Piotr Żytnicki od kilku miesięcy relacjonuje w „GW” konflikt w poznańskim domu zakonnym salezjanów. Ksiądz Michał Woźnicki, którego salezjanie usunęli ze zgromadzenia za nieposłuszeństwo, swój pokój zamienił w kaplicę. Mimo że jest suspendowany, czyli ma zakaz odprawiania mszy, odprawia je codziennie, transmitując w internecie.
Podczas jednej z nich wytknął Żytnickiemu orientację seksualną, z powodu której ma on trafić do piekła. Pokazał też zdjęcie dziennikarza z komentarzem: „To jest twarz tego pana. Tu jest na marszu gejowskim. Aż smutno patrzeć na takie twarze zblazowanych, młodych ludzi. Daj Boże, że w ramach jaśnie panującego koronawirusa te choroby, czyli zboczenia, też się da leczyć”. Natomiast podczas sobotniego kazania sugerował, że Żytnicki jest nie tylko „chory na zboczenie”, ale że może kiedyś z powodu swojej orientacji seksualnej będzie chciał popełnić samobójstwo.
– Przez lata pracy jako dziennikarz spotykałem się z hejtem z różnych stron, więc nie jest to dla mnie nic nowego. Jednak nigdy nie spodziewałbym się takiego ordynarnego ataku ze strony księdza katolickiego – mówi Piotr Żytnicki.
– Dział prawny Agory wie o tej sprawie i nie wykluczamy podjęcia kroków prawnych. Oczekuję reakcji władz kościelnych, bo do tej pory wszystkie kroki kanonicznie nie zostały wykorzystane – dodaje Żytnicki.
Dominika Bychawska-Siniarska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka tłumaczy, że trudno wprost wypowiedzi księdza zakwalifikować jako nawoływanie do nienawiści, czyli przestępstwa opisanego w Kodeksie karnym.
– W takich sytuacjach można jednak złożyć pozew cywilny o ochronę dóbr osobistych i argumentować go tym, że wypowiedź narusza dobra osobiste i ujawnia dane wrażliwe. Orientacja seksualna, nawet jeśli wcześniej znana, jest daną wrażliwą – tłumaczy Bychawska-Siniarska.