Nie żyje Daniel Passent

„Po prostu mistrz”

Daniel Passent miał 83 lata

W wieku 83 lat zmarł Daniel Passent, dziennikarz, felietonista, przez ponad 60 lat związany z tygodnikiem „Polityka”. – Potrafił wszystko. W tym człowieku mieściły się wszystkie talenty dziennikarskie – wspomina Jan Ordyński. – Jego niebywała erudycja wynikała z autentycznego przejęcia światem – ocenia Jacek Żakowski.

W poniedziałek zmarł Daniel Passent – dziennikarz, felietonista, od 1959 roku związany z tygodnikiem „Polityka”.

Z ogromnym żalem informujemy, że zmarł Daniel Passent, autor przez całe życie związany z tygodnikiem „Polityka”, felietonista, bloger, nasz Kolega – poinformowano w poniedziałek na stronie tygodnika „Polityka”. Publicysta miał 83 lata.

„Z +Polityką+ był związany od zawsze – do zespołu dołączył w 1959 r. Od lat co tydzień publikował felietony poświęcone sprawom politycznym, społecznym, gospodarczym, międzynarodowym, ale i kulturalnym, dzielił się w nich wrażeniami z lektur, wspominał, żegnał przyjaciół” – napisano na stronie tygodnika.

„Tak, to prawda, +Polityka+ jest moim drugim domem. Ponad 60 lat pozostaję w związku, raz formalnym, raz na +kocią łapę+, ale zawsze z +Polityką+. Na pewno ma to coś wspólnego z potrzebą bezpieczeństwa, jaką odczuwałem po wojnie” – przypomniano fragment tekstu Passenta „Jak odnalazłem korzenie” z listopada 2021 r.

Przypomniano, że „miał swoje miejsce także w internecie”. „+En Passant+ Daniela Passenta, prowadzony sumiennie od 2006 r., to jeden z najstarszych blogów politycznych w Polsce” – podkreślono.

„Autor +Polityki+ opublikował w sumie ponad 1 tys. 700 wpisów, chętnie czytanych i gorąco dyskutowanych – czytelnicy zamieścili tu przez lata ponad pół miliona komentarzy. Lekturę tygodnika też często zaczynali od jego felietonu” – napisano.

Passent urodził się 28 kwietnia 1938 r.

Daniel Passent urodził się 28 kwietnia 1938 r. w Stanisławowie w rodzinie pielęgniarki i agronoma. „Dzieciństwo mam amputowane. Od najmłodszych lat byłem pogodzony z tym, że nie mam rodziców, a właściwie, że oni nie żyją, nie istnieją, że ich nawet nie pamiętam” – opowiadał w rozmowie z Janem Ordyńskim w 2011 r. Felietonista nie ma wspomnień związanych z rodzicami, ponieważ podczas okupacji dla bezpieczeństwa ukrywali się osobno. Daniel przeszedł przez kilka polskich rodzin, najdłużej ukrywano go na warszawskiej Pradze. „Mnie ocalili Polacy i Żydzi, a moich rodziców zdradzili Polacy; jedni i drudzy byli obywatelami państwa polskiego” – napisał w felietonie „Dopóki wolno” 6 lutego 2018 r.

Został wychowany przez wuja, Jakuba Prawina działacza komunistycznego, m.in. szefa Polskiej Misji Wojskowej w Niemczech. Studiował w Petersburgu, Princeton, Harvardzie i na Uniwersytecie Warszawskim.

Działalność dziennikarską rozpoczął w 1954 r., pisząc do „Sztandaru Młodych”, będąc jeszcze studentem UW. Od 1959 r. związany był z tygodnikiem „Polityka”, dla którego pracował jako korespondent z wojny wietnamskiej oraz felietonista. Współpracował także z kabaretami, m.in. „Pod Egidą” i „Dudek”, dla których pisywał skecze i monologi.

Na początku lat 60. zyskał prawo do publikacji pamiętników Adolfa Eichmanna, niemiecko-austriackiego, nazistowskiego zbrodniarza, odpowiedzialnego za zagładę Żydów w trakcie II wojny światowej. „Polityka” była jednym z pierwszych pism, które opublikowały wspomnienia Eichmanna.

Od 1971 r. Passent związany był z Agnieszką Osiecką, z którą ma córkę – Agatę. „Ja gotowałem, sprzątałem, prałem, prasowałem robiłem wszystko to, co niańka, bo Agnieszka nie miała żadnych zdolności manualno-kulinarnych” – wspominał. Po rozstaniu z Osiecką, która zostawiła córkę pod jego opieką, poznał swoją obecną żonę – Martę Dobromirską-Passent.

W latach 1996-2001 pełnił funkcję polskiego ambasadora w Chile. Od 2012 r. prowadził w radiu TOK FM autorską audycję „Goście Passenta”.

Swoimi tekstami z lat 80., w których bronił decyzji o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, a także usprawiedliwiał politykę ówczesnych władz, Passent wzbudził kontrowersje i był krytykowany. Bard Jacek Kaczmarski zadedykował mu nawet utwór „Marsz intelektualistów”, którą napisał dla tych, „którzy swoją inteligencją i swoim wykształceniem zdecydowali się służyć reżimowi wojskowemu w Polsce”.

Był autorem kilkunastu publikacji książkowych, m.in.: „Bywalec”, „Bitwa pod wersalikami”, „Obywatelu, nie denerwujcie się”, „Co dzień wojna” (reportaże z wojny wietnamskiej), „Pan Bóg przyjechał do Monachium” (relacje z igrzysk w 1972 r.), „Rozbieram senatora” (relacje z USA), „Choroba dyplomatyczna” (wspomnienia z Chile), „Codziennik” (notatki z 2005 r.), „Passa” (wywiad rzeka przeprowadzony przez Jana Ordyńskiego).

W swojej książce, „Dzieła rozebrane” (2013) Passent opowiadał o kulisach powstawania swoich felietonów. Przez pryzmat tych krótkich, satyrycznych tekstów dziennikarz opowiadał o ich bohaterach – m.in. Andrzeju Wajdzie, Ryszardzie Kapuścińskim – oraz czasach, w jakich zostały napisane. O tajniki warsztatu wypytywał go felietonista Jan Wróbel.

Ostatnią książkę „W 80 lat dookoła Polski” opublikował w 2018 r.

„Jestem typem człowieka pełnego rozterek, który nie potrafi być wyłącznie dumny ze swojej przeszłości; mam skłonność do grzebania się w swoich błędach” – wyznawał Daniel Passent w rozmowie z portalem wp.pl w 2006 r.

„To, co się dzieje np. w wywiadach telewizyjnych, serwisach informacyjnych, również w druku… Te obyczaje są straszne. Dziennikarz nie pozwala dokończyć, przychodzi z tezą, na ogół bardzo mało wie o osobie, z którą rozmawia” – oceniał rzeczywistość polskich mediów w wywiadzie, przeprowadzonym przez Małgorzatę Domagalik. „Jest cały napalony, żeby mnie zmiażdżyć” – dodawał.

Daniel Passent został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (1997), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Złotym Krzyżem Zasługi.

„Po prostu mistrz”

 – Podziwiałem go – podkreśla Wiesław Władyka, publicysta „Polityki”. – Za wiele cech osobniczych, za kapitał talentu, pracy, cierpliwości i niesamowitej dyscypliny. Był to człowiek bardzo pracowity, poświęcony zadaniom od początku do końca. A tych miał w redakcji wiele w ciągu dziesiątków lat: zaczynał jako reporter, pisał o polityce zagranicznej, był sekretarzem redakcji i zastępcą redaktora naczelnego. Był świetnym redaktorem. Odbiorcy tego mogą nie wyczuwać, ale w pracy dziennikarskiej umiejętność myślenia za innych, wymyślania tytułów, skracania, wydłużania, poprawiania, adiustacji jest niebywale istotna. I Passent był pod tym względem fantastyczny – zaznacza Władyka.

Publicysta „Polityki” zaznacza, że Passent osiągnął to ciężką pracą. – Do końca życia mówił, że dziennikarstwo polega przede wszystkim na czytaniu. Znał języki, z kolebki wyniósł niemiecki, angielski, francuski, rosyjski i hiszpański, w wieku dwudziestu kilku lat sprawnie się nimi posługiwał, czytał w nich. Olbrzymi zastrzyk dla jego talentu dała Agnieszka Osiecka przez dodanie swojej wrażliwości artystycznej – dodaje Władyka.

– Straszny żal i szkoda, że odszedł tak wybitny autor, felietonista i człowiek, który – jak sam mówił – zmienił sobie charakter. Stał się na starość miękkim i ciepłym człowiekiem. Jego córka opowiadała, że w późnym wieku zrobił się łagodny i miły, a wcześniej miał osobowość Kaczora Donalda: szybki zapłon, krzyk, wrzask. On mówił, że nad tym pracował. I było widać, jak najmłodsze pokolenie redakcyjnego dziennikarstwa – które weszło do zawodu w ciągu ostatnich dwudziestu lat – autentycznie go lubiło. Cieszył się naturalnym autorytetem. Był miłym, uprzejmym, bardzo eleganckim, grzecznym starszym kolegą. Kto pamiętał go z lat 60. czy 70., wie, że wtedy taki nie był – śmieje się Władyka.

„Wszystko się w nim mieściło”

– Trudno w kilku zdaniach powiedzieć coś o takim mistrzu – przyznaje Jan Ordyński, publicysta, wiceprezes Towarzystwa Dziennikarskiego. – Był to po prostu mistrz, jeden z najwybitniejszych polskich dziennikarzy, publicystów i felietonistów. Często zajmował pierwsze miejsca w rankingach najlepszych dziennikarzy czytelników „Polityki”, kilka lat temu wygrał ranking na najwybitniejszego polskiego felietonistę. Był również znakomitym autorem tekstów kabaretowych i satyrycznych, potrafił napisać reportaż, książkę, duży tekst publicystyczny czy analityczny, a także mały tekst. Potrafił wszystko, w tym człowieku mieściły się wszystkie talenty dziennikarskie – podkreśla Ordyński.

Passent od 60 lat związany był z tygodnikiem „Polityka”. – Był wielkim patriotą „Polityki”, nie wyobrażał sobie życia poza tym tytułem, wracał do niej nawet po długich pobytach zagranicznych, kiedy chociażby był ambasadorem w Chile. Wracał do niej, a ona chciała jego powrotu, bo wiedziała, że to diament – dodaje Ordyński.

Ordyński jest autorem wywiadu-rzeki z Passentem „Passa”. – Przyjaźniliśmy się wiele lat, a w książce opowiedział mi historię swojego życia. Kiedy mnie pytano, wobec czego u niego czuję największy respekt, odpowiadam, że talent. Roman Polański, pytany kiedyś, jak to jest, że każdy film mu wychodzi, odparł, że może to kwestia talentu. Tak samo było w przypadku Passenta, wszystko się w nim mieściło – mówi.

„Jeden z ostatnich”

Publicysta „Polityki” Jacek Żakowski zaznacza, że prywatnie nie był blisko z Passentem. – Z perspektywy odbiorcy i dziennikarza mogę jednak powiedzieć, że był to niewątpliwie jeden z największych mistrzów felietonu w Polsce, a to jest w tym kraju wyjątkowo ważny gatunek. Passent z całą pewnością w powojennej Polsce byłby na pudle. Jego niebywała erudycja wynikała z autentycznego przejęcia światem, do tego dochodził niesamowity warsztat językowy – potrafił napisać rzecz oszczędnym, precyzyjnym, ale jednocześnie nie tchórzliwym językiem. Dla dziennikarzy – nie tylko początkujących – lektura Passenta to ważna lekcja warsztatowa. Od 60 lat polska inteligencja tydzień w tydzień czekała na jego felietony – zaznacza Żakowski.

– Passent należał do generacji, która teraz, w czasie Covidu, gwałtownie odchodzi. Ona przyniosła ogień wysokiej kultury z II Rzeczpospolitej do III Rzeczpospolitej. Tych osób nie było dużo, niedawno zmarł Jerzy Osiatyński. W tym sensie Passent był jednym z ostatnich – mówi Żakowski.

– Pamiętam „Politykę”, która była wielką płachtą. Jej lekturę jako młody człowiek zaczynałem od ostatniej strony, bo tam były felietony – czyli z założenia jakieś szersze i głębsze spojrzenie – opowiada Krzysztof Jedlak, redaktor naczelny „Dziennika Gazety Prawnej”. – To samo z „Tygodnikiem Powszechnym”, choć tu i na pierwszej stronie były wyborne rubryki – np. z licznymi odwołaniami do ustawy o cenzurze. Zgadzam się z opinią, że artykuły, a zwłaszcza felietony, w obu tych pismach, często ze sobą polemizujących, to był wyrafinowany substytut debaty publicznej, która przecież normalnie toczyć się nie mogła. Daniel Passent miał wielkie zasługi, jeśli chodzi o poziom tej zastępczej, ale tym bardziej potrzebnej, ważnej i również dzięki niemu ciekawej debaty. Moje serce było zdecydowanie przy Kisielu, ale i Passent był lekturą obowiązkową. Ciekawe, o co teraz będą kruszyć kopie? – pyta Jedlak.