Tomasz Lis odchodzi z tygodnika „Newsweek Polska” i przestaje być jego redaktorem naczelnym. W ostatnim felietonie na łamach tygodnika Lis mocno krytykował polskie media, pisząc między innymi, że „bardzo wielu dziennikarzy jest zaplątanych w bardzo gęstą sieć politycznych, personalnych i towarzyskich zależności z władzą i jej ludźmi”. Według Lisa „w Polsce wolnych mediów już nie ma”.
W swoim obszernym wstępniaku, który ukazał się w ostatnim numerze tygodnika „Newsweek Polska”, Tomasz Lis bardzo krytycznym okiem diagnozował stan polskich mediów i ich niezależności od władzy. „Czy przy takich mediach jest szansa, by ocalić demokrację?” – zastanawiał się.
Atrapa demokracji
„W Polsce wolnych mediów już nie ma. Jest kilka wolnych redakcji. Nie trzeba niestety palców obu rąk, by je zliczyć” – uważa Lis. I pisze dalej: „Większość mediów i bardzo wielu dziennikarzy jest zaplątanych w bardzo gęstą sieć politycznych, personalnych i towarzyskich zależności z władzą i jej ludźmi. Nikt ich do tej sieci na siłę nie wciągał. Wchodzili dobrowolnie. Jedni ze strachu i oportunizmu, inni z pazerności, jeszcze inni z próżności”.
Według Lisa, w Polsce to nie media kontrolują władzę, tylko władza na różne sposoby większość mediów. „Jeśli uznamy wolność mediów za jeden z warunków istnienia demokracji, to musimy dojść do wniosku, że to jeszcze jedno kryterium wskazujące, iż prawdziwej demokracji w Polsce nie ma. Jest jej atrapa. Podobnie jak istnieje atrapa wolnych mediów. Kontrola władzy przez media jest iluzoryczna. Wpływ władzy na media jest faktyczny” – napisał były już redaktor naczelny „Newsweek Polska”
Media i władza
W swoim felietonie Lis wyliczył też konkretne przypadki kolizji władzy i mediów: „Władza stosuje wobec mediów metody putinowskie (jak przy próbie pacyfikacji TVN), orbanowskie (jak w przypadku Polska Press) i własne, które są kombinacją presji, przekupstwa, a czasem uwodzenia”. Kolejną z patologii są według niego miliardy złotych przekazywane TVP z tytułu tzw. rekompensaty abonamentowej oraz dziesiątki milionów na zaprzyjaźnione tygodniki. „Im niższa sprzedaż, tym większe pieniądze ze spółek skarbu państwa” – pisze.
Powrócił także do sprawy sprzed 15 lat, kiedy to „ludzie Kaczyńskiego na dwa miesiące przed wyborami straszyli właścicieli i szefów Polsatu, domagając się, by ci się mnie pozbyli”. Jak mówi, „nie szło im wtedy o mój cotygodniowy program. Kategorycznie żądali, bym przestał kierować »Wydarzeniami«, co też nastąpiło”.
Według Lisa, polskie media oparte są na bliskich relacjach z obozem władzy. „Pójście na układ z władzą władza docenia. (…) Odwdzięczać się za usługi można zresztą na różne sposoby. Można na przykład podarować bliskiemu dziennikarzowi audycyjkę w Polskim Radiu. To, że nikt jej nie słucha, nie ma znaczenia, ważne, że ktoś na niej zarabia. W ciągu kilku lat stworzono system okołomedialnej korupcji” – pisze. I gorzko konkluduje dalej: „To już nie są wolne media, to są media powolne władzy”.
Kto się miał ześwinić, już się ześwinił
W ocenie byłego redaktora naczelnego „Newsweek Polska”, nie byłoby władzy PiS bez zaprzyjaźnionych jej mediów. „Media coraz częściej zajmują się u nas nie informowaniem i komentowaniem, ale swoistym ściemnianiem i nieczystą grą z publiką. O tym nie powiemy, tego nie zauważymy, to zbagatelizujemy, to zagadamy, to przykryjemy zasłoną dymną albo podzielimy włos na czworo tak, by istotę sprawy całkowicie zamazać, zrealtywizować, unieważnić”.
Konkluduje: „kto się miał ześwinić, już się ześwinił – powiedział o sędziach Igor Tuleya. To samo można powiedzieć o dziennikarzach. Choć można odnieść wrażenie, że większość nawet nie pojmuje, o jaką stawkę toczy się gra”. W ocenie Lisa, jeśli PiS przegra wybory i straci władzę, to raczej mimo mediów, niż dzięki nim. „Na tak zwane wolne media niech demokraci nie liczą” – napisał.
Pełny wstępniak Tomasza Lisa z ostatniego numeru tygodnika „Newsweek Polska” można przeczytać tutaj.