Z dr Jędrzejem Morawieckim, językoznawcą i socjologiem z Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego, rozmawiamy o tym, czego teraz można dowiedzieć się z rosyjskich mediów o wojnie w Ukrainie, o Polsce i Zachodzie. Jak Rosjanie czytający „Komsomolską Prawdę” widzą świat?
Justyna Dąbrowska-Cydzik, Wirtualnemedia.pl: „W Rosji opatentowano perpetuum mobile. Ale nie działa”. Gdzie Pan to przeczytał?
Jędrzej Morawiecki: W rosyjskiej prasie, ten nagłówek pochodzi z „Komsomolskiej Prawdy”. Oni tak jak inne media stosują „clickbait”. Kiedy wejdziemy w tekst, okazuje się, że owszem wynaleziono perpetuum mobile, ale nie działa, a nie działa, bo… „działa w umyśle twórcy”.
Nie szukam tych informacji na zupełnie marginalnych portalach. Żelazny zestaw mojej prasówki to „Komsomolska Prawda” właśnie, nazywana ulubioną gazetą Putina, „Rossijskaja Gazieta”, od bardzo dawna postrzegana jako tytuł przykremlowski szeroko czytany. Potem przechodzę do „Wzgliad”, „Moskowskij Komsomolec” i kilku pakietów czy agregatorów newsowych w stylu Microsoft News, ale „ojczyźnianych”.
Co pewien czas zaglądam też do kanałów „wojenkorów”, a więc korespondentów wojennych, umieszczających kontent na Telegramie. Tam jest sama „surówka” propagandowa, naprawdę mroczne rzeczy. Tamtejsze materiały wykorzystują potem rosyjskie media w budowaniu swoich przekazów. To co pojawia się na Telegramie, z opóźnieniem około pół dnia trafia do mediów w Rosji i na konta internetowych trolli, także w Polsce. Źródła tych przekazów to rosyjski resort obrony i bezpośrednio z Kremla. Dzięki tym informacjom wiemy „skąd wieje wiatr”. Pracownicy rosyjskich redakcji dowiadują się, jak mają interpretować zdarzenia – punkt po punkcie. Tak było np. w po Buczy, masakrach cywili i innych zbrodniach armii rosyjskiej w Ukrainie. Wersje są takie – albo to nie my, albo to się nie wydarzyło, albo zrobili to Ukraińcy. Padają wobec nich określenia „nazi-taliban” „ukro-faszyści”.
W swoich prasówkach po najcięższych tematach przechodzę do newsów gospodarczych – z nich także da się wyczytać co nieco. Piszą, że jest papier – pewnie go nie ma; zapewniają, że są lekarstwa – to znaczy, że ich nie ma. Na samym końcu szukam różnych „dziwności”, jak z tym perpetuum mobile.
Patrząc na Rosję od wiele lat szukaliśmy zbyt wielu takich “ciekawostek”, śmieszności. Ja wcześniej starałem się tego unikać, nie egzotyzować, nie tworzyć obrazu krainy osobliwości. Ale po 2012 roku okazywało się to coraz trudniejsze. Rosja stała się swoją karykaturą, stała się straszna. Dziś w Ukrainie widzimy jej najmroczniejszą twarz, obudzono największe demony.
W niektórych artykułach dostrzegam wewnętrzne sprzeczności – i nie wiem czy to próba walki z cenzurą czy dziennikarska nieudolność. Przykład – w materiale czytamy, że w Rosji nic nie zaszkodzi bezpieczeństwu lotów mimo tego, że ich samoloty są na czarnej liście. W kolejnym akapicie: “zasłużony pilot zapewnia, że samoloty Super Jet są bezpieczne. Latamy, lampki awarii się zapalają, a my spokojnie lecimy dalej, lądujemy, staramy się naprawić awarię i lecimy dalej”. Czytelnik dowiedział się właśnie, że w rosyjskich samolotach są awarie, a piloci starają się je prowizorycznie naprawić. Po co dziennikarz to pisze? Może z nieudolności, a może chce zasygnalizować odbiorcom, że coś jest nie tak.
Oprócz twardych propagandystów i neofitów tej strasznej ideologii nacjonalistycznej, pojawiają się dziennikarze, którzy coś jeszcze prawdziwego przekazują.
Czy w Rosji istnieją jeszcze jakiekolwiek szczątki niezależnego dziennikarstwa? Czy już wszystko jest propagandą, orwellowskim światem?
Generalnie, jest to orwellowski świat. Ale jeszcze nie Korea Północna. Nie jestem insiderem, nie mogę powiedzieć jak wygląda sytuacja “od środka”. Wszyscy dziennikarze, których znałem, uciekli z Rosji.
Są jeszcze resztki niezależnych mediów, ale proces ich “czyszczenia” trwa – i nie zaczął się 24 lutego, ale znacznie wcześniej. Bardzo niepokojąco zrobiło się na początku tej wojny, czyli w roku 2014.
W mojej książce “Szuga. Krajobraz po imperium” w jednym z rozdziałów opisuję, jak mocno zmieniła się rosyjska telewizja na przestrzeni ostatnich lat, co się z niej wylewa. Jakieś kuriozalne rzeczy, na przykład, że trzęsienie ziemi w Stanach Zjednoczonych w ciągu kilku lat doprowadzi do tego, że rozpadnie się kontynent. Wydanie wiadomości kończy się zapowiedzią, że w kolejnym opowiemy o tym, jak w 7 dni Putin stworzył świat. Dziennikarze rosyjscy nazywają to “zaczistka ploszczadi”, czyli “czyszczenie placu” walcem. A nie zawsze tak było. Pamiętam, że sam uczyłem się na mediach rosyjskich warsztatu dziennikarskiego. Miały bardzo bogaty literacko język, dużą swobodę formalną, były odważne gatunkowo. A teraz okazuje się, że Dmitrij Bykow, pisujący do “Nowej Gaziety”, ale generalnie literat, był truty nowiczokiem przez te same osoby, które próbowały w ten sposób zabić Nawalnego. I to podczas wyjazdu na spotkanie literackie z dziećmi! Na szczęście przeżył.
Są w Rosji resztki niezależnych mediów, które teraz po kolei się zamyka. Takim przykładem jest ovd.info, gdzie można znaleźć informacje o liczbie zatrzymanych na antywojennych protestach (na dzisiaj: 15 439 osób). Inny przykład to portal informacyjny „Meduza” (cytowany także w Polsce). Za bastion niezależnego dziennikarstwa postrzegano “Echo Moskwy”, choć i tak radio było zależne od Gazpromu, paradoksalnie. Ich też zamknęli, a naczelnego uznali za “obcego agenta”. Teraz w Rosji pojawiła się propozycja, by uznani za “obcych agentów” nie mogli rejestrować nowych NGO’sów. Chodzi o zupełne wykluczenie ich z dyskursu.
Wielu dziennikarzy jest fizycznie zagrożonych. Znam takich, którzy zniknęli z Facebooka, bo pisali, że “muszą ukryć się, przeczekać, zobaczyć co w praktyce oznacza prawo posadzenia kogoś na kilkanaście lat”. Takie przypadki niestety się zdarzają. Wielu dziennikarzy emigruje za granicę.
A w środku? W samej Rosji mamy wytwór propagandowy. Oprócz rzeczy kompletnie kuriozalnych, jesteśmy przeniesieni do dziwnego, posklejanego świata, dystopii złożonej z czasów współczesnych i lat drugiej wojny światowej – dla Rosjan Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Nagle naziści pojawili się nie wiadomo skąd w Ukrainie, straszny, zgniły Zachód sterujący umysłami, Wielka Brytania i specsłużby, które mają specjalistów do kierowania protestami w Ukrainie. Inne służby z USA miałaby wynajmować aktorów do udawania zwłok (tak wyjaśniono Buczę). Jednocześnie mówi się, że ci, którzy zostali tam zabici, to ruszali rękami, więc żyli, a po drugie to zabili ich Ukraińcy, bo Rosjan tam nie było. Co z tego mamy rozumieć? Kto został zabity, jeśli nikt nie został zabity? Takie wykluczające się tezy potrafią pokazywać się w jednym artykule. Dla propagandy liczy się zarządzanie chaosem. Wyprodukowanie tylu wersji zdarzeń, żebyśmy przestali wierzyć w cokolwiek. Taki styl przekazu kierowany jest na zewnątrz i do samej Rosji.
Rosyjska propaganda nie jest monolitem. Na bieżąco, próbując wyczuwać nastroje, w zależności od tego “jak wieje wiatr”, tworzy się wiele wersji wydarzeń, które wzajemnie się wykluczają.
Czy narracja o „specjalnej operacji wojskowej” od 24 lutego jakoś się zmieniła?
Gdzieniegdzie w mediach zauważa się użycia słowa “wojna”, ale generalnie ciągle działania nazywane są “specoperacją na Ukrainie”. Linia przekazu generalnie jest ta sama. Wiemy jednak, że oficjalnie zmieniły się cele.
W popularnym programie Sołowjowa, ale także na jego kanale społecznościowym, widać, że niektórzy dziennikarze są pogubieni. To może oczywiście być jakaś gra do wewnątrz Kremla, ale można odnieść wrażenie, że oni rzeczywiście nie rozumieją, po co ta cała “specoperacja” była: czy po to by zająć całą Ukrainę, czy tylko jej część? Czy po utworzenie korytarza do Krymu, czy po Donbas? A skoro tak, to po co takie straty i takie sankcje? Sołowjow pytał o to otwarcie. Ale później został skarcony. Tak w każdym razie interpretuje się cały spektakl z planowaniem rzekomego zamachu na niego, wykrytym przez FSB kilka dni temu. A więc: oficjalnie służby go chronią, a nieoficjalnie: pokazują, co może się stać, jeśli nie przestanie zakłócać narracji niepotrzebnymi dywagacjami.
Czytelnikom i widzom mówi się, że teraz chodzi o to, by poszerzać Donbas o obwody doniecki i ługański, a już nie zająć dużą część Ukrainy. Główna narracja jest taka: “robimy to, by bronić ludność”. Cały czas mówi się o “złych Ukraińcach, nacbatalionach”, które miałaby krzywdzić ludność rosyjskojęzyczną i cały “ruski mir”. W wyobrażeniach Rosjan oni bronią “ostatniej chrześcijańskiej cywilizacji” przed “zgniłym Zachodem i jego rozpasaniem”. To są rzeczy, które były mówione od 2012 roku. Rozprawiał o tym patriarcha Cyryl i sam Putin.
Główny cel “specoperacji” to jakoby “obrona wartości” i w związku z tym “broni się” ludności, “wyzwalając” miasta. Ludzie “witają ze łzami w oczach i kwiatami” swoich “wyzwolicieli”. Dzieci mówią, że “wreszcie będą mogły odetchnąć”. Na Telegramie da się znaleźć filmiki, na których jakieś dziecko mówi, że “Ukraińcy są głupi, a wy jesteście fajni”. Lub Rosjanie po “wyzwoleniu” pozwalają dzieciom bawić się bronią czy na transporterze opancerzonym. To są tego typu propagandowe opowieści, zwielokrotniane i powtarzane w mediach.
Jaki obraz Zachodu wyłania się z dzisiejszych mediów w Rosji?
Rosyjska propaganda wyławia z zachodnich mediów bardzo skrupulatnie wiele informacji i przedstawia je w pasującym aktualnie kontekście. Wyciąga się jednostkowe przypadki np. wypadku, by pokazać, że cała Europa płonie. U nas podobnie robi TVP Info. Ten przekaz był zresztą budowany od wielu lat. Już w 2016 roku słyszałem w rosyjskich mediach, że Skandynawia jest zgniła, “rządzą” tam LGBT i prawa mniejszości, a rosyjskim rodzicom odbiera się prawa do wychowywania swoich dzieci, no i cała Europa to “Gejropa”. Później wróciłem do Polski i widziałem, że tu także media “grzały” podobne tematy. To mnie przestraszyło, Podobnie, to najpierw w Rosji usłyszałem o “wstawaniu z kolan”, a potem ta narracja pojawiła się w Polsce.
Jednostkowe przypadki mają wywołać wrażenie, że na Zachodzie dzieje się strasznie – płoną dzielnice, tworzą się strefy “no-go zone”, panuje totalny chaos. Rosja w ten sposób pokazuje swoją pogardę dla demokracji. Mimo tego że mówiło się o tzw. “rosyjskiej demokracji suwerennej”, to demokracja jako taka była nazywana “diermokratiją”, czyli “gównokracją”. To jest związane z poczuciem ogromnej niesprawiedliwości w społeczeństwie, okrutną transformacją. Łatwiej wytłumaczyć sobie, że wszystkim sterują specsłużby, obce rządy i koncerny. W Polsce tego typu przekazy spotyka się w alt-mediach wspieranych z Rosji.
Przeciętny Rosjanin słucha tego wszystkiego i myśli “no tak, może u na nie jest super, ale zobaczcie co TAM się dzieje! Co u nas by było! Płonące opony, wszędzie chodziliby geje, zabierałby nam dzieci, religie byłyby prześladowane…”. Gdy w rosyjskiej gazecie czytam o strzelaninie w przedszkolu, w której zginęła wychowawczyni, to na końcu mamy wstawkę “przypomnijmy, że w Nowym Jorku strzelają do ludzi w metrze”. Czyli u nas źle, ale gdzie indziej jest jeszcze gorzej.
W ich oczach USA są słabe, choć są złym mocarstwem i rządzi tam Biden, który ma według tamtejszych przekazów demencję, nie kontroluje państwa. USA to imperium zła, które chyli się ku upadkowi.
Co się mówi w rosyjskich mediach o Polsce? To dla Rosji ważny temat? W Pana prasówce czytam na przykład: „Polska rozkręca antyrosyjską akcję w całej Europie”.
Polska pojawia się w rosyjskich mediach w określonych momentach. Ostatnio cytowano tekst Onetu o wstrzymanych do Polski dostawach rosyjskiego gazu, z komentarzem, że tego nie potwierdzają, ale Polska będzie miała problem. To dla Rosjan kolejny argument za tym, żeby gardzić Europą, która stanie się słaba i bezzębna bez rosyjskich surowców energetycznych. Te przekazy czytałem w rosyjskiej prasie już w 2009 roku. Na jednym z kongresów przykremlowskiej organizacji globalistycznej pojawił się postulat, żeby nie liczyć zasobności państwa wskaźnikiem PKB, tylko gigawatami, które może wyprodukować. Dlatego, argumentowano, Europa jest taka słaba. Polska jest słaba, bo ma mało surowców – to jedno. Polska jest niedobra, dlatego że wysyła czołgi – to drugie. Polska jest niedobra, bo chce rozpętać rusofobiczną nagonkę w Europie – to trzecie.
W rosyjskich mediach o Polsce mówiło się w czasach Strajku Kobiet. Na Kremlu widocznie się tego przestraszono. Oni wtedy powtarzali: “najbardziej niebezpieczne jest młode pokolenie”. Na Strajki Kobiet patrzono jako na najsilniejszy ruch społeczny po 1989 roku.
W Rosji obawiano się, że może to doprowadzić do zmiany rządu. Media rosyjskie tłumaczyły: paradoksalnie, PiS w swojej rusofobicznej retoryce jest o wiele użyteczniejszy, dlatego że nie jest traktowany poważnie w Europie. Jego działania są kontr-produktywne, a młode pokolenie w Polsce nie jest “niestety rusofobiczne”, a bardziej pragmatyczne. Dlatego to dla Rosji niekorzystne w dalszej perspektywie, bo może wpływać na dyskurs w Europie. Teraz to już nieaktualne, bo dyskurs europejski i spojrzenie na Rosję i tak radykalnie się zmieniło. Ale warto jednak odnotować, że był taki moment, gdy Polska przyciągała w Rosji uwagę ze względu na zmiany społeczne.
Kim są największe gwiazdy rosyjskiej propagandy? Jak popularne są w Rosji?
Skabiejewa czy Sołowjow, na których ostatnio miano dokonywać zamachów, są dla Rosjan bardzo ważni. Prowadzony przez nich program “60 minut” w Rosji ogląda się rytualnie. Za chwilę może nie być już w Rosji alternatyw np. YouTube’a. Owszem można korzystać z VPN-a, ale to wymaga wysiłku, czasu i wiedzy. Na takie poświęcenia wielu zwykłych Rosjan po prostu nie stać. Oglądanie telewizji nie wymaga takiego wysiłku.
Podsumujmy – warto chyba śledzić rosyjskie media?
Zdecydowanie. Choć uprzedzam, że konsumpcja tych mediów wymaga ostrożności i świadomości tego, co tam jest. Jeszcze przed 24 lutego czasem znajomi pytali mnie, co sądzę o Sputnik News, o Russia Today. Dawno temu sam proponowałem moim studentom śledzenie tych stacji, bo pokazywały inny geopolityczny punkt widzenia, czasem dało się z nich czegoś dowiedzieć. Teraz to już źródła wyłącznie propagandowe. Tak jak w Związku Radzieckim czytało się “Prawdę”, tak dziś należy czytać media rosyjskie – ze świadomością, że część z tych rzeczy to zapowiedzi ich działań. Inne przekazy służą wyłącznie sianiu chaosu. Jeszcze inna część to prawdziwe informacje, które da się znaleźć między wierszami. Dlatego warto je czytać, oglądać.
Dr Jędrzej Morawiecki – pisarz, publicysta i reporter; doktor filologii słowiańskiej oraz socjologii, adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Na swoim profilu na Facebooku publikuje przeglądy rosyjskiej prasy. Autor kilkunastu książek o Rosji „Szuga. Krajobraz po imperium”, „Mały człowiek. O współczesnym reportażu literackim w Rosji”, „Syberyjska sekta wissarionowców jako fenomen społeczno-religijny”, „Patrząc na Wschód” (współautorzy Andrzej Stasiuk, Mariusz Wilk), „Ani żadnej wyspy. Rozmowy o Rosji i Ukrainie” (współautor Piotr Brysacz).