Narodziny niezależnego ruchu związkowego przyniosły eksplozję wolnego słowa. Służba Bezpieczeństwa oceniała, że w czasie strajków w sierpniu 1980 r. w Polsce ukazało się około miliona egzemplarzy różnego typu druków. Sierpniowy ruch wydawniczy tylko w części mógł stać się w pełni legalną częścią rynku prasowego. W porozumieniach kończących strajki w sierpniu 1980 r. zapisano m.in. ograniczenie działalności cenzury wyłącznie do zakazywania publikacji naruszających interesy państwa. Powstające związki zawodowe miały również uzyskać dostęp do oficjalnych środków przekazu. Szybko jednak okazało się, że komuniści nie zamierzają przestrzegać tych ustaleń. Do wywalczenia realizacji postanowień konieczne były długie negocjacje z władzami oraz groźba zorganizowania strajku generalnego. Pierwszy numer ogólnopolskiego „Tygodnika Solidarność” ukazał się 3 kwietnia 1981 r. w nakładzie 500 tys. egzemplarzy. Do 13 grudnia tamtego roku ukazało się 37 wydań.
Od stycznia 1981 r. funkcjonowała Agencja Prasowa „Solidarność”. Jej głównym zadaniem było dostarczanie prasie związkowej informacji z całego kraju. Wiele z nich trafiało na ostatnią stronę „TS”, którą redagowano w ostatniej kolejności. W ten sposób przełamywano monopol władz na podawanie bieżących informacji. Na czele redakcji AP „S” stała Helena Łuczywo, która wraz ze swoimi kolegami kilkanaście miesięcy później rozpoczęła tworzenie redakcji przyszłego „Mazowsza”, bo tak początkowo miało nazywać się nowe czasopismo. W założeniu tytuł miał być regionalnym tygodnikiem reprezentującym zarząd Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność”.
Na czele Jerzy Zieleński
Na czele tworzącej się redakcji 5 listopada 1981 r. stanął doświadczony dziennikarz Jerzy Zieleński. Był powstańcem warszawskim, od 1976 r. współpracował z Komitetem Obrony Robotników i Wolnymi Związkami Zawodowymi. Współtworzył dwa najważniejsze czasopisma najwcześniejszego okresu funkcjonowania opozycji antykomunistycznej – „Biuletyn Informacyjny” i „Robotnika”. Był uczestnikiem konwersatorium „Doświadczenie i Przyszłość” i doradcą Regionu Mazowsze NSZZ „S”. Zieleński i jego przyjaciele mieli niezwykle ambitne plany. Nakład „TM” miał sięgać 250 tys. egzemplarzy.
W sobotę 12 grudnia 1981 r. pierwszy numer „TM” był gotowy do druku. Tego samego dnia władze pod przywództwem Wojciecha Jaruzelskiego rozpoczęły wprowadzanie stanu wojennego. Na celowniku junty wojskowej znalazły się oazy wolnego słowa – m.in. „Tygodnik Solidarność” i redakcje regionalnych biuletynów związkowych. W pierwszych godzinach stanu wojennego po zajęciu biur „Solidarności” milicja niszczyła wszystkie wpadające w jej ręce powielacze oraz inny sprzęt wydawniczy. Większość czołowych „dziennikarzy Solidarności”, na czele z redaktorem naczelnym „Tygodnika Solidarność” Tadeuszem Mazowieckim, została aresztowana lub internowana. Na krótko podziemny ruch wolnego słowa został sparaliżowany i w ciągu pierwszych dni oraz tygodni stanu wojennego ograniczał się do publikowania przepisywanych na maszynach i odbijanych na powielaczach gazetek o zasięgu lokalnym, a co za tym idzie reprezentującym lokalne struktury podziemia.
Wpadnięcia w ręce milicji udało się uniknąć trzem dziennikarzom „Tygodnika Mazowsze” – Jerzemu Zieleńskiemu, Helenie Łuczywo i Joannie Szczęsnej. W momencie wprowadzenia stanu wojennego redaktor naczelny przebywał w jednym z warszawskich szpitali. Na wieść o końcu „Solidarności” popełnił samobójstwo, wyskakując przez okno. Według relacji jego przyjaciół kilka dni przed śmiercią powiedział: „[…] nigdy tak naprawdę nie miałem własnego pisma, chociaż czasem z tym i owym się identyfikowałem, to będzie moje pierwsze i ostatnie, jestem przecież stary”. Miał zaledwie 53 lata. Jego pogrzeb zamienił się w kilkusetosobową manifestację milczącego sprzeciwu wobec stanu wojennego.
Ukrywające się dziennikarki „TM” niemal natychmiast wznowiły działalność rozbitej i pozbawionej lidera redakcji. Już 16 grudnia Joanna Szczęsna i Helena Łuczywo wydały przepisywany na maszynie biuletyn „Informacja Solidarności”. W kolejnych dniach dołączyła do nich grupa pozostających na wolności dziennikarzy, m.in.: Anna Bikont, Krzysztof Leski, Ludwika Wujec, Piotr Bikont, Gwido Zlatkes i Olga Iwaniak. Redakcja utrzymywała bezpośredni i pośredni kontakt z ukrywającym się przywódcą mazowieckiej „Solidarności”, tworzącym Regionalną Komisję Wykonawczą Regionu Mazowsze NSZZ „S” Zbigniewem Bujakiem. W kolejnych latach jego poglądy na działalność podziemia i strategię walki z reżimem miały duży wpływ na charakter pisma.
Już 11 lutego 1982 r. udało im się opublikować drugi numer „Tygodnika Mazowsze”. „Tragiczna śmierć naszego przyjaciela przerwała jego pracę. Przejmując po Jurku Mazowsze rozpoczynamy wydawanie pisma od drugiego numeru” – wyjaśniano w artykule wstępnym. Poniżej ukazał się wywiad ze Zbigniewem Bujakiem i z Wiktorem Kulerskim, w którym podsumowywali karnawał „Solidarności”, nazywając go „jednym z naszych powstań narodowych”, oraz omawiali różne scenariusze dalszych działań. „W jakiejkolwiek postaci Związek by nie istniał – najważniejsi są ludzie. Gdyby miały to być marionetki – należy zrezygnować. Gdyby natomiast Związek był prowadzony przez ludzi niezależnych z autorytetem – to może stać się ostoją dla całego społeczeństwa” – mówił Wiktor Kulerski, rozważając możliwość przywrócenia przez władze legalnej „Solidarności”.
W ciągu kilku kolejnych miesięcy „TM” stał się najważniejszym czasopismem podziemnej „Solidarności”. Nakład osiągnął nawet 70 tys. egzemplarzy. W jego dystrybucję było zaangażowanych kilkanaście tysięcy osób. Dużą część stanowiły kobiety, które wzbudzały wśród milicjantów mniej podejrzeń. „Było pięć skrzynek dzielnicowych, które brały po 2–4 tysiące […]. Pod każdą skrzynką była grupa trzech kolporterów, którzy rozprowadzali w danej dzielnicy. Określonego dnia, o określonej godzinie czekali na skrzynce dzielnicowej na Tygodnik. Jeśli dotarł […], to pakowali w mniejsze paczki i nieśli tam gdzie ktoś na nich czekał. Potem musiałem się spotkać z każdą grupą, żeby zebrać informacje, ile trzeba wrzucić następnym razem. Bo ktoś już nie chciał brać w ciemno, a gdzie indziej chcieli więcej” – wspominał szef warszawskiego kolportażu „TM” w opublikowanej w Paryżu w 1989 r. książce „Tylko nie o polityce”.
Wielką rolę odgrywała sieć mieszkań konspiracyjnych
Wielką rolę w działaniach „TM” odgrywała również sieć mieszkań konspiracyjnych. „Żeby robić Tygodnik […] trzeba było pracować na okrągło, a ponieważ ja i Joasia Szczęsna dosyć ostro ukrywałyśmy się, to właściwie powstała taka komuna. Wszystko się robiło w jednym mieszkaniu, a te mieszkania ciągle zmienialiśmy ze strachu przed milicją. W tym mieszkaniu się spało, pracowało, dzień przemieniał się w noc, noc w dzień” – wspominała Helena Łuczywo. Ważną zasadą redakcji była całkowita rezygnacja z korzystania z telefonów.
Podobnie jak wszystkie inne podziemne czasopisma „TM” zmagał się z problemem zaopatrzenia w papier i farbę drukarską. „Nie można było pytać, czy jest papier do drukowania. Trzeba było wypatrzeć go gdzieś na półce i przybiec szybko do domu, powiedzieć — tato, mamo jest papier, wtedy całą ekipą szliśmy udając, że się nie znamy i każde kupowało po jednej ryzie” – opisywał jeden ze współpracowników „TM”. Często farbę dostarczano w paczkach z pomocą humanitarną dystrybuowaną przez parafie. Zdarzało się, że wiele rodzin odnajdywało w paczkach zamiast puszek z mlekiem w proszku puszki farby. Wówczas wymieniano takie paczki. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych redakcja „TM” zaczęła stosować nowoczesne komputerowe techniki składu.
Mimo tak wielkich problemów redaktorom i dystrybutorom udawało się unikać większych wpadek. W setnym numerze „TM” opisywano metody skutecznej konspiracji. „Parę razy otarliśmy się o jakąś wpadkę, były przesłuchane różne osoby, które o nas wiedzą, i żadna nas nie posypała, co dowodzi nie tylko szczęścia, ale i intuicji w doborze ludzi. Poza tym trenujemy tych, których przyjmujemy do pracy i żeby ich oswoić, przeprowadzamy praktyczny kurs obcowania z ubekiem — rodzaj psychoanalizy” – pisano. Dopiero wiosną 1983 r. SB wykryła jeden z ważniejszych ośrodków kolportażu. Działania bezpieki spowodowały trwające trzy tygodnie zmniejszenie nakładu i konieczność odbudowy siatki dystrybucji. W celu osłabienia siły oddziaływania „Tygodnika” Służba Bezpieczeństwa postanowiła opublikować jego fałszywy numer. Ta operacja spotkała się z prześmiewczą reakcją prawdziwej redakcji „TM”.
Zasięg dystrybucji „TM” sprawił, że był on trybuną dla najważniejszych przywódców podziemia, także tych więzionych, którym udawało się przesłać z więzienia ważne informacje lub zarysy programu działania. Pod koniec marca 1982 r. w „TM” ukazał się artykuł Jacka Kuronia przemycony z aresztu na Białołęce. Kuroń proponował przyjęcie strategii masowego sprzeciwu wobec władz, m.in. przez rozpoczęcie strajku generalnego. Tezy Kuronia wzbudziły gwałtowny sprzeciw. Na łamach „Tygodnika” ukazały się polemiki Bujaka i Kulerskiego. W „TM” głos zabierali też pisarze (m.in. Marek Nowakowski) i naukowcy wspierający podziemie. Pod koniec lat osiemdziesiątych w skład redakcji weszli przedstawiciele najmłodszego pokolenia opozycji antykomunistycznej – działacze Niezależnego Zrzeszenia Studentów oraz Ruchu Wolność i Pokój.
Zdaniem Jana Olaszka, badacza dziejów podziemnego ruchu wydawniczego, mimo dopuszczania na łamy „TM” radykalnych działaczy młodego pokolenia redakcja jednoznacznie sprzyjała idei zawarcia porozumienia z władzami komunistycznymi. W „Tygodniku” grunt pod porozumienie okrągłostołowe przygotowywali swoimi artykułami Bronisław Geremek, Jan Lityński i Jacek Kuroń. Sama Helena Łuczywo wzięła udział w pracach „podstolika prasowego”, przy którym ustalono zgodę na wydawanie dziennika reprezentującego „Solidarność” w czasie kampanii przed wyborami kontraktowymi. Dziennikarze „TM” stali się częścią redakcji powstającej „Gazety Wyborczej”. Ostatni numer tygodnika został wydany 12 kwietnia 1989 r. 8 maja ukazał się pierwszy numer „Gazety Wyborczej”. Przeciwko likwidacji „TM” zaprotestowało wielu radykalnych działaczy mazowieckiej „Solidarności”, ale nie udało im się powołać nowego tygodnika o znaczącym zasięgu.