Edward Miszczak: ludzie chcą braterskiej telewizji, aby gwiazdy były blisko, rozumiały ich świat

Edward Miszczak

– Jesteśmy podzieleni nie przez newsy, a przez politykę. Prawie jak w okresie międzywojennym. Ja tylko uważam, że ludzie już nie cenią nauczania przez telewizję. Chcą braterskiej telewizji, aby gwiazdy były blisko, rozumiały ich świat – mówi w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN i wiceprezes zarządu TVN Discovery Polska.

Z Edwardem Miszczakiem rozmawialiśmy tuż po prezentacji jesiennej ramówki TVN. Pytamy o nowe programy, zmiany spowodowane pandemią i o to, jak lockdown odbił się na produkcji. Próbujemy znaleźć odpowiedź na pytanie, co może czekać nas jesienią i jak koronawirus wpłynie nie tylko na telewizję, ale i na zachowania widzów.

________________________________________________

Nikola Bochyńska, Wirtualnemedia.pl: To była pierwsza prezentacja programowa w historii emitowana online. Spodziewałby się Pan takiego rozwiązania?

Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN: Podczas tego spotkania nasza szefowa Katarzyna Kieli podkreślała, że priorytetem jest dla nas bezpieczeństwo, nie chcieliśmy nikogo narażać. Jesteśmy firmą amerykańską, a Amerykanie bardzo poważnie podchodzą do problemu COVID-19, mają przecież dramatyczną sytuację. Na szczęście mamy własną platformę Player.pl i dzięki niej mogliśmy przekazać informacje o nowościach całemu rynkowi.

Mimo pandemii udało nam się zrealizować aż osiem premierowych programów. To najlepszy dowód na to, że w ciężkich czasach mogą też pojawić się bardzo dobre propozycje. Drugim nowym zjawiskiem jest stworzenie tzw. po-COVID-owej telewizji. Podam przykład: w „Totalnych remontach Szelągowskiej” przeprowadziliśmy specjalny casting – szukaliśmy bohaterów codzienności, którzy zajęli się swoim otoczeniem, rezygnując z własnych spraw. W jednym z odcinków właściciel poświęcił własne oszczędności by uratować przed bezrobociem pięć osób. Można powiedzieć, że jednym z haseł telewizji po-COVID-owej jest „dobro wraca”. Z kolei program „Tacy sami” pokaże, że nie trzeba być milionerem, aby komuś pomóc.

Jak pandemia wpłynęła na propozycje programowe? Podczas prezentacji powiedział Pan też o nowej propozycji, która dotyczy rozwodów.

Chodzi o „Rozwody – walka o wszystko”. Dzisiaj rozwody to problem całej Europy. Niektórzy z nadmiaru szczęścia i siedzenia w domu 24 godziny na dobę mieli trudną przeprawę w związku i niestety zdecydowali się na rozwód.

W tej ramówce mamy dwie gigantyczne „nogi” – serialowe wtorki i niedziele. We wtorki rządzi kryminał, w niedziele seriale obyczajowe. To w większości nasze własne produkcje. Najbardziej jestem zafascynowany „BrzydUlą”. Nikt w ten serial nie wierzył, kiedy wprowadzaliśmy go do ramówki kilkanaście lat temu. Początki były dramatyczne, później przyszedł wielki sukces. Dzisiaj mało kto pamięta, że pierwsze 10 odcinków nakręcił Wojtek Smarzowski. Cieszę się też, że wróciły „Usta Usta”.

Skąd pomysł, aby po tylu latach wrócić do tych propozycji? Widownia się zmieniła. Sama oglądałam „BrzydUlę” w liceum. Wszyscy jesteśmy starsi, świat się zmienił, a „BrzydUla” wraca, podobnie jak „Usta Usta”. W tym sezonie przyszedł czas na powroty?

Uwielbiam takie telewizyjne powroty. Uważam, że ramówka pełna samych nowości nie odniesie sukcesu. Oczywiście muszą być nowe propozycje, bo ludzie czekają na zmiany. Dla mnie najpiękniejsza jest umowa między nadawcą a widzem. Jeśli pokocha jakiś serial, to ja nie mogę z niego zrezygnować. To byłoby złamanie umowy. Wystarczy poczytać komentarze w social mediach, fani „BrzydUli” czekają dziś na każdą nowinkę, informację z planu.

„BrzydUla” najpierw pojawi się w Playerze, następnie w Siódemce, a na koniec na głównej antenie. Skąd pomysł, żeby tak dystrybuować ten serial?

Poruszamy się w obrębie całej grupy kanałów Discovery w Polsce, musimy w przemyślany sposób zarządzać contentem. Mamy zasadę, którą budowaliśmy kilka lat, a którą się obecnie kierujemy: spacer programowy rozpoczynamy od Playera. W ostatnim czasie zbudowaliśmy też siłę Siódemki, która dobiła do „wielkiej czwórki”. Skoro „BrzydUlę” pokażemy wszędzie, gdzie to możliwe, będzie miała szansę dotarcia do każdej widowni.

Rozłożyliście ramówkę w ten sposób, że premiery mają pojawiać się we wrześniu, w październiku i nawet w listopadzie. Strategia na jesień zakłada – podobnie jak na wiosnę – w przypadku II fali pandemii, że przerwiecie niektóre produkcje i rozłożycie je w czasie, przesuniecie na wiosnę?

Mówimy o realizowaniu produkcji „w czasie pandemii”. Nie zrobimy teraz takich programów jak „Mam talent”. Na razie musimy odpuścić ten format nie tylko dlatego, że Szymon Hołownia wybrał jako prowadzący inną drogę. Z powodu pandemii nie moglibyśmy zgromadzić tak dużej publiczności, jak zawsze. Zagrożenie epidemiczne byłoby nadmierne. Do „Top Model” przeprowadziliśmy casting internetowy. W części produkcji takie rozwiązanie się sprawdzi, w części nie. Wiemy że w tych zgłoszeniach jest więcej marketingu, niż prawdy. Obecnie realizacja tego typu programów jest bardzo trudna, również ich dokumentacja. Produkcja wydłużyła się przez pandemię, stąd na przykład program Szelągowskiej pojawi się w październiku. Dzisiaj wszyscy mówią, że jesień z powodu wirusa może być trudna. Stąd przypuszczenie, że jesień będzie dla widzów bardziej telewizyjna, bo będą więcej przebywać w domach.

Do jesiennej ramówki podeszliśmy optymistycznie

Będzie wtedy oglądać więcej nie tylko telewizji, ale też treści na platformach streamingowych. Dla was jako nadawcy to sytuacja na plus, ale z drugiej strony już wiosną zobaczyliśmy gigantyczne spadki na rynku reklamy. Jak pogodzić dwie skrajne sytuacje: wzrost oglądalności i spadki przychodów z reklam?

Wtedy byliśmy na etapie lockdownu. Cała gospodarka została zatrzymana, zamrożona przy kilkudziesięciu zakażeniach dziennie. Obecnie codziennie mamy kilkaset przypadków zakażeń, a dzieci chodzą do szkół. Sytuacja się zmienia, na rynku nie ma jednej opinii w tej sprawie.

My podeszliśmy optymistycznie, zainwestowaliśmy w osiem nowych propozycji. Uważamy, że widownia może być ogromna, a nasi partnerzy komercyjni uwzględnią ten fakt w planach swoich wydatków. Widzimy, że biznesy ruszyły. Zmienił się również sposób dystrybucji filmów – mamy dwie duże produkcje fabularne na jesień: „Listy do M. 4.” oraz „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy”. Kina podnoszą się po pandemii, notują coraz wyższą frekwencję, ale nie mamy pewności czy tak będzie dalej.

Możliwy jest scenariusz „Hejtera”, czyli krótko po kinowej premierze produkcje trafią do Playera?

Być może właśnie tak będzie, że tzw. okna dystrybucyjne kompletnie się zmienią. Nasz świat – ruchomych obrazków – jest bardzo dynamiczny.

W związku z sytuacją gospodarczą i na rynku medialnym – wprowadzaliście oszczędności w jesiennej ramówce w porównaniu do wiosennej?

Oczywiście musimy bardziej precyzyjnie planować nasze wydatki. Myślę jednak, że to porównywalna sytuacja. Mamy 24 kanały, musimy odpowiednio rozdzielić kontent, a nasza oferta jest bardzo bogata.

Zrezygnowaliście z dużego talent show ze względu na restrykcje związane z pandemią. Kiedy więc widziałby Pan realne szanse na powrót tego typu formatów?

W sierpniu zrealizowaliśmy dwa koncerty bez publiczności: Kamila Bednarka i Agnieszki Chylińskiej. Niektóre show możemy zorganizować bez widowni, jak „Masterchefa”, „Milionerów”, również „Lego Masters” – wielkie show, które było na wielu światowych rynkach, a tej jesieni będzie u nas. W tym przypadku cała uwaga skupia się na uczestnikach. Natomiast „Mam talent” nie da się zrobić bez publiczności, dlatego niektóre formaty trzeba odłożyć na półkę.

Co zatem z planami wznowienia „Agenta” i „Ameryki Express”? Oba programy trudno byłoby obecnie zrealizować w związku z obowiązującymi ograniczeniami?

Ciągle myślimy o tym, jak to zorganizować. Trwają rozmowy z producentami. Sami też wiemy, jakie to trudne, bo choćby Dominika Kulczyk realizuje teraz swoje programy w bardzo skomplikowanych warunkach. Martynie Wojciechowskiej wszystkie służby tłumaczą, żeby nie jechała do Libanu, kiedy ona ma plan porozmawiania z 20 strażaczkami, które ratowały tam ludzi.

Jesteśmy telewizją newsową, więc nie uciekamy od świata, ale pewne sprawy są obecnie o wiele trudniejsze do zorganizowania. Ściągnięcie Joanny Krupy z LA nadawałoby się na scenariusz filmu przygodowego, ostatecznie to się udało. Produkcyjnie obecne czasy niosą z sobą gigantyczny wysiłek logistyczny. Jesteśmy przygotowani, mamy przeprowadzony wstępny casting do „Ameryki Express”. Jak tylko otworzą się granice, ruszymy ze zdjęciami. „Hotel Paradise” był przecież kręcony na Bali i ta lokalizacja miała bardzo duże znaczenie w odbiorze programu.

Właśnie, jesień zaczynacie z „Hotelem Paradise”, który udało się zrealizować jeszcze przed pandemią, jeden sezon po drugim. Było w tym wiele szczęścia.

To było ogromne ryzyko, nie wiedzieliśmy jak ten program zostanie przyjęty. Nasza konkurencja pokazała podobny format, który nie był wielkim hitem. Okazało się, że wyprodukowanie jednej serii po drugiej było dalekowzrocznym zagraniem.

W marzeniach „Big Brother VIP”

„Hotel Paradise” ma zastąpić lukę po „Big Brotherze”? Widzi Pan szansę na powrót tego formatu?

Ciągle mamy w marzeniach wersję „Big Brothera VIP”. Próbowaliśmy wszystkich rozwiązań, tego jeszcze nie. Na razie widzowie nie byliby zadowoleni, gdybyśmy nie dali im drugiego i trzeciego sezonu „Hotelu”. Pewnie traktowaliby to jak zdradę. Odkryliśmy przy okazji nową gwiazdę w „Top Model” – Klaudię El Dursi, która otworzyła pewien kobiecy świat i udowodniła, że mając dzieci też można realizować marzenia. Casting do „Top Model” pokazał, że była inspiracją dla wielu dziewczyn. Nazywam to procesem edukacyjnym telewizji komercyjnej. Kobiety zobaczyły, że jeśli jednej się udało, drugiej też się uda.

Nadchodząca jesień przyniosła zmiany w stacji – w „Faktach” pojawił się Piotr Kraśko, zniknął z „Dzień Dobry TVN”. Jak ocenia Pan jego przejście do serwisu informacyjnego, skąd de facto się wywodzi?

Piotr jest zwierzęciem newsowym, był cały czas w TVN24 BiS. Twierdzi, że pobyt w „Dzień Dobry TVN” był dla niego edukacyjny, pokazał mu inną rzeczywistość, którą – siedząc za stołem w newsach – niespecjalnie widać. Uprawiał reportaż wcieleniowy, formę studyjno-reportażową. Myślę, że była to dla niego ogromna przygoda. Pojawiła się możliwość, aby przeszedł do newsów. Kinga Rusin też wykorzystała ten czas, aby zająć się swoimi sprawami. Nie przerywamy relacji, rozmawiamy, szukamy nowego formatu. Sama doszła do wniosku, że jej czas w „DD TVN” w klasycznej formie się wyczerpał. To było wiele lat, w międzyczasie gwiazdy się zmieniają. Telewizja również się zmienia, będzie potrzebować nowych wyzwań, podobnie jak ludzi. Trudno tkwić w jednym miejscu, każdy szuka czegoś dla siebie.

Zapowiedział Pan, że ma dla niej nowe propozycje i że rozmowy trwają. W jakim charakterze i programie miałaby się pojawić? Sama stwierdziła, że chciałaby prowadzić program „ostrzejszy, bardziej kontrowersyjny”, ale też produkować reportaże i dokumenty.

Rozmowy trwają już od kilkunastu tygodni, w wakacje było trudniej, bo wszyscy byli w rozjazdach. Myślę, że niedługo będzie wiadomo, jaki format dla niej znaleźliśmy. Kinga jest w nowym okresie swojego życia, bardziej „z pazurem”. Szuka czegoś nowego, my nie chcemy tracić z nią kontaktu. Pewnie połączy nas jakiś wspólny projekt.

Na jesień stawiacie na seriale kryminalne. Ma pojawić się „Królestwo kobiet” (Krystyna Janda) i „Nieobecni” (Anna Dymna), sprawdzona „Chyłka”, „Szadź”, a w Player.pl „Żywioły Saszy – Ogień”. Znane nazwiska. Trudno było je pozyskać?

Telewizja rządzi się „modami”. Teraz panuje moda na kryminał. Myślę, że to również wpływ zagranicznych platform na których jest od groma kryminałów i jeśli są dobrze zrobione, chętnie się oglądają. Magda Boczarska gwarantuje, że „Żywioły Saszy” będą świetne. Cały czas mieliśmy prośby o „klasyczny, TVN-owski serial”. Czasy się zmieniły, społeczeństwo się zmieniło, pewne standardy rynku i TVN również. Była prośba o serial obyczajowy i tak wróciliśmy do „Usta Usta”. To była legenda, widzowie oglądali 3 sezony i apelowali: „dajcie nam więcej”. Tymczasem Anglicy zawiesili produkcję i po 10 latach wrócili do pomysłu. Serial zanotował świetne wyniki w UK, więc pomyśleliśmy, że to będzie strzał w dziesiątkę.

Dlatego także zdecydowaliśmy się na nowy polski serial według polskiego scenariusza. Wykorzystuje dobre relacje między kobietami: „Królestwo kobiet” to zwrócenie reflektorów na panie. Zobaczymy kobiety w różnym wieku, powiązane historią z jednym mężczyzną, które „go nie zabiły, a tylko pochowały”. Bardzo wierzę, że to będzie rewelacyjna propozycja, tym bardziej, że mamy tam aktorskie tuzy, które udźwigną każdą rolę.

Dawne różnice się zacierają

Mówi się, że pandemia zmieniła nas jako społeczeństwo. Was jako telewizję również? Postrzega się was jako telewizję dla widza wielkomiejskiego. Nadal chcecie się w ten sposób kreować czy zmieniacie podejście i nie chcecie się już skupiać na widowni z dużych miast?

Trudne pytanie. Ze względu na to, że mamy konkretne moce nadawcze, jesteśmy wielkomiejską stacją. Ale obecność platform sprawiła, że jeśli dzisiaj chcesz oglądać content telewizyjny, nie musisz przebywać w mieście. Trzeba jedynie zadbać o łącza internetowe. Obserwujemy ogromne zmiany. Różnice, dawne podziały się zacierają.

Mam wrażenie, że jest wręcz odwrotnie. Jesteśmy jeszcze bardziej podzieleni przez newsy niż byliśmy jeszcze jakieś 4 lata temu.

Jesteśmy podzieleni nie przez newsy, a przez politykę. Prawie jak w okresie międzywojennym. Ja tylko uważam, że ludzie już nie cenią sobie nauczania przez telewizję. Chcą braterskiej telewizji, aby gwiazdy były blisko, rozumiały ich świat. Poszliśmy w tym kierunku w spocie wizerunkowym: gwiazdy przychodzą do zwykłych ludzi. To nowe zjawisko na rynku i telewizja będzie się w tym kierunku zmieniać.

Podczas pandemii można było łatwo zaobserwować ten trend: gwiazdy siedziały w domach, więc pokazywały swoje „domowe” życie. W programach pojawiały się nie ze studia, a z domu. W pewnym sensie zaprosiły nas do swojej codzienności.

Podam przykład: my tu wszyscy lubimy przychodzić na Wiertniczą, posprzeczać się, wymienić uwagi. Zoom powoduje jednak, że jesteśmy rozdzieleni. Kochamy spotykać się na żywo, bo proces kreacji to spór, kontrowersja, bronienie swoich pozycji, szukanie w dyskusji rozwiązania. Ale Zoom ma swoje zalety, bo daje mi uporządkowany świat, wystarczy mi jeden dzień w budynku na tydzień. Nie wierzę, że doświadczenia ostatnich miesięcy nas nie zmienią. Bardzo na nas wpływają.

Jaką jesień pan widzi zakładając pozytywny scenariusz, a jaką – negatywny?

Cieszę się, że pracuję w telewizji, ciągle wierzę, że zainteresowanie ruchomymi obrazkami utrzyma się niezależnie od tego, jak będziemy je dystrybuować, na jakich ekranach będziemy je pokazywać. Każdego nadal będą interesować opowieści o historii normalnych ludzi, emocje związane z tym światem. Mamy w Siódemce program „Kto odmówi pannie młodej?”. Kiedyś było szokiem, kiedy emitowaliśmy „Ślub od pierwszego wejrzenia”. Pytano: jak to, mają się poznać w urzędzie stanu cywilnego? A w tym nowym programie pokażemy niesamowity świat kobiet. Małżeństwa na „kocią łapę” to najczęściej decyzja kobiety. Kiedy one przychodzą do mężczyzny i pytają: „Czy zostaniesz moim mężem?’ nie udają. To są prawdziwe emocje.

To kobieta trzyma w domu pilota

(śmiech) Widzę, że telewizja zauważyła trend coraz bardziej niezależnych kobiet i fakt, że to do nich należy ostatnie słowo.

To jest prawda i to widać. Umówmy się: wiemy, kto trzyma pilota. Żaden film nie przeniesie mnie do takiego świata, jak przeniesie mnie format pełen prawdziwych emocji. Jestem zatem tej jesieni optymistyczny. Bardzo bym chciał, aby nas ten COVID nie pokonał. Wierzymy, że sobie z nim poradzimy, dlatego przygotowaliśmy aż osiem premier, aby ludzie mieli co oglądać.

Mam nadzieję, że wiosną spotkamy się w tak optymistycznym nastroju. Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.