Gdańska prokuratura nałożyła karę 500 zł na reporterkę „Dużego Formatu”, dodatku „Gazety Wyborczej” (Agora), Katarzynę Włodkowską za to, że dziennikarka nie przekazała śledczym danych źródła informacji z dochodzenia w sprawie zabójstwa Pawła Adamowicza. Wydawca „Gazety Wyborczej” odwołał się od tej grzywny.
W styczniu br. Katarzyna Włodkowska napisała do „Dużego Formatu” reportaż, w którym podała swoje ustalenia na temat śledztwa w sprawie śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Tekst pt. „Zabójca Pawła Adamowicza: Posiedzę dwa lata i wyjdę”, zawierał m.in. tezy, że Stefan W. określał się jako przeciwnik Platformy Obywatelskiej, a także kalkulował w jaki sposób wcześniej wyjść z więzienia. Dziennikarka przytoczyła też sądowe opinie psychiatryczno-psychologiczne z akt sprawy i nieznane kulisy zabójstwa.
W lutym prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie tego tekstu. – Prokurator Okręgowy w Gdańsku, po analizie materiałów prasowych, jakie ukazały się w styczniu bieżącego roku w związku postępowaniem dotyczącym zabójstwa prezydenta Miasta Gdańska podjął decyzję o wszczęciu śledztwa w sprawie rozpowszechniania publicznie, bez zezwolenia wiadomości z postępowania przygotowawczego, to jest o czyn z art. 241 paragraf 1 kodeksu karnego. Do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku został skierowany wniosek o wyznaczenie innej prokuratury do przeprowadzenia postępowania w tej sprawie – informowała portal Wirtualnemedia.pl prokurator Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej.
Katarzyna Włodkowska nie ujawnia informatora
Włodkowska od początku sprawy mówiła nam, że chodzi o to, by ujawniła nazwisko informatora, czego nie może zrobić. – Tylko pozornie chodzi prokuraturze o moje źródła informacji, bo wiedzą, że nigdy ich nie wyjawię, a sami – zapewniam – niczego nie znajdą – tłumaczyła dziennikarka. – Dlatego będą dążyć do zarzutów i aktu oskarżenia za ujawnienie tajemnicy śledztwa, by spacyfikować mnie i „Wyborczą” oraz pogrozić innym – prognozowała.
We wtorek „Gazeta Wyborcza” podała, że na początku listopada br. Prokuratura Okręgowa nałożyła na Włodkowską 500 zł kary za „bezpodstawne uchylanie się od złożenia zeznań”. W ubiegłym tygodniu wydawca „GW” odwołał się od tej decyzji sądu.
– Nie chodzi o wymiar finansowy, lecz o fundamentalne zasady. Prokuratura, by wydobyć zeznania, posłużyła się prawną manipulacją. Dla dziennikarzy to sytuacja bez precedensu. Zwolnić dziennikarza z tajemnicy, także dotyczącej najcięższych przestępstw, może tylko sąd – skomentował dla „Gazety Wyborczej” radca prawny Tomasz Ejtminowicz.
Dziennik pisze, że wymierzając karę prokuratura argumentuje, iż rzeczywiście chce poznać dane informatora dziennikarki, a ona nie może odmówić, tłumacząc to obowiązkiem zachowania tajemnicy zawodowej. – Bo zdaniem prokuratury uchwała Sądu Najwyższego z 1995 r. taką możliwość niweluje z mocy prawa, gdy chodzi o najcięższe przestępstwa. Dziennikarka powinna więc – już w trakcie przesłuchania – wszystko opowiedzieć. Jeśli tego nie zrobi, grozi jej kara porządkowa (może ona wynieść maksymalnie 3 tys. zł, w skrajnych przypadkach możliwy jest areszt) – czytamy w tekście.
Katarzynę Włodkowską w marcu br. w obronę wzięły m.in. organizacja Reporterzy Bez Granic i Rzecznik Praw Obywatelskich. – Decyzja o wszczęciu dochodzenia wobec niej to eskalacja zastraszania przez polski system sądowy niezależnych mediów i dziennikarzy – napisali Reporterzy bez Granic. W lutym na platformie Rady Europy został opublikowany alert w sprawie śledztwa wszczętego przez gdańską prokuraturę. Takie alerty pojawiają się, gdy zagrożone jest bezpieczeństwo mediów lub dziennikarzy w jednym z państw członkowskich Rady Europy.
Katarzyna Włodkowska debiutowała w 2003 roku w „Dzienniku Bałtyckim”, dwa lata później związała się z trójmiejską „Gazetą Wyborczą”. Do zespołu „Dużego Formatu” dołączyła w styczniu 2018 roku.