List strony ukraińskiej datowany był na 14 września i adresowany nie tylko do Euronews, ale też do spółki Alpac Capital, która niedawno nabyła pakiet kontrolny udziałów w nadawcy, oraz do Komisji Europejskiej.
W swojej odpowiedzi Euronews uznał list za „zarówno zaskakujący, jak i niepokojący”, jednocześnie rozumiejąc okoliczności, w jakich został napisany. Następnie stwierdzono: „Zaskakujący, ponieważ nie jest normalną praktyką wśród organizacji informacyjnych składanie skarg do instytucji politycznej (tu Komisja Europejska za pośrednictwem jej przewodniczącego i wiceprezesa) na siebie nawzajem. To, że jakiekolwiek media odpowiadają przed jakąkolwiek władzą polityczną, nie jest naszą ideą dziennikarskiej niezależności – zwykle jest odwrotnie. Oskarżenie o promowanie propagandy Kremla, dostarczanie fałszywych argumentów i wątpliwych, zmanipulowanych narracji, to straszne oskarżenia. Takie oskarżenia są niezwykle niepokojące dla dziennikarzy pracujących w redakcji Euronews, a zwłaszcza dla naszego zespołu rosyjskojęzycznego” – napisano w odpowiedzi.
Euronews stwierdził, że nadawca nie może opowiadać się po żadnej ze stron ani promować jednej narodowej narracji zamiast innej. „Nie możemy cenzurować ani uciszać żadnych istotnych, faktycznych stanowisk, ponieważ naszym obowiązkiem jest odpowiedzialne i dokładne przedstawianie pełnego obrazu wojny” – dodano.
Przedstawiciele stacji dowodzą, że w pierwszych dniach wojny Rosja próbowała doprowadzić do zamknięcia rosyjskojęzycznych audycji Euronews i groziła dziennikarzom pociągnięciem do odpowiedzialności. „Na podstawie naszej analizy przykładów, my – w Euronews – zdecydowanie odrzucamy oskarżenia o prowadzenie masowych manipulacji medialnych na temat wojny” – stwierdza stacja.