– Istotna grupa polityków PiS doszła do wniosku, że nie zdąży wprowadzić lex pilot przed jesiennymi wyborami do parlamentu – tak Robert Kwiatkowski, były prezes TVP, poseł koła parlamentarnego PPS, tłumaczy zwrot w sprawie tej regulacji. W piątek 21 kwietnia projekt został wycofany z Sejmu. – Ten pomysł na wzmocnienie pozycji TVP okazał się zbyt ryzykowny i kosztowny. Raczej do niego nie wrócimy, nawet gdy wygramy wybory – słyszymy w PiS.
– Nie wiadomo, czy lex pilot, który nierówno traktuje podmioty gospodarcze i umożliwia sekowanie TVN, podpisałby prezydent Andrzej Duda. Nawet jeśli tak by się stało, operacja zmiany numerów poszczególnych kanałów to kwestia co najmniej wielu miesięcy – zauważa dr hab. Adam Szynol, medioznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego. – Przecież operatorzy telewizji kablowej mają umowy z nadawcami, gwarantujące pozycje konkretnych kanałów. Ewentualnych zmian nie da się wprowadzić z tygodnia na tydzień.
Pakt o nieagresji z Polsatem
Szynol zgadza się z opinią, że PiS zorientowało się, iż czasu jest za mało. Jego zdaniem wycofanie się prawicy z projektu jest związane z obawą przed ewentualną porażką w wyborach.
Ale wszystko wskazuje na to, że nawet po ewentualnym zwycięstwie Zjednoczonej Prawicy w wyborach do parlamentu do pomysłu lex pilot nikt nie zamierza wracać. – Prezydentem będzie wciąż Andrzej Duda, który raczej nie podpisze ustawy ewidentnie skierowanej przeciwko TVN. Jest też inny powód, przez który do pomysłu nikt nie będzie chciał wracać. Lex pilot osłabiał pozycję wszystkich nadawców prywatnych, więc np. również Polsatu, z którym mamy zawarty swoisty pakt o nieagresji. Nikt nie będzie go łamał, nawet jeśli wygramy nadchodzące wybory – mówi poseł Zjednoczonej Prawicy, proszący o zachowanie anonimowości.
Jak informowaliśmy w „Presserwisie”, od grudnia ubiegłego roku Zjednoczona Prawica forsowała ustawę wzmacniająca pozycję Telewizji Polskiej w relacji do nadawców prywatnych. Do projektu ustawy Prawo komunikacji elektronicznej dostosowującego polskie przepisy do Europejskiego Kodeksu Łączności Elektronicznej rząd dołączył propozycję radykalnych zmian dotyczących platform satelitarnych i operatorów telewizji kablowej.
W projekcie nazywanym lex pilot, kanały TVP (TVP 1, TVP 2, TVP 3, TVP Info i TVP Kultura) zostały objęte zasadą, przez którą musiałyby się znaleźć na pięciu pierwszych pozycjach u operatorów. Dalsze miejsca zarezerwowano dla pozostałych stacji TVP nadawanych naziemnie.
W oficjalnych wypowiedziach odpowiedzialny za cyfryzację podsekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Paweł Lewandowski tłumaczył, że dzięki zmianom dostęp do telewizji publicznej stanie się łatwy i powszechny, bo w różnych miejscach kraju kanały będą na tych samych miejscach i nie trzeba będzie ich szukać.
Skutek kalkulacji obozu rządzącego
Politycy opozycji nie mieli i nie mają wątpliwości, że powód tak sformułowanych zapisów był zupełnie inny. – Chodziło o wzmocnienie pozycji telewizji publicznej w relacji do prywatnych w kontekście nadchodzących wyborów parlamentarnych – mówi Robert Kwiatkowski, poseł koła PPS, pracujący w sejmowej komisji cyfryzacji, innowacyjności i nowoczesnych technologii.
W marcu br. strona rządowa niespodziewanie zaczęła wycofywać się z projektu. Pod koniec miesiąca projekt ustawy odrzuciła w całości sejmowa komisja cyfryzacji. A w ostatni piątek została wycofana z Sejmu.
– Projekt już w tej kadencji Sejmu się nie pojawi – mówi Robert Kwiatkowski. – To skutek kalkulacji. Wewnątrz obozu rządzącego zaczęło dominować przekonanie, że zapisów lex pilot nie da się wprowadzić w życie przed tegorocznymi wyborami do parlamentu. Trwanie przy projekcie PiS uznał za nieopłacalny, bo narażał się z tego powodu na krytykę większości środowisk związanych z szeroko pojętym światem mediów. A potencjalne zyski natury politycznej zostały najwyraźniej ocenione jako zbyt odległe w czasie i niepewne – stwierdza były prezes TVP.
– Zjednoczona prawica już niejednokrotnie pokazała, że obradując po nocach, kontrolowany przez tę partię Sejm potrafi przeforsować ustawę w ekspresowym tempie – mówi Adam Szynol.
W jego ocenie istnieje jeszcze jeden powód, przez który politycy Zjednoczonej Prawicy zdecydowali się na porzucenie projektu. – W najlepszym razie zmiany mogliby wprowadzić w życie tuż przed wyborami. Jeśli je przegrają, obecna opozycja dostałaby instrument do miażdżenia tych, którzy dzisiaj rządzą Polską – pointuje medioznawca.