotowany do rozmowy z Januszem Życzkowskim, naczelnym wydawanych przez Polska Press „Gazety Lubuskiej” i „Gazety Wrocławskiej”. Program został jednak sparaliżowany.
Pracownicy Radia Zachód buntują się
W zamian słuchacze usłyszeli prowadzącego Tomasza Oszmiańskiego. – My jako prowadzący program i ja jako wydawca stanowczo sprzeciwiamy się partyjnej, jedynie słusznej propagandzie, dlatego zamiast rozmowy mamy dla państwa oświadczenie – wyjaśnił.
Po czym odczytano oświadczenie Związku Zawodowego Dziennikarzy i Realizatorów Radia Zachód, największej z działających w rozgłośni organizacji pracowniczych: „Większość dziennikarzy Radia Zachód, w tym wszyscy członkowie związku zawodowego stanowczo zaznaczamy, że nie popieramy protestów, które odbywają się pod hasłem obrony mediów narodowych. Po prostu nie jest to zgodne z rzeczywistością”.
I dodano: „Przez lata pracy, byliśmy pod presją cenzury i represji minionej władzy, która ograniczała naszą wolność słowa. Naszym zdaniem jest to odwracanie pojęć, jakie miały i, jak widać na protestach, mają miejsce. Czekamy z niecierpliwością, aż w pełni swobodnie będziemy mogli wykonywać swój zawód, a osoby odpowiedzialne za propagandę i cenzurę zostaną odsunięte od możliwości wpływania na radiowy program”.
Tomasz Oszmiański o okolicznościach czwartkowego oświadczenia
Jako Wirtualnemedia.pl skontaktowaliśmy się z kierownictwem Radia Zachód. – Niestety nie mogę tego komentować – mówił nam Łukasz Brodzik, zastępca redaktora naczelnego Radia Zachód, którego nie dopuszczono w czwartek do rozmowy. Nikogo innego z kierownictwa także nie mogliśmy poprosić o komentarz. Dużo bardziej rozmowny był za to Tomasz Oszmiański.
– Pracuję w tym radiu już 25 lat, widziałem nie jedno. Przeżyłem rządy PiS-u, PO, SLD. Jednak tak tępej propagandy jaka jest teraz to nigdy nie było. Ludzie wiedzą tylko to, co widzą w telewizji lub słyszą z anteny radia. Nie są wewnątrz redakcji, nie znają mechanizmów. Nie wierzyłem, że w 2023 roku i ciut wcześniej spotkamy się z taką cenzurą, jaka u nas panuje – tłumaczy nam Oszmiański decyzję o sparaliżowaniu czwartkowej rozmowy politycznej w poranku.
Radio Zachód jest matką dwóch rozgłośni: Radia Zielona Góra i Radia Gorzów. – Jestem szefem muzycznym Radia Zachód i wydawcą poranka. Z racji tego wiele spraw przechodzi przeze mnie, choć nigdy nie zajmowałem się polityką. Prowadziłem wesołe poranki, układałem muzykę. Ale jak zobaczyłem, że odwołani zostali prezesi wszystkich mediów publicznych w naszym kraju to wydawało mi się, że będzie można już odetchnąć. Do radia przyszły osoby, które wcześniej nie miały prawie żadnego doświadczenia radiowego, a nagle dostały dobre stanowiska, ich programy były lepiej nagradzane niż szanse, choć oficjalnie nikt tego nie potwierdzał. Rozumiem, że każda władza jak przychodzi to przynosi swoich prezesów mediów publicznych, ale to zawsze byli ludzie na poziomie. Tymczasem zastępcą redaktora naczelnego został nagle człowiek, który kiedyś zapewne nie podawałby nam nawet kawy. Jest wysoko w strukturach radia tylko dlatego, że ma znajomości w PiS-ie. Zacisnęliśmy jednak zęby, wielu kolegów z radia ma kredyty, rodziny, kochają swoją pracę i nie chcieli odchodzić. Wszyscy żyliśmy w przekonaniu, że to się w końcu zmieni po wyborach – wskazuje Oszmiański.
W środę wieczorem Tomasz Oszmiański otrzymał informację, że kolejnego dnia rano odbędzie się rozmowa Brodzika z Życzkowskim. – Dowiedziałem się, że pogadają, jak walczyć o wolne media publiczne, a to przecież oni są kwintesencją tuby propagandowej. Pomyślałem, że mogą mnie za to wywalić, zawiesić, ale tak dalej być nie może. Należę do związków zawodowych w Radiu i miałem to szczęście, że realizatorem porannego programu w czwartek był Andrzej Pijanowski, szef związków. Uznaliśmy, że jak nie teraz, to nigdy – opowiada.
I dodaje: „Przyjechałem wcześniej do radia nagrać to oświadczenie, bo baliśmy się, że wejdą nam do studia i powyłączają mikrofony, przecież nie będziemy się bić na antenie. Andrzej miał zamknąć się od środka, gdyby chcieli mu wejść do reżyserki. Postanowiłem, że nie puścimy tego między piosenkami. Poczekałem, aż przyjdą do studia, będą gotowi do prowadzenia programu. Wiedziałem, o czym będą rozmawiać, zanim zaczęli. Dobrze znam tych ludzi, a Życzkowski był kiedyś moim kolegą. Później przytulił się do PiS-u i dostał kilka funkcji w mediach publicznych. Realizator puścił dźwięk zapowiadający poranną rozmowę, ale postanowiliśmy, że nie będzie już włączał mikrofonów. Ja wtedy powiedziałem to, co powiedziałem”.
Łukasz Brodzik miał podejść do Tomasza Oszmiańskiego i oczekiwać przerwania komunikatu. Gdy prowadzący nie reagował, zastępca redaktora naczelnego Radia Zachód wyszedł ze studia. Po godzinie 9:00 rano miała odbyć się podobna rozmowa w Radiu Zielona Góra.
– Tam pojawiło się czterech pisowców, zamknęli się od środka, wyrzucili dziewczynę, która miała prowadzić program, wstawili swojego realizatora. Mieli pecha, że akurat w tym momencie padła im antena. Zdali sobie sprawę, że nie słychać ich rozmowy w radiu. Panika totalna, przeszli na radiowego Facebooka, bo tam nie mogliśmy im wyłączyć rozmowy – mówi nasz rozmówca.
Przegląd prasy głównie prawicowej, ograniczenia w piosenkach
Oszmiański opowiada, jak wyglądały realia pracy w Radiu Zachód w ostatnich latach. – Jestem panem od muzyki, od śmiesznych programów. Niech mi Państwo wierzą, co muszą przeżywać ci pracownicy radiowi, którzy prowadzą wiadomości. Z każdą informacją muszą iść do zastępcy redaktora naczelnego, który musi to zaakceptować zanim zostanie wygłoszone na antenie. Przegląd prasy w radiu to „Gazeta Polska”, „Gazeta Polska Codziennie”, czasem „Gazeta Prawna”, ale na pewno nie „Gazeta Wyborcza” – mówi.
W pewnym momencie pojawiły się także naciski wobec samego Oszmiańskiego. – Doszło do tego, że mam ograniczenia w zakresie puszczania pewnych piosenek. Wystarczy, że dany utwór poleci wcześniej np. na wiecu KOD-u czy manifestujących kobiet i już idzie przekaz, że tej piosenki nie gramy. Dostawałem takie smsy, jakich wykonawców czy utworów nie puszczać. Rozumiem, gdyby to były piosenki wspierające wprost Platformę Obywatelską albo jawnie antypisowskie. Ale nie – wystarczy że jeden czy drugi działacz PiS usłyszał utwór na wiecu czy spotkaniu osób niechętnych Prawu i Sprawiedliwości – opowiada.
Ograniczenia dotyczą także utworów przy okazji wystąpień gości. – Gdy zapraszany jest gość z PiS to nie wolno grać polskiej piosenki tuż przed jego wizytą w studiu i chwilę po niej. Dlaczego? Bo kto wie, czy w zwrotce lub refrenie piosenki nie padnie jakieś zdanie, które słuchacz może sobie powiązać z tym gościem i przez to taki polityk mógłby wypaść niekorzystnie – kończy Tomasz Oszmiański.
– O 8.15 miałem być telefonicznym gościem w Radio Zachód. Czekałem na rozpoczęcie rozmowy, kiedy usłyszałem jak na antenie prowadzący poranny program informuje, że rozmowy nie będzie. Zamiast tego opublikowano oświadczenie prorządowych związków zawodowych #wolnemedia – opisał to Janusz Życzkowski na platformie X. Sytuację określił jako „cenzurę rewolucyjną”.
Z naszych informacji wynika, że na razie Tomasza Oszmiańskiego nie spotkały żadne konsekwencje. Od wiosny 2016 roku prezesem i redaktorem naczelnym Radia Zachód jest Piotr Bednarek. Na drugą kadencję został wybrany przez Radę Mediów Narodowych na początku ub.r.