Mariusz Zielke w filmie „Bagno” oskarża media o ukrywanie pedofilii

„To jakaś nagonka”

Mariusz Zielke już 2019 roku stawiał mediom zarzuty, że nie zajmują się sprawą Krzysztofa S.

Dziennikarz śledczy Mariusz Zielke w filmie „Bagno” ponownie oskarżył główne niezależne media o to, że nie chcą się zajmować „największym skandalem pedofilskim w Polsce”. Zarzucił im też, że temat pedofilii podejmują tylko wtedy, gdy dotyczy ona duchownych. – To nosi znamiona obsesji – komentuje Piotr Pacewicz, redaktor naczelny OKO.press. Film na YouTube przez trzy dni został wyświetlony ponad 140 tys. razy.

Film „Bagno” został opublikowany w kanale Mariusza Zielkego (laureat m.in. Grand Press za dziennikarstwo śledcze w 2005 roku) w piątek 30 czerwca. Autor promuje film na Facebooku, m.in. umieszczając w nim zajawki wideo. „Komu zależy na tuszowaniu zbrodni, największych afer, tuszowaniu pedofilii? Zapraszam do obejrzenia filmu »Bagno« na YouTube`ie, będziecie państwo zszokowani i wstrząśnięci” – mówi Mariusz Zielke w jednej z zajawek. W innej zarzuca TVN, Onetowi, tygodnikowi „Newsweek Polska”, OKO.press, „Krytyce Politycznej”, „Gazecie Wyborczej”, że „pozwoliły zatuszować największą w historii Polski aferę pedofilską”.

„Media nie interesują się tematyką pedofilii”

W filmie „Bagno” Mariusz Zielke przedstawia historie kobiet, które miały być w dzieciństwie molestowane seksualnie przez muzyka Krzysztofa S. (ma postawione zarzuty), przed laty współtwórcę programów „Tęczowy music box” w TVP 1 i „Co jest grane?” w Polsacie. Znaczna część filmu poświęcona jest jednak temu, jak autor próbował zainteresować tematem redaktorów naczelnych największych, niezależnych mediów, a większość z nich odmówiła mu nawet spotkania. W filmie Zielke ujawnił fragmenty rozmów telefonicznych z szefami redakcji i dziennikarzami, m.in. z naczelnym „Press” Andrzejem Skworzem.

Mariusz Zielke w swoim filmie stawia tezę, że główne, niezależne media w Polsce nie interesują się tematyką pedofilii, jeżeli nie dotyczy ona duchownych. „Pedofilii w innych środowiskach w ogóle generalnie nie dotykamy i nie podejmujemy z różnych przyczyn. Jak sądzę, nie są atrakcyjne, tak jak atrakcyjna jest pedofilia w Kościele” – mówi w filmie Zielkemu w rozmowie telefonicznej Tomasz Krzyżak, dziennikarz „Rzeczpospolitej”.

Jedynym redaktorem naczelnym dużej redakcji, który zgodził się na udział w filmie „Bagno”, jest naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrabota. – Zdecydowałem się wystąpić, bo w „Rzeczpospolitej” do tematu rozliczenia z pedofilią podchodzimy naprawdę poważnie. Jakim zresztą byłbym redaktorem naczelnym, gdybym tego samego dnia drukował raport Tomasza Krzyżaka o pedofilii w Kościele i odmawiał wypowiedzi o karaniu pedofilów? Uznałem, że to konieczne i zaufałem autorowi filmu. Jak się okazało, nie zawiódł mnie. Co do kwestii pedofilii w środowiskach artystycznych, to w istocie temat trudny i okryty szczelniejszą zasłoną, niż pedofilia w Kościele. Więcej tu mętnej wody, prywatnych układów. Najlepszym dowodem jest sprawa Krzysztofa S. To się wlecze od lat i jest bolesne. Dla samego S. i środowiska. Kwestia powinna być ostatecznie wyjaśniona, a S. albo potępiony, albo oczyszczony z zarzutów. W zamian mamy niekończący się serial podejrzeń. Osobiście czekam na moment, kiedy doczekamy się sprawnego instrumentu karania bez względu na przynależność środowiskową pedofilów – zaznacza w rozmowie z „Presserwisem” Bogusław Chrabota.

– Mam bardzo silne dowody na to, że tę sprawę celowo zatuszowano, żeby nie przeszkadzała w walce z Kościołem. Wkrótce ujawnię te dowody – zapowiada Mariusz Zielke. W filmie postawił też zarzut braciom Markowi i Tomaszowi Sekielskim (obecnie naczelny „Newsweek Polska”), autorom głośnego filmu o pedofilii w Kościele „Tylko nie mówi nikomu”, że zajęli się tym tematem, bo na ujawnianiu pedofilii wśród duchownych można zarobić, a w sprawie Krzysztofa S. nie chcieli się z nim spotkać.

„Więcej szkód niż pożytku”

Bartosz Węglarczyk, naczelny Onetu, którego słychać w filmie, jak odmawia spotkania autorowi „Bagna”, mówiąc, że jest zajęty od rana do późnego wieczora, zwraca uwagę, że film Zielkego może zaszkodzić sprawie ujawniania pedofilów. – Mariusz Zielke zapewne działał w dobrej wierze, ale może sprawić więcej szkód niż pożytku. Sprawę będą mogły chcieć wykorzystać media rządowe i politycy obozu rządzącego w celach politycznych, oskarżając niezależne media, że nie zajmują się pedofilią, jeżeli nie chodzi o Kościół. To oczywiście nie jest prawda, bo udowodniłem Mariuszowi Zielkemu, że o sprawie Krzysztofa S. w Onecie pisaliśmy około 30 razy. Jemu natomiast nie podobało się, w którym serwisie te teksty były publikowane. Jak pan Zielke zostanie naczelnym Onetu, będzie decydował, gdzie publikować teksty. Na razie nim nie jest – mówi Bartosz Węglarczyk.

I dodaje: – Myślałem, że Mariusz Zielke zadzwonił do mnie, żeby porozmawiać, czy możemy się spotkać na nagranie na potrzeby filmu. A ja ostatnio unikam spotkań, bo kalendarz mam tak wypełniony, że nie mam na nie czasu. Ale rozmawiałem z nim, a potem się okazało, że ta rozmowa została wykorzystana w filmie.

Inni naczelni, którzy usłyszeli swoje telefoniczne rozmowy z Mariuszem Zielke, też mają do niego żal, że nie poinformował ich o tym, że może wykorzystać je w filmie. – Zadzwonił człowiek, którego nie znam. Przedstawił się jako Mariusz Zielke. Mówił coś o muzyku Krzysztofie S., o którym nigdy nie słyszałem i którego nie znam. Zielke nagrał mnie bez mojej zgody i wiedzy – podkreśla Jarosław Kurski, pierwszy zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”.

– Nie jest prawdą, że ich nie informowałem, że ich nagrywałem. Ja ich nie nagrywałem, ja nagrywałem siebie. Wszystkim mówiłem, że realizuję film o kryciu pedofilii w środowiskach artystycznych. Jeżeli nie chcieli się ze mną spotkać przed kamerą, to puściłem ten materiał, który uzyskałem, zbierając materiały – tłumaczy Mariusz Zielke.

Zielke: „Nie mogę stawiać zarzutów TVP”

Autor „Bagna” podkreśla, że zależało mu tylko na dobru ofiar Krzysztofa S. i dlatego tak usilnie dążył do tego, by zainteresować tematem inne media. – Przez 50 lat kryto tego człowieka, który skrzywdził prawdopodobnie kilkaset osób, też za granicą, bo w czasach PRL często wyjeżdżał z kraju na występy. Myślałem, że wpłynę na sumienia tych wszystkich redaktorów, chciałem z nimi porozmawiać o faktach i dowodach – mówi Zielke.

– Dlaczego w tym filmie nie ma szefów redakcji mediów rządowych, w tym TVP, czy mediów sprzyjających władzy? – dopytujemy.

– Nie mogę im stawiać żadnego zarzutu, bo dzwonili do mnie z TVP, czy nie chciałbym się z nimi spotkać. Od razu się spotkałem. Zaproponowali mi budżet na film, zapraszali do programów, ale odmawiałem. Powiedziałem im, że nie chcę, żeby ta sprawa była wykorzystana w celach politycznych – zapewnia Zielke.

Pacewicz: „Znamiona obsesji”

Mariusz Zielke już w 2019 roku, przy okazji reportażu o Krzysztofie S. Izy Michalewicz w dodatku do „GW” „Duży Format”, atakował media, że nie chcą się zajmować sprawą muzyka lub zajmują się nią niewłaściwie. Szefowie niezależnych redakcji odpierają te zarzuty. – To są absurdalne pretensje, bo opublikowaliśmy mnóstwo tekstów na ten temat. Natomiast odnoszę wrażenie, że film pana Zielke jest głównie o nim samym – mówi Bartosz Węglarczyk.

– To, co robi Mariusz Zielke, nosi znamiona obsesji – uważa Piotr Pacewicz, naczelny OKO.press. – Opisywaliśmy wiele przypadków pedofilii, nie tylko w Kościele, ale też w innych środowiskach, np. w teatrze, wśród nauczycieli.

– Zarówno TVN, TVN 24, jak i TVN24.pl informowały o sprawie Krzysztofa S. Zarzut, że ta historia została przez nas pominięta, jest nieprawdziwy. Powstało na ten temat co najmniej kilka materiałów. Redakcja TVN 24 na pewno będzie wracać do sprawy Krzysztofa S., jeśli będą nowe ustalenia – informuje biuro prasowe grupy TVP po tym, jak przesłaliśmy pytania Michałowi Samulowi, szefowi informacji TVN.

Jarosław Kurski na dowód, że „Wyborcza” zajmowała się sprawą, przysyła linki do reportażu Izy Michalewicz z 2019 roku „On miał 61 lat, a my 12. Dziewczyny z zespołu Tęcza po latach przerywają milczenie” i do rozmowy z ofiarami przeprowadzonej przez tę autorkę trzy lata później. – Ten film to jakaś nagonka – kończy Jarosław Kurski.