Trójmiejskie serwisy publikowały w poniedziałek zdjęcia z miejsca znalezienia ciała Grzegorza Borysa, który 20 października miał zabić 6-letniego syna. Tylko serwis Trójmiasto.pl zdecydował się na publikację zdjęcia zwłok i zbliżenia twarzy denata.
„Jestem zszokowany publikacją”
To kolejna dyskusyjna publikacja Trójmiasto.pl w ostatnich miesiącach. W lipcu na stronach serwisu pojawiło się nagranie potencjalnie samobójczego skoku, jaki zdesperowany mężczyzna wykonał ze słupa wysokiego napięcia. Michał Stąporek, wicenaczelny portalu, tłumaczył wtedy, że film zdecydowano się zamieścić, ponieważ mężczyzna nie zginął. Zastrzegał również, że w serwisie zdarzają się drastyczne zdjęcia, ale zawsze są zapikslowane lub blurowane, a użytkownik może zobaczyć ich pełną wersję dopiero po kliknięciu w link ostrzegający o drastyczności obrazów.
Tym razem przy zdjęciach Grzegorza B. nie było żadnego ostrzeżenia o drastyczności zdjęć. Michał Stąporek nie odpowiedział na próby kontaktu ze strony „Presserwisu”, ale ostatecznie serwis zapikslował twarz na zdjęciu.
Na publikację drastycznych zdjęć nie zdecydował się serwis ZawszePomorze.pl.
– Staramy się przestrzegać standardów dziennikarskich. Jestem zszokowany publikacją w niektórych mediach wizerunku nieżyjącego dzieciobójcy Grzegorza B. – mówi redaktor naczelny portalu i tygodnika „Zawsze Pomorze” Mariusz Szmidka.
Obniżanie poziomu wrażliwości społecznej
Szmidka dodaje, że jego redakcja również otrzymała zdjęcia ciała i twarzy denata. – Uznałem, że nie ma prawnego uzasadnienia ani usprawiedliwienia dla takiej publikacji. Nie możemy wszystkiego podporządkowywać pogoni za odsłonami. Bo zgodnie z obowiązującym prawem ochrona wizerunku obowiązuje także po śmierci. A wykorzystanie wizerunku zmarłego może prowadzić do naruszenia dóbr osobistych uprawnionych żyjących, czyli na przykład członków rodziny – stwierdza redaktor naczelny „Zawsze Pomorze”.
Sądząc po ujęciach, zdjęcia ciała wykonał i rozesłał do mediów członek ekipy poszukiwawczej, która odnalazła zwłoki poszukiwanego w zbiorniku wodnym Lepusz.
Andrzej Krajewski, członek Rady Etyki Mediów i wieloletni korespondent polskich mediów ze Stanów Zjednoczonych, komentuje: – W naszej kulturze pewne normy nakazują poszanowanie ciała zmarłego i ochrona uczuć jego bliskich. Publikacja takich zdjęć powoduje obniżanie poziomu wrażliwości społecznej, co przekłada się później na kolejne niewłaściwe zachowania. Dlatego nie widzę żadnego uzasadnienia dla takiej publikacji.