Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił pozew Telewizji Polskiej o sprostowania do artykułu „Gazety Wyborczej” (Agora) z grudnia ub.r. opisującego, że ochroniarze Jacka Kurskiego zatrudnieni w TVP byli wykorzystywani do jego celów prywatnych. Sąd stwierdził, że sprostowania powinien domagać się sam Kurski, a nie TVP.
Powództwo Telewizji Polskiej dotyczyło artykułu Kacpra Sulowskiego „Służyłem u prezesa Kurskiego” zamieszczonego w „Gazecie Wyborczej” w grudniu ub.r. W tekście przedstawiono relacje dwóch byłych ochroniarzy Jacka Kurskiego zatrudnionych przez TVP (nie ujawniono ich personaliów).
Obaj opisywali, że musieli wykonywać wiele zadań związanych z życiem prywatnym Kurskiego i jego żony, m.in. robili zakupy i dostarczali do ich domu czy zawieźli ich gosposię do ośrodka wypoczynkowego TVP niedaleko Ostródy. – W ciągu roku zakupy spożywcze żonie prezesa robiłem co najmniej kilka razy. Kiedy była w szpitalu, przed urodzeniem dziecka, niemal codziennie któryś z nas w godzinach pracy zawoził jej obiady. Prezes dawał nam na to prywatną kartę lub gotówkę, ale za paliwo płaciła telewizja. Korzystaliśmy z karty Flota – powiedział jeden z ochroniarzy.
Bohaterowie tekstu twierdzili też, że podczas kampanii prezydenckiej w 2020 roku jeden z nich miał śledzić Rafała Trzaskowskiego, a inny pracownik miał wypatrywać przez siedzibą Agory dziennikarki „GW” Agnieszki Kublik w dniu, w którym ta nie pojawiła się na rozprawie w procesie wytoczonym jej przez TVP, przedstawiając zaświadczenia o urlopie zdrowotnym.
TVP chciała dwóch sprostowań od „Gazety Wyborczej”
Telewizja Polska skierowała do redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” dwa sprostowania do artykułu. W jednym stwierdziła, że pracownicy TVP „wykorzystywani przez prezesa Kurskiego nie śledzili Tomasza Lisa i Krzysztofa Czabańskiego”, a w drugim – że Kurski „nie wykorzystuje ochroniarzy opłaconych z publicznych pieniędzy do celów politycznych”.
„GW” odmówiła publikacji obu sprostowań, uzasadniając, że są nierzeczowe i wprowadzają w błąd. Oceniła też, że skoro w artykule opisywano wykorzystywanie pracowników Telewizji Polskiej do prywatnych celów przez Jacka Kurskiego, sprostowania powinien domagać się Kurski, a nie TVP.
W tej sytuacji Telewizja Polska skierowała pozew o publikację sprostowania. W zeszły piątek warszawski Sąd Okręgowy w nieprawomocnym orzeczeniu oddalił to powództwo.
– Zauważył, że w obu tych sprawach sprostowania dotyczyły nie tyle informacji, faktów, ale pewnych opinii osób, które występują w tekście. A opinie nie podlegają sprostowaniu. Zdaniem sądu bezzasadne były więc roszczenia Telewizji Polskiej SA wobec redaktora naczelnego – opisał prawnik Agory Piotr Rogowski, cytowany przez „GW”.
Sąd przyjął stanowisko, że fragmenty artykułów, do których odnosiły się sprostowania, nie dotyczyły TVP, tylko Jacka Kurskiego. – Powództwa zostały oddalone, jak podkreślił sąd w ustnej mowie końcowej, ze względów formalnych i merytorycznych – podkreślił Rogowski.
Jeden z ochroniarzy się wycofał, Kurski zapowiedział kroki prawne
Jeszcze przed publikacją tekstu jego autor wysłał pytania do prezesa Telewizji Polskiej, lecz w odpowiedzi otrzymał esemesowe wycofanie się swoich informatorów z każdego wypowiedzianego słowa (mimo, iż wcześniej mieli deklarować gotowość zeznawania przed sądem).
„Wycofuję zgodę na publikację rozmowy i wszelkich informacji ode mnie. Spreparowałem je pod wpływem błędu i emocji, gdyż chciałem zemścić się na swoim byłym przełożonym z TVP, a Pan Redaktor Kacper Sulowski chciał mi to umożliwić za pomocą publikacji w Gazecie Wyborczej. Informacje te są nieprawdziwe. Żądam wstrzymania publikacji” – napisano w jednobrzmiących deklaracjach.
Dziennikarzowi odpowiedziała także telewizja, zaznaczając, że oświadczenia informatorów wyjaśniają wszystkie wątpliwości i są „potwierdzeniem, że otrzymane pytania i planowana publikacja są elementem prowokacji przeciwko TVP”.
Zaraz po publikacji artykułu Jacek Kurski napisał na Twitterze, że tekst „zawiera kłamstwa i zmanipulowane informacje”. – Został świadomie oparty na nieprawdziwych informacjach pozyskanych od osób, które same je odwołały. Podejmuję w tej sprawie stosowne kroki prawne – czytamy. – Tak, jak poprzednio oszczercy będą musieli odwołać swoje kłamstwa. Ataki te, coraz częściej także wobec moich bliskich, nie zastraszą mnie. TVP nadal będzie pokazywać prawdę jak ostatnio A. Michnika składającego w pijackim widzie hołd uniżenia zbrodniarzowi W. Jaruzelskiemu. Odp. czy nowe oszczerstwa to zemsta GW zostawiam opinii publicznej.
1/3 Oświadczam, że artykuł w Gazecie Wyborczej pt. „Dwór Prezesa TVP” zawiera kłamstwa i zmanipulowane informacje. Został świadomie oparty na nieprawdziwych informacjach pozyskanych od osób, które same je odwołały oświadczając: ,,Wycofuję zgodę na publikacje informacji ode mnie
— Jacek Kurski PL (@KurskiPL) December 16, 2021
Prezes publicznego nadawcy nie odpowiedział na nasze pytanie, czego będzie domagał się od redakcji „Gazety Wyborczej” (poza sprostowaniem i przeprosinami), nieoficjalnie jednak wiemy, że nad tymi kwestiami pracują teraz prawnicy.
TVP napisała o „ataku czekoladkami”
Stanowisko w sprawie tekstu zajęło Centrum Informacji TVP, pisząc w komunikacie, że tekst „GW” jest „niską zemstą za ujawnienie przez TVP prawdziwego oblicza Adama Michnika, składającego w pijackim widzie hołd uniżenia komunistycznemu zbrodniarzowi”. – Odpowiedzią „Gazety Wyborczej” na rzetelny i demaskatorski materiał w TVP o uwłaczających pamięci ofiar stanu wojennego i szokująco bliskich relacjach Michnika i Jaruzelskiego jest atak na TVP czekoladkami dla będącej w ciąży żony Prezesa Kurskiego – czytamy.
Tydzień wcześniej „Magazyn Śledczy Anity Gargas” opublikował film z 13 grudnia 2001 roku, na którym ekipa Teresy Torańskiej zarejestrowała spotkanie Adama Michnika z gen. Wojciechem Jaruzelskim. Michnik, który był niespodziewanym gościem, mówił wówczas o Jaruzelskim jako o bohaterze i powtarzał, ze go kocha.
Zdaniem Telewizji Polskiej – za tekstem „Wyborczej” stoi to „odwetu i skonfliktowany z przełożonym były pracownik TVP”, który „przedstawił skonfabulowaną i przejaskrawioną wersję wydarzeń”. – Artykuł „Gazety Wyborczej” zawiera zatem z premedytacją zmanipulowane i spreparowane informacje – co oficjalnie przyznało jedyne źródło, na jakie się „Gazeta” powołuje. Stanowi to oczywiste złamanie zasad etyki i prawa prasowego. Każdy kto powiela te kłamstwa również łamie te zasady.