– Zagrożona jest niezależność dziennikarska redakcji jednej z ostatnich, niezależnych od państwa gazet – ocenił zarząd Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” w uchwale o sporze kierownictwa z zarządem „Agory”. – Trudno sobie wyobrazić Polskę bez gazety Adama Michnika i jego ludzi; można bez trudu wyobrazić sobie „Gazetę Wyborczą” bez obecnego zarządu Agory – stwierdził Adam Pieczyński, były szef pionu informacyjnego w Grupie TVN.
W uchwale przyjętej w zeszły czwartek zarząd Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” stwierdził, że informacje o sytuacji w „Gazecie Wyborczej” przyjmuje „z ogromnym niepokojem”.
Władze organizacji uważają, że „zagrożona jest niezależność dziennikarska redakcji jednej z ostatnich, niezależnych od państwa gazet”. – Wolne sądy i wolne media istnieją po to, by bronić ludzi przed władzą. To dziennikarze wolnych mediów rzucają światło na skrywane interesy polityków, pokazują sprawy, których nie chcą widzieć policja i prokuratura – przypomniano.
„Iustitia”: dziś nie czas na spory
– Władza polityczna chciałaby rządzić bez kontroli i bez odpowiedzialności. Nie uda się to jej tak długo, jak długo dziennikarze będą mogli wykonywać swoją pracę bez zakłóceń – dodano.
Zarząd „Iustitii” podkreślił, że „dziś nie czas na spory, na których skorzystają źli, pozbawieni skrupułów przeciwnicy wolności słowa”. –
Nie oceniamy kwestii prawnych w powstałym sporze. Chcemy wierzyć, że zespół dziennikarzy Gazety Wyborczej będzie mógł nadal wykonywać swoją pracę, tak jak przez ostatnie trzydzieści trzy lata. Istnienie wolnej prasy pozwoliło nam bronić niezależności sądów, za co jesteśmy ogromnie wdzięczni – napisano.
Pieczyński: można wyobrazić sobie „GW” bez obecnego zarządu Agory
W weekend na portalu internetowym i w wydaniu papierowym „Gazety Wyborczej” zamieszczono kilka tekstów wspierających redakcję w sporze z zarządem Agory. Jeden z nich napisał Adam Pieczyński, który do przez dwie dekady był szefem pionu informacyjnego Grupy TVN i redaktorem naczelnym TVN24, pożegnał się z nadawcą pod koniec 2019 roku.
W swoim komentarzu Pieczyński podkreślił, jak ważni w firmach z branży mediów są sprawni menedżerowie. – Ale pod jednym warunkiem: że pełniący funkcje zarządcze ludzie nie zapomną, co jest ich największą powinnością. Że muszą służyć akcjonariuszom, ale w mediach muszą też służyć opinii publicznej i zespołom dziennikarskim. Dawno już temu powiedziano, że firma mediowa to nie fabryka śrubek, jak się to niektórym wydaje – zaznaczył.
Według byłego szefa TVN24 w każdym z wariantów rozwoju sporu w Agorze odpowiedzialność będzie ponosić zarząd firmy. – To on powinien umiejętnie rozwiązywać problemy, a nie je mnożyć, to on powinien dbać o najcenniejszych ludzi firmy, to on, w końcu, powinien dochowywać tajemnicy negocjacji z pracownikami, a przede wszystkim to ludzie z zarządu powinni mieć świadomość, dla jakiej firmy pracują, co jest jej głównym celem i zadaniem – wyliczył Pieczyński. – Zwłaszcza w czasach, kiedy demokracja drży w posadach, pandemia zabija w Polsce setki ludzi dziennie, a bandyckie reżimy szykują wokół nas kolejne konflikty – dodał.
– Po przeczytaniu wymiany korespondencji między dziennikarzami „Gazety Wyborczej”, jej twórcami i aktualnym zarządem Agory mogę powiedzieć tylko jedno: trudno sobie wyobrazić Polskę bez gazety Adama Michnika i jego ludzi; można bez trudu wyobrazić sobie „Gazetę Wyborczą” bez obecnego zarządu – ocenił Adam Pieczyński.
Spór z powodu zwolnienia Jerzego Wójcika
W miniony wtorek dyrektor wydawniczy „Gazety Wyborczej” Jerzy B. Wójcik został zwolniony dyscyplinarnie z Agory po 28 latach pracy w firmie. To podsyciło na nowo konflikt kierownictwa „GW” z zarządem firmy trwający od czerwca, kiedy pierwszy zapowiedziano zwolnienia Wójcika oraz połączenie w jeden pion biznesowy „GW” i portalu Gazeta.pl.
W czwartek na drugiej stronie „Gazety Wyborczej” i portalu Wyborcza.pl zamieszczono artykuł, w którym naczelny Adami Michnik i pierwszy wicenaczelny Jarosław Kurski podkreślali, że dzięki działaniom zespołu redakcyjnego „GW” jest w dobrej kondycji biznesowej.
– Mamy stabilne przychody i wypracowujemy zysk, który chcemy reinwestować w rozwój – w redakcję, w ludzi i technologię. Słowem, mamy sukces, który paradoksalnie stał się naszym problemem. Daje nam bowiem to, czego nie tolerują żadne zamordystyczne partie ani żadne pazerne i krótkowzroczne korporacje. Niezależność – wyliczyli.
Opisali, że Jerzy Wójcik o swoim zwolnieniu został poinformowany mailowo. – Żadnych praw. Tak wygląda „etyka” w spółce, której management ma pełne usta wzniosłych słów. A tu, proszę, podłe sponiewieranie pracownika – ocenili.
– Pytamy więc publicznie ten Zarząd: Bartosza Hojkę, Annę Kryńską, Tomasza Jagiełłę, Tomasza Grabowskiego, Agnieszkę Siuzdak, a także patronującą im Wandę Rapaczyński: Czy to wasza zajadła mściwość, głupota, czy błąd?. Pytamy też naszą „matkę założycielkę”, właścicielkę złotej akcji Helenę Łuczywo. Jest to pytanie bolesne dla zespołu i kierownictwa redakcji: Dlaczego na to wszystko pozwalasz? Heleno, dlaczego godzisz się na powolne niszczenie także dzieła swego życia? Czy naprawdę uważasz, że o los „Wyborczej” lepiej zadba korporacja niż sam zespół „Gazety Wyborczej”? – spytali.
Ich zdaniem zarząd Agory działa na szkodę „GW” i jest dla niej niebezpieczny. – Zasiadają w nim ludzie, którzy nie mają pojęcia, na czym polega wydawanie nowoczesnej gazety, a właśnie zwolnili jednego z najlepszych specjalistów na rynku, bo się im nie podlizywał. Niczego dobrego już się nie spodziewamy po tym Zarządzie. Dlatego nie do niego kierujemy ten list, lecz do Państwa – prawdziwych właścicieli „Wyborczej” – podkreślili.
W odpowiedzi zarząd Agory skierował do pracowników komunikat, w którym podkreślił, że spór wokół zwolnienia Jerzego Wójcika ma charakter personalny, nie dotyczy natomiast kwestii niezależności „Gazety Wyborczej”.
– W czasie pandemii Jarosław Kurski i Jerzy Wójcik zwrócili się do zarządu z propozycją nowych warunków pracy – wyłącznie dla siebie samych. Ich oczekiwania obejmowały m.in. 12-miesięczne okresy wypowiedzenia, dodatkowe 12-miesięczne odprawy, dodatkowe urlopy zdrowotne, samochody i pełną opiekę medyczną dla rodzin – opisano w komunikacie, zaznaczając, że propozycję odrzucono, ponieważ „na takich warunkach nie pracuje w Agorze nikt”.
– Ta odmowa stanowiła jedną z przyczyn konfliktu. Adamie, w czasie wtorkowego spotkania z pracownikami mówiłeś, że chodzi tu o „pieniądze, pieniądze, pieniądze”. Nie sposób się z tym nie zgodzić – skomentowano.
Według zarządu „to nie Jerzy Wójcik był pomysłodawcą i głównym twórcą sukcesu modelu subskrypcyjnego”, tylko członkini rady nadzorczej Agory Wanda Rapaczyńska (zarząd podkreślił, że to ona przekonywała o potrzebie zbudowania paywalla) była menedżerka Agory Danuta Breguła (zbudowała zespół). Zarząd podkreślił też, że decyzja o zwolnieniu Wójcika jest ostateczna. – Są takie zachowania, które nie mogą być akceptowane w żadnej organizacji – skomentował.
Protest dziennikarzy „Gazety Wyborczej”
Konflikt między naczelnymi tytułu a kierownictwem spółki wybuchł na początku czerwca br., kiedy zarząd Agory poinformował o zamiarze połączenia segmentu prasowego spółki (obejmującego głównie „Gazetę Wyborczą” i Wyborcza.pl) z pionem Gazeta.pl. Miało się to wiązać ze zwolnieniem Wójcika. Przeciwko zaprotestowali wtedy naczelni tytułu i część dziennikarzy.
Zarząd Agory odpowiedział, że jest „zdumiony i zaniepokojony” działaniami, służącymi „pogłębieniu podziałów” w firmie. Kierownictwo tytułu słowa zarządu odebrało jako groźbę i oświadczyło, że nie będzie współpracować z członkinią zarządu Agnieszką Sadowską, która w ich przekonaniu „skrycie przygotowała plan integracji”.
Jeden z właścicieli Agory, spółka Agora Holding w liście do pracowników zaznaczyła, że chce być „gwarantem bezpieczeństwa obu stron” procesu integracji Wyborcza.pl i Gazeta.pl. Głos zabrało również kierownictwo Gazeta.pl, sprzeciwiając się „narracji koleżanek i kolegów z »Gazety Wyborczej«” i wyrażając zdumienie „próbami wpływania na skład Zarządu Agory S.A. i chęcią zniwelowania zaproponowanego na początku kompromisu”.
Wśród przedstawionych kilka miesięcy temu postulatów naczelnych „Wyborczej” znalazło się także odsunięcie od nadzoru nad ich zespołem członkini zarządu Agnieszki Sadowskiej oraz włączenia w skład zarządu przedstawiciela „Wyborczej”. Sadowska odeszła z Agory, ale drugi postulat pozostał niespełniony.
Od października treści „Wyborczej” nie pojawiają już, jak było do tej pory od lat, na stronach Gazeta.pl. – Rzeczywiście w październiku „Gazeta Wyborcza” zdecydowała o wycofaniu treści Wyborcza.pl ze strony głównej Gazeta.pl – mówiła w piątek Agnieszka Siuzdak, niedawno powołana członkini zarządu Agory (odpowiada m.in. za Gazeta.pl). – Motywacją dla takiego ruchu była chęć zwiększenia ruchu bezpośredniego na Wyborcza.pl. Całościowe konsekwencje tej decyzji dla obu mediów będziemy mogli ocenić dopiero po dłuższym czasie, bo mówimy o potencjalnym wpływie na długofalowe aspekty biznesu. Dopiero za kilka miesięcy będziemy w stanie w pełni odpowiedzieć na to pytanie – zaznaczała.
Pomysł wydzielenia „Gazety Wyborczej” do osobnej spółki zawieszony
W sierpniu podczas prezentacji wyników spółki za II kwartał br. podkreślono, podkreśla, że nie ma możliwości, by wydzielenie „Gazety Wyborczej” do spółki zależnej wiązało się ze zmianą struktury własnościowej. Jerzy Wójcik, wydawca „Gazety Wyborczej”, wciąż jest pracownikiem spółki – potwierdził zarząd.
– Proces (integracji pionów w Agorze) jest dopiero rozpoczęty, prawdopodobnie potrwa około dwóch miesięcy – mówiła członkini zarządu Agory Anna Kryńska-Godlewska. I dodawała, że dotyczy on „wyłącznie analizy wykonalności” wydzielenia. – Musimy sprawdzić, czy jest to technicznie możliwe do przeprowadzenia. Dotyczy to wyłącznie wyodrębnienia „Gazety Wyborczej” w ramach naszych struktur. Spółka taka pozostanie w dalszym ciągu własnością Agory. Nie ma możliwości, aby wydzielenie wiązało się ze zmianą struktury własnościowej takiej spółki – podkreśliła.
W zeszły piątek prezes Agory Bartosz Hojka poinformował, że zawieszono prace nad wydzieleniem „Gazety Wyborczej” do odrębnej spółki zależnej.
Agora ograniczyła stratę
W trzecim kwartale br. Agora przy wzroście wpływów o 38 proc. zanotowała spadek straty netto z 9 do 1,5 mln zł. Przychody z biletów i przekąsek w kinach Helios poszły w górę dużo mocniej niż z reklam i sprzedaży prasy.