Był więziony, stracił córkę

Dzięki pomocy polskich dziennikarzy reporter z Syrii znalazł w Polsce azyl. Wielki sukces akcji Uwolnić Omara

Fotografia z facebooka "Uwolnić Omara"

Wielkim sukcesem zakończyła się walka dwójki polskich dziennikarzy – Piotra Czabana i Karoliny Bacy-Pogorzelskiej – o sprowadzenie do Polski rodziny Omara Al-Halabiego, reportera z Syrii. Mężczyzna wraz z żoną Assmą i synami – 9-letnim Ahmedem oraz blisko rocznym Abdelem we wtorek wieczorem, 1 września, wylądował na lotnisku Chopina w Warszawie. Radości i łzom szczęścia nie było końca. – Niech ta jedna historia będzie symbolem tego, że w Syrii od 2011 roku trwa wojna, a na syryjsko-tureckiej granicy koczuje kilka milionów ludzi, którzy za chwilę, jak przyjdzie zima, znowu będą zamarzać – mówi Baca-Pogorzelska.

Ta historia to gotowy materiał na scenariusz filmowy. O okrucieństwie wojny i o przyjaźni bez granic, dla której nie ma rzeczy niemożliwych. Syryjczycy Omar Al-Halabi (ze względów bezpieczeństwa nie jest to prawdziwe nazwisko) i jego żona Assma to młodzi ludzie. Mają po trzydzieści kilka lat. Jedną trzecią życia spędzili na wojnie. Zupełnie przypadkiem poznali Piotra Czabana, reportera TVN24.

– Ich znajomość zaczęła się od teledysku do piosenki „Aleppo umiera” zespołu Roki, w którym Piotrek Czaban jest basistą – opowiada Karolina Baca-Pogorzelska, która razem z Piotrem zaangażowała się w sprowadzenie rodziny Syryjczyków do Polski.

Omar zostawił w sieci komentarz, Piotrek skontaktował się z nim, mężczyźni zaprzyjaźnili się, razem zrobili przejmujący reportaż o wojnie w Syrii. W pewnym momencie Polak obiecał, że pomoże mu opuścić Syrię. Zaczął prowadzić rozmowy z urzędnikami, politykami. Kiedy poznał Karolinę Bacę-Pogorzelską, dużo mówił jej o Syryjczyku. Aż w końcu zapytał, czy nie pomogłaby mu sprowadzić jego i jego rodziny do Polski.

– Sporo już wiedziałam o Omarze. Piotrek w grudniu 2018 roku zrealizował w „Czarno na białym” reportaż oparty na jego zdjęciach filmowych. Poza tym, że jest dziennikarzem, jest także operatorem i fotografem. Miał dużo archiwalnych materiałów z bombardowań Aleppo. Obejrzałam ten reportaż. Zgodziłam się pomóc, bo historia Omara i jego rodziny bardzo mnie poruszyła – wspomina dziennikarka.

Relacjonował wojnę, był więziony, stracił córkę

Omar Al-Halabi pracował dla telewizji lokalnej, relacjonował wojnę w Syrii. Jego życie to walka o przetrwanie. Był już więziony przez bojowników Państwa Islamskiego, a w jednym z ataków na Aleppo zginęła jego 7-letnia córka. Rodzina musiała opuścić miasto. Mimo to kontynuował pracę dziennikarską. Dotarł ze swoją kamerą m.in. do obozu dla uchodźców, w którym udokumentował efekt działań Polskiej Akcji Humanitarnej.

Para polskich dziennikarzy początkowo nie chciała nagłaśniać w mediach swoich działań na rzecz uwolnienia Omara. Dopiero po kolejnych nieudanych rozmowach z polskim urzędnikami, ale także niemieckimi, fińskimi, holenderskimi, brytyjskimi i kanadyjskimi, postanowili, że założą stronę na Facebooku – Uwolnić Omara. Razem z Piotrem relacjonowali tam życie rodziny Omara – życie w cieniu wojny.

We dwoje z Piotrem przez prawie dwa lata wspierali tułającą się po Syrii rodzinę. Organizowali zrzutki publiczne, starali się zainteresować losem Al-Halabich europejskich dyplomatów, a nadwyżki zebranych pieniędzy przekazywali wolontariuszom fundacji Światło dla Syrii na pomoc także innym ofiarom wojny mieszkającym w obozach na terenie tego kraju.

400 na dobę bombardowań

W międzyczasie konflikt zaognił się, rodzina Omara znalazła się w strefie ciągłych bombardowań. Nawet 400 na dobę. Trzeba było podjąć bardziej ryzykowne środki. Przełom nastąpił, gdy Syryjczykom udało się nielegalnie przekroczyć granicę z Turcją. Polscy dziennikarze również polecieli do Turcji i tam po raz pierwszy spotkali się ze swoimi przyjaciółmi na żywo. „Nie zapomnimy tego do końca naszych dni” – napisała potem w mediach społecznościowych Polka.

– Dzięki ogromnemu wsparciu, jakie uzyskaliśmy od polskich urzędników w Turcji – mam tu na myśli urzędników konsulatu w Stambule i w Ankarze oraz ambasadora Jakuba Kumocha – udało się przyznać wizy Omarowi i jego rodzinie. Choć tu pojawił się kolejny problem, jak brak paszportów, do których można by je wbić. Trzeba było znaleźć podstawę, w oparciu o którą mogliby podróżować – opowiada dziennikarka.

Kiedy Polska udzieliła Syryjczykom azylu ze względu na prześladowania, którym zostali poddani za to, że relacjonowali światu okrucieństwo wojny, na przeszkodzie stanęła organizacja transportu. Świat ogarnęła pandemia koronawirusa, loty zostały zawieszone, a rodzina Omara na domiar złego mogła opuścić Turcję tylko polską maszyną.- Trzeba było oficjalnie negocjować ze stroną turecką, aby wypuściła Omara z kraju. Razem z rodziną przebywał tam przecież nielegalnie – przypomina Baca-Pogorzelska.

Mamy ich. #UwolnicOmara stało się faktem

Jak opowiada, Turcy stanęli na wysokości zadania. Omar otrzymał najniższy z możliwych wymiar kary (dwuletni zakaz wstępu do kraju). Kiedy wznowiono loty, Syryjczycy mogli w końcu wylecieć do Polski. „Kochani, mamy ich. #UwolnicOmara stało się faktem” – napisała na Twitterze po wylądowaniu na Lotnisku Chopina polska dziennikarka. „Myślałem, że nie da się wydostać mojej rodziny z nieuniknionej śmierci w Syrii. Ale z pomocą Karoliny, wielkiego generała i wspaniałego Piotra, byliśmy naprawdę w stanie zrobić to, co niemożliwe” – dziękował syryjski reporter.

Wylądowali 1 września, wizy odebrali dzień wcześniej.

– To symboliczne daty. 31 sierpnia obchodzimy w Polsce Dzień Solidarności i Wolności, a 1 września, w rocznicę wybuchu II wojny światowej, nasi przyjaciele zostawili wojnę w swoim kraju – zwraca uwagę pani Karolina.

Rodzina Al-Halabich zamieszkała w Warszawie. Mieszkanie jest małe, rachunki opłacone, ale przede wszystkim jest bezpieczne. Syryjczycy bardzo chcą nauczyć się jęz. polskiego i podjąć pracę. Z czym wiąże się jeszcze dopełnienie kolejnych formalności. Dlatego dziennikarze wznowili wcześniejszą zbiórkę. Potrzebne są jeszcze pieniądze na bieżące potrzeby, jak jedzenie, kupno lekarstw, telefonu czy wyprawki dla Ahmeda, który został już zapisany do szkoły.

– Bardzo wszystkim dziękujemy za deklarację pomocy rzeczowej. Assma bardzo chciałaby też, żeby jej syn sam wybrał sobie kolor plecaka czy piórnika. Nie dlatego, że ma taki kaprys, tylko po to, aby mogli wreszcie zacząć żyć normalnie – podkreśla dziennikarka.

Niech ta historia będzie symbolem, że w Syrii trwa nadal wojna

Karolina Baca-Pogorzelska nagłaśniając historię Omara i jego rodziny chciałaby przypomnieć też o dramacie milionów Syryjczyków.

– Nie chodzi o to, żeby teraz każdy z nas ściągał do Polski kolejnego Omara z rodziną. Tylko, aby przypomnieć także o tym, co możemy zrobić będąc w Polsce. Każdy z nas może pomóc wspierając Fundację Światło dla Syrii Renaty Grzybczak, która ma swoich wolontariuszy na miejscu – zachęca. – Niech ta jedna historia będzie symbolem tego, że w Syrii od 2011 roku trwa wojna, a na syryjsko-tureckiej granicy koczuje kilka milionów ludzi, którzy za chwilę, jak przyjdzie zima, znowu będą zamarzać – mówi.