W niedzielę podczas konwencji wojewódzkiej PiS w Gdyni sporą część swojego przemówienia Kaczyński tradycyjnie poświęcił opozycji. Jednak nawet niektórzy jego zwolennicy nie potrafili ukryć zdziwienia, gdy nagle wypalił: – Oni zapowiadają, iż zniszczą opozycję, iż zniszczą opozycyjne media, przecież Tusk mówi dziennikarzom, którzy chcą mu zadawać pytania, iż oni karnie za to odpowiedzą.
Prezes PiS niby na poważnie
Jarosław Kaczyński wykazał się też poczuciem humoru. Trochę śmiesznie bowiem brzmiało, gdy zapewniał, że PiS nigdy nie próbował zniszczyć mediów opozycyjnych. – Wyobraźcie sobie, co by się stało gdybyśmy to my, będąc przy władzy, coś takiego mówili. A ich dziennikarze przecież na nasz temat łgali tak, iż po prostu słońcu było wstyd świecić. A myśmy się nigdy do takich słów ani do takich działań nie posunęli – mówił niby na poważnie.
Prezes PiS opowiadając o tym, w jak demokratyczny sposób on i jego ugrupowanie chroniło niezależność opozycyjnych mediów, musiał mocno walczyć sam ze sobą, żeby nie wybuchnąć gromkim śmiechem. Przecież jest inteligentnych człowiekiem, niektórzy dostrzegają w nim nawet przejawy geniuszu. Doskonale pamięta, jak to z mediami było, gdy tylko doszedł w 2015 roku do władzy.
Najpierw prezes PiS i jego ludzie zadbali o media publiczne. Rozpoczęli od wymiany zarządów Telewizji Polskiej i Polskiego Radia. Dużo mówili o ich niezależności i apolityczności, gdy powoływali Radę Mediów Narodowych, która miała wyłaniać ludzi do kierowania mediami publicznymi. Aby RMN zapewnić niezależność i apolityczność, obsadzono ją głównie ludźmi związanymi z PiS. A potem poszło już szybko i gładko. RMN wybrała szefów mediów wskazanych przez centralę PiS przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie. Do TVP trafił „bulterier Kaczyńskiego” Jacek Kurski, który zwolnił dziennikarzy, zastąpił ich propagandystami, a publiczną telewizję zamienił w propagandowy, rządowy ściek.
Telewizja Kurskiego, gdy trzeba było pomóc PiS podczas wyborów, nie cofała się nawet przed antysemityzmem, gdy straszyła widzów, że kandydat na prezydenta Rafał Trzaskowski chce zabrać im pieniądze i oddać je Żydom. TVP pokazywała dosłownie ściek. Na ekranach TVP pojawiał się klozet, z którego wyciekały fekalia, gdy trzeba było oskarżyć Trzaskowskiego o to, że z jego winy kanalizacja w Warszawie podczas ulewnych deszczów nie działa tak, jak powinna.
Znaleźć bulteriera
Prezes TVP Jacek Kurski okazał się tak niezależny, że gdy Rada Mediów Narodowych z powodu niesnasek między kierownictwem PiS a prezydentem Andrzejem Dudą odwołała go ze stanowiska, pojechał na Nowogrodzką i po kilku godzinach RMN zwróciła go TVP.
Obecnie dzieło Kurskiego w TVP kontynuuje Mateusz Matyszkowicz, który niegdyś próbował uchodzić za niezależnego od partyjnych układów, subtelnego filozofa. On też jest niezależny. Właściwie to nic nie musi robić, tylko pilnować, żeby propagandowa maszyna naoliwiona przez Kurskiego działała sprawnie.
Na potrzeby Polskiego Radia nie udało się znaleźć takiego „bulteriera”, który potrafiłby tak od razu wykończyć publiczną radiofonię, jak zrobił to Jacek Kurski z TVP. Zmieniło się kilku prezesów zanim np. z Trójki, która cieszyła się względną autonomią nawet w czasach PRL i była słuchana przez kilka pokoleń inteligencji, zrobiono radio dokładnie dla nikogo.
Ktoś może zapytać, co to wszystko ma wspólnego z niezależnością mediów i dziennikarzy. Władza PiS co prawda nigdy się nie przyznała do zamieniania mediów publicznych w partyjne szczekaczki. Przekonywała jednak, że wprowadzone w nich zmiany wzbogacają ofertę medialną i umożliwiają społeczeństwu dostęp do bardziej urozmaiconej oferty prezentowanych w mediach opinii.
„Naprawianie” mediów prywatnych
Cóż, tak się składa, że jest to typowe tłumaczenie, gdy władze w krajach wprowadzających autorytaryzm biorą pod but media publiczne. Kiedy w Rosji uruchamiano propagandową telewizję dla zagranicy Russia Today, jej redaktor naczelna Margarita Simonian przekonywała, że jej telewizja jest tak niezależna, iż informuje o tym, czym z powodów politycznych boją się zajmować inne media na całym świecie, w tym zwłaszcza amerykańska stacja CNN czy brytyjska BBC.
Politykom PiS nie wystarczało jednak bronienie niezależności i obiektywizmu tylko mediów państwowych. Zabrali się za „naprawianie” mediów prywatnych. Zakup gazet regionalnych wydawanych przez Polska Press przez państwowy koncern PKN Orlen tłumaczono tym, że będą one bardziej niezależne i profesjonalne, gdy nadzór będzie miał nad nimi polski, a nie niemiecki właściciel. Skończyło się na tym, że polski właściciel wymienił redaktorów naczelnych poszczególnych tytułów na takich, którzy nie mają oporów przed przyjmowaniem partyjnych zleceń z góry, a ci dobrali sobie usłużnych współpracowników. Efekt: regionalne gazety w Polsce stały się tubami propagandowymi władzy.
Władza PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele martwi się też o niezależność innych prywatnych mediów. Bardzo się niepokoi, że w niektórych z nich udziały mają zachodnie firmy i inwestorzy. Gdy tylko PiS doszło do władzy w 2015 roku, niemal od razu zapowiedziało tzw. repolonizację mediów. Miała ona polegać na ograniczeniu, a więc wypchnięciu kapitału zagranicznego z mediów działających w Polsce. Była to niemal dokładna kopia przepisów wprowadzonych niewiele wcześniej w Rosji. Gdyby udało się to zrealizować, skończyłoby się tym samym co w Rosji, czyli przejęciem niezależnych mediów przez państwowe firmy i ludzi uzależnionych od władzy. W Polsce ten zamach na media nie doszedł do skutku tylko dzięki temu, że wciąż jesteśmy w Unii Europejskiej i nawet Jarosław Kaczyński z całym swoim PiS musi stosować się do zasad wspólnego rynku, które nie przewidują wywłaszczeń inwestorów z innych krajów UE.
Jak na razie ostatnim akordem repolonizacji mediów było tzw. lex TVN. Władza PiS spróbowała wtedy wywłaszczyć amerykańskich właścicieli Grupy TVN. W tym przypadku zapędy PiS zostały powstrzymane przez amerykańskich dyplomatów, którzy są wręcz przewrażliwieni na punkcie zamachów na amerykański kapitał.
Kaczyński: „Oni są wrogami demokracji”
Władza PiS nie zaprzestaje jednak prób „naprawiania” sytuacji polskich mediów i ich niezależności. Nie tak dawno szefowie portali Wirtualna Polska i Onet opisali, jak prominentni politycy obozu rządzącego składali propozycje kupna tych mediów. A gdy nic z tego nie wyszło, proponowali umieścić w redakcji Onetu człowieka dbającego o interesy PiS w materiałach publikowanych przez portal. Mówiąc wprost, proponowali umieszczenie tam cenzora. I – a jakże – tłumaczyli to potrzebą zachowania obiektywizmu przez portal.
W walkę o obiektywizm i niezależność polskich mediów szczególnie mocno angażuje się ostatnio partyjny nominat na stanowisku przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji – Maciej Świrski. Próbuje pomagać mediom wejść na odpowiednią, partyjną ścieżkę poprzez nakładanie ogromnych kar finansowych na tych, którzy kontrolują władzę i patrzą jej na ręce.
– Bo jesteśmy demokratami, a oni są wrogami demokracji – zapewniał Jarosław Kaczyński, ostrzegając, że to opozycja chce zniszczyć media. Wyglądało, że mówi to poważnie, ale musiało go w środku roznosić ze śmiechu.