Dziennikarz “Gazety Wyborczej” Jacek Harłukowicz w rozmowie z Press.pl podkreśla, że żadna władza nie utrudniała dostępu do informacji tak, jak robi to Prawo i Sprawiedliwość. – W XXI w. w demokratycznym państwie, będącym członkiem Unii Europejskiej, dostęp do informacji jest gwarantowany prawem i nie powinien być biegiem z przeszkodami – mówi Harłukowicz.
“Pracuję w zawodzie 23 rok. Nigdy, przenigdy, nie było takich problemów w dostępie do informacji publicznej” – napisałeś na Twitterze. Jest aż tak źle?
Jest. Jeśli chodzi o dostęp do informacji publicznej, to nie pamiętam, żeby kiedykolwiek było gorzej. I dotyczy to absolutnie wszystkich możliwych instytucji publicznych: od rządu poczynając, przez poszczególne ministerstwa, kończąc na sądach, czyli instytucjach, które teoretycznie powinny stać na straży dostępu do informacji publicznej. Przykład z nich zaczynają brać niektóre samorządy.
Jakie techniki uników stosują?
Bardzo różne: od zwyczajnego „nie”, czyli technikę pt. „nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?”, przez przesyłanie kompletnie rozmijających się z pytaniami oświadczeń, po ignorowanie pytań i pozostawianie ich w ogóle bez odpowiedzi. Wszystkich przebił Michał Dworczyk, szef Kancelarii Premiera, czyli jeden z najważniejszych urzędników państwowych, który podczas rozmowy telefonicznej oświadczył mi po prostu, że na moje pytania nie odpowie, bo nie lubi gazety, w której pracuję, a do mnie samego nie ma zaufania. Kompletna aberracja. Nie mam wątpliwości, że obecna władza przyjęła po prostu zasadę utrudniania pracy dziennikarzom. Rządzący uzurpują sobie prawo do monopolu na informacje i dzielenia się nią wedle własnego uznania.
A informacje o majątku Morawieckich już dostałeś?
Nie i to najlepszy przykład, w jaki sposób najważniejsze obecnie osoby w państwie podchodzą do kwestii jawności. Premier wielokrotnie deklarował, że jego żona jest gotowa ujawnić swój majątek. Ale czeka na uchwalenie odpowiednich przepisów. Tymczasem do tego żadne przepisy konieczne nie są. Wystarczy dobra wola, a jednak pani Morawiecka tego nie robi. Moje pytania wysyłane do niej, poprzez KPRM czy pełnomocnika ustanowionego przez rodzinę państwa Morawieckich – Marka Markiewicza – są zwyczajnie ignorowane.
O co prosiłeś?
Na przykład o udostępnienie operatu szacunkowego, na podstawie którego, kiedy pisałem o zakupie słynnej działki we Wrocławiu, zakwestionowano podaną przeze mnie jej wartość. Przez długi czas pan pełnomocnik zwodził mnie, mówiąc, że dokumenty mi przekaże. W pewnym momencie po prostu przestał odbierać telefon i odpowiadać na maile. A mówimy tu o małżonce premiera Rzeczpospolitej Polskiej! Gdy niedawno próbowałem przesłać jej pytania poprzez KPRM, otrzymałem odpowiedź, że Iwona Morawiecka nie jest członkiem rządu, a CIR zajmuje się obsługą jedynie członków Rady Ministrów.
Jak z tym walczysz?
Dziennikarze mają swoje sposoby na obchodzenie tych, którzy próbują im uprzykrzać życie. Sęk w tym, że w XXI w. w demokratycznym państwie, będącym członkiem Unii Europejskiej, dostęp do informacji jest gwarantowany prawem i nie powinien być biegiem z przeszkodami. Ostatnio powodem moich frustracji były kontakty z sądem, czyli instytucją, która teoretycznie powinna stać na straży tego prawa. Usilnie odmawiano mi wglądu w pewne akta, próbując tłumaczyć, że sąd nie ma interesu w tym, by mi je pokazać. Musiałem podeprzeć się pomocą profesjonalnego prawnika, który przygotował takie pismo, po którego złożeniu sąd po prostu nie miał możliwości dalej się ze mną droczyć.
Przy okazji braku komentarza ministra Dworczyka na wyciek maili z jego skrzynki, dziennikarze próbowali zjednoczyć się i naciskać na odpowiedź. Ale mobilizacja nie trwała długo. Gdybyśmy nie odpuszczali, to udałoby się coś zmienić?
Nie wierzę w jakiekolwiek wspólne rozwiązania, ale nie dlatego, że środowisko nie jest zintegrowane, tylko dlatego, że ta władza po prostu i tak zrobi, co chce. I nic nie jest jej w stanie zmusić, aby robiła inaczej. Tak jak w tym przytoczonym filmowym dialogu o płaszczu. Z maili ministra Dworczyka wiemy już przecież, że rząd ma swoich „zaufanych” pracowników mediów, którzy bez problemu publikują podsuwane im gotowce. Po co więc mają narażać się na trudne pytania tych, którzy na ich pracę nie patrzą tak przychylnym okiem. Przez ostatnie siedem lat w „Gazecie „Wyborczej” nie ukazał się ani jeden wywiad z żadnym poważniejszym przedstawicielem rządu. Nie dlatego, że „Wyborcza” o taką rozmowę nie występowała. Ale dlatego, że rządzący po prostu przyjęli taktykę nieodpowiadania na nasze prośby o rozmowę.
Sądzisz, że po ewentualnej zmianie władzy wszystko wróci do normy?
To się po prostu musi zmienić. Nie wyobrażam sobie, żeby następny rząd wszedł w buty obecnej władzy i równie uporczywie ograniczał jawność życia publicznego. Choć niektórzy moi koledzy śmieją się, że jestem nadmiernym optymistą.